Cukierki i fajerwerki - Grzegorz Pełczyński
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
MINOTAURY I LABIRYNTY
Kto z nas nie lubi czytać hipnotyzujących opowieści, wciągających historii, bajek? No, kto? Każdy, kto nosi w sobie odrobinę dziecka, uwielbia być przez nie od czasu do czasu nagabywanym. Lubimy, gdy historia wiedzie nas w obłędne miejsca, uruchamiając ospałą trybem codzienności wyobraźnię, angażując przy tym zmysły i emocje. Lubimy też pewnie, gdy opowieść jest porywająca i długa, ociekająca mrokiem, tajemnicą dzikich miejsc i nieziemskich mocy. Dajemy się wówczas ponieść takim światom bez reszty, w których to zło jawi się niczym podszept dobra: „skosztuj…”.
Pierwsza, druga, trzecia opowieść Cukierków i fajerwerków… i już wiemy, że ich autor zabierze nas w zupełnie inny świat. Świat, wobec którego początkowo możemy się nieco buntować (tak było w moim przypadku), że taki zwyczajny, pozbawiony tajemnicy i ciekawej pointy. Co więcej – banalny i niewciągający (opowiastki: „Najdoskonalsze cukierki…”, „Powrót” czy „Bułeczki”). Twórca niniejszego dziełka bowiem, po uprzednim uwiedzeniu nas, niczym rajski wąż, intrygującym tytułem książki, niejako obiecał, że w owym niewielkich rozmiarów zbiorze opowieści, czekają nas oszałamiające rzeczy: będzie słodko i wybuchowo! Tymczasem nasze antycypacyjne założenie rozminie się nieco z rzeczywistością. Tytuł książki Grzegorza Pełczyńskiego nawiąże bowiem do dwóch autonomicznych historii, z których to jedna otworzy, a druga domknie wrota zbioru kilkudziesięciu „opowieściobajek” (- termin ukuty przeze mnie na potrzebę chwili).
O ile początkowo możemy czuć się bezradni i zagubieni w Pełczyńskim labiryncie bardziej lub mniej udziwnionych historyjek, to z czasem zaakceptujemy drogę, którą podążymy za równie zmiennym, co jego świat, narratorem (wszechwiedzącym, pierwszo- lub trzecioosobowym), ba – złapiemy się w pewnym momencie na tym, że wciągnął nas w swoją mentalną przestrzeń na dobre i raptem, bez uprzedzenia, porzucił („Wyśmienita wódeczka”, „Przerwa w podróży”, „Eliksir młodości” i in.). Udamy się więc za nim dalej z nieukrywanym żalem i pretensją, że tak nas po macoszemu potraktował, ale tym emocjom towarzyszyć będzie z pewnością rosnąca ciekawość, czym jeszcze w tym labiryncie myśli zostaniemy zaskoczeni, w jaki jeszcze inny wyszukany sposób ów Minotaur nas zgubi, porzuci czy pożre.
Cała recenzja na stronie LATARNI MORSKIEJ