Gałęziste - Artur Urbanowicz

Galeziste 2015

Autorka recenzji: Magdalena Wardęcka

 

"To miejsce to gniew. Gniew jest tym miejscem”.

 

Dezorientacja i narastający, przytłaczający strach doprowadzający do utraty zmysłów. Nie wierz w nic, co widzisz, słyszysz i … w co do tej pory wierzyłeś. Drzewa zdają się szeptać, a droga nie mieć końca. Takim poczuciem grozy doprowadzającej do szaleństwa rozpoczyna się debiutancka powieść Artura Urbanowicza „Gałęziste”.

Już sama okładka swoim minimalistycznym, ale dobitnym wyrazem przyprawia o gęsią skórkę. Taki obraz sugeruje czytelnikowi, że coś musi się czaić na kartach tej powieści.

Po pierwszym wstępnym rozdziale poznajemy głównych bohaterów powieści,  młodą parę – Karolinę i Tomka, postanawiających na czas świąt Wielkanocnych wyjechać z Warszawy na Suwalszczyznę. Wycieczka - oprócz zapewnienia walorów krajoznawczych – miała na nowo scalić miłość obojga, która w ostatnim czasie przechodziła dość poważny kryzys. Trudno się temu dziwić, bo parę dzieli absolutnie wszystko – filozofia i styl życia, zamiłowania, religia… Chłopak nawet nie lubi takich wycieczek, jakie zafundowała mu jego dziewczyna. Jednak czego nie robi się dla miłości…

Wycieczka od początku zaczyna się źle, gdyż chłopak cierpi na cukrzycę i z powodu napadu hipoglikemii spowodowałby wypadek, z tego też powodu dochodzi do nieprzyjemnego spotkania z policjantami. Gdy groźna sytuacja zostaje zażegnana i para jest uż w miejscu docelowym, okazuje się, że właścicielka domu, w którym wynajęli pokoje, o nich zapomniała i wyjechała. Udało się jej jednak ulokować w innym miejscu, w wiosce o nazwie Białodęby. Miejsce to jakby zatrzymało się w czasie. Było w nim coś pierwotnego i zarazem tajemniczego. Mieszkańcy wioski sprawiali takie samo wrażenie. Jedynie ich nowa gospodyni zdawała się odstawać od tego schematu. Młoda kobieta charakteryzowała się ponadprzeciętną urodą, co nie uszło uwadze pary, zwłaszcza Tomka.


Tak, jak było wspomniane wyżej – Karolę i Tomka różniło praktycznie wszystko, także podejście do spraw intymności. Ona, jako osoba głęboko wierząca, chciała poczekać z tym do ślubu, on – ateista - miał w tym temacie zupełnie odmienne zdanie…

W samym domu, w którym przez kolejne dni przyszło im mieszkać, już od samego początku było coś nie tak. Choćby to, że właśnie w dniu przyjazdu Karoliny i Tomka zmarł w nim senior domu, a jego ciało wciąż spoczywało w jednym z pomieszczeń. Gęsta atmosfera grozy nie opuszczała domu również w nocy. Zewsząd słychać hałasy i kroki. Do tego gospodyni – Natalia – nie wydawała się być do końca zwykłą dziewczyną, gdyż jak się okazało w środku nocy przyzywał ją las.

Bo to właśnie on – Las – jest prawdziwym bohaterem tej historii, a jezioro, o wdzięcznej nazwie Gałęziste, pogłębia jego przytłaczające znaczenie.

Mam mieszane odczucia co do debiutanckiej powieści Artura Urbanowicza i przyznam, że momentami przebrnięcie przez tę książkę było bardzo trudne. Po pierwsze – język. Autor posługuje się niekiedy słownictwem tak potocznym i prostym, a ten w negatywny sposób rzutował na odczyt powieści. „Gałęziste” miało być horrorem, a nie książką dla młodzieży, w której – o zgrozo! – momentami pojawiały się nietrafione wstawki humorystyczne, do tego nieśmieszne. Pojawiła się też spora ilość niepotrzebnych dialogów, zdań i opisów, które nie wnosiły nic do właściwej części książki. Po drugie – charakterystyka bohaterów. Para różniła się od siebie tak skrajnie, że trudno uwierzyć, że w takim układzie mogli ze sobą wytrzymać trzy lata. Poza tym te różnice opisywane były w rozlicznych kłótniach, które para toczyła przez większą część książki. Tym samym ich niekiedy do bólu bzdurne dialogi przyćmiewały właściwą fabułę powieści, a jeszcze częściej bardzo dobrze budowany klimat grozy był rujnowany przez dywagacje tych dwojga. Nie powiem, że byli to bohaterowie, których da się lubić. Rozumiem, że autor chciał zakreślić wyraźnie te postaci, ale zdecydowanie przedobrzył.

Te elementy były dla mnie irytujące, a jednak dopiero pod ich warstwą przebijał się prawdziwy sens powieści, któremu ostatecznie udało się wypłynąć na pierwszy plan dopiero w połowie książki. Niestety pierwsza część odciągała mnie od klimatu grozy, który spodziewałam się utrzymać po pierwszym rozdziale do końca książki. Urbanowicz chciał po prostu przekazać czytelnikowi za dużo i zboczył przy tym z właściwej ścieżki.

Potem fabularnie dzieje się zdecydowanie lepiej, w końcu autor dochodzi do meritum sprawy i odkrywa przed nami tajemnicę Suwalszczyzny. Za ten zwrot ku polskim legendom i podaniom autorowi należy się spora pochwała, gdyż Artur Urbanowicz dodając do nich swą fikcję literacką stworzył bardzo oryginalną historię.

Debiut Artura Urbanowicza może przypaść szczególnie fanom Stafana Dardy, czy Piotra Kulpy, bo w „Gałęzistym” odnaleźć można podobne klimaty.

Moje odczucia co do książki są jak charaktery Karoli i Tomka – skrajne. W ostatecznym rozrachunku mogę powiedzieć, że książka przypadła mi do gustu i w końcu poczułam ten „zimny oddech na karku” i uczucie zagubienia doprowadzającego do szaleństwa. Mam nadzieję, że autor w swych kolejnych powieściach zmieni nieco styl pisania i od początku do końca będę czuła klimat czystej grozy. Liczę też, że napotkam – tak jak tutaj – słowiańskie korzenie. Jedno jest pewne – po „Gałęzistym” las już nie będzie taki sam…