Rewolucja u bram - Slavoj Żiżek

Gest „przepędzonego ducha”, czyli po co nam Lenin?

 

 

„Marks jest ok. – nawet dzisiaj, ale Lenin – nie, to jakiś żart!” Tak mniej więcej sam autor we wstępie obrazuje stosunek społeczeństwa do rosyjskich ideologów. Sławomir Sierakowski w przedmowie do Żiżka również przywołuje argument powszechnej śmieszności co do drugiego ze wschodnich myślicieli. Po jakiego licha więc wyciągać tego trupa z mauzoleum i pisać o nim książki?


Chodzi o gest. Rewolucyjny potencjał chwili, który ów Włodzimierz Iljicz wykorzystał perfekcyjnie, żyjąc w swoich czasach, i zdecydował o przewrocie w takim, a nie innym momencie. Oczywiście jego pragnienie rewolty, która miała doprowadzić do utopii (całkowite zniesienie aparatów państwa i oddanie władzy dosłownie w ręce ludu), skończyło się jak wiemy jednym z największych totalitaryzmów. Tego, rzecz jasna, słoweński uczony Slavoj Żiżek ani nikt inny nie będzie podważać. Zastanowimy się za to, czy taki moment przemiany byłby możliwy również dziś w późnokapitalistycznym świecie, gdzie ogłasza się koniec historii, uprawia postpolitykę i szuka trzeciej drogi, a normą jest liberalno-demokratyczny konsens.


 Wnioski samego Żiżka nie są zbyt optymistyczne, gdy mówi on o swoistym Denkverbot – czyli zakazie myślenia, podobnym do niemieckiego Berufsverbot – które w drugiej połowie lat 60. oznaczało zakaz zatrudniania w instytucjach państwowych osób o lewicowych poglądach. Niemożność zakwestionowania liberalno-demokratycznego porządku, który przez większość został uznany za ostateczny i jedynie słuszny, pozbawia więc nas prawdziwej wolności myślenia. Zatem, aby ją odzyskać, musimy wiele spraw (tylko pozornie neutralnych, bo w istocie zdominowanych przez liberalno-demokratyczny dyskurs i kapitalizm) przeanalizować sobie na nowo i nie bać się krytycznego spojrzenia. Slavoj Żiżek zaś jako zdeklarowany marksista i krzewiciel psychoanalizy Jacquesa Lacana, na kolejnych stronicach swojej książki dostarcza mnóstwa przykładów do zastanowienia. Posługując się psychoanalitycznymi terminami w interpretacji zdarzeń na świecie, sprawia, że rzeczy, które do tej pory wydawały się nam oczywiste – przestają takimi być. Na przykład, gdy opowiada o tolerancji, która w istocie jest tylko akceptacją części Symbolicznej (tej, którą narzuciła kultura), a nie Realnej (tej, czym jest w istocie) Innego (narodu, człowieka). Niczym wprawny akrobata żongluje więc ideami, ustawiając je w przeróżnych konfiguracjach i szufladkach, by za chwilę zburzyć ów porządek i stworzyć nowy.


Bardzo ciekawie w tym kontekście wypada kilkanaście stron poświęconych tragedii WTC z 11 września 2001 roku, wraz z szokującym wyznaniem, że zdarzenie to było spełnieniem „amerykańskiej fantazji”. Albo cały rozdział o „oczyszczającej przemocy”, gdzie punktem wyjścia stał się kultowy już film Davida Finchera „Podziemny krąg” z Edwardem Nortonem w roli głównej. Dalej mamy „kapitalizm kulturowy”, czyli jak dochodzi do tego, że kupujemy nawet własny styl życia i „prawdziwie sztuczny” sok z owoców leśnych. I garść polityki na zupełnie innym poziomie niż ta, którą na co dzień oglądamy w ławach sejmowych.


Nie będę ukrywać, że „Rewolucja u bram” wraz z załączonymi do niej pismami Lenina jest publikacją typowo lewicową, a Krytyka Polityczna wydając ją jako pierwszą z cyklu Idee, musiała liczyć się z tym, że dla lewicowca stanie się ona katechizmem, tak jak dla alterglobalisty jest nim „No logo” Naomi Klein. Dla każdego innego czytelnika będzie jednak równie frapującą lekturą. Bo to kolejny głos w historii, sprawach społecznych oraz polityce. Kawał solidnej argumentacji w poruszanych problemach, okraszony psychoanalizą i pozbawiony tabu. Literatura faktu, która mimo kilkuset stron objętości, przyprawia o przyjemne mrowienie szarych komórek...

                                                              

                                                                                                                                    Kamila Kasprzak