Wiatr od wschodu. Śląska opowieść sowizdrzalska - August Scholtis

Scholtis2016

Autorka recenzji: Katarzyna Kuroczka (Bereta)

 

Śląska opowieść sowizdrzalska A. Scholtisa Ostwind (pierwodruk: 1932) była dotąd znana jedynie czytelnikom legitymującym się dobrą znajomością niemieckiego, a i dla nich musiała stanowić nie lada wyzwanie, skoro jej tłumacz na język polski – A. Smolorz – stwierdził, iż została napisana trudnym i niecodziennym językiem. Może dlatego musieliśmy czekać na polski przekład aż 83 lata, a może powody były zupełnie inne? Niestety brakuje w tej recenzji miejsca, by snuć szerokie dywagacje na ten temat. Dość powiedzieć, że z nieco podobnych przyczyn zdaje się nie ukazywać wznowienie zbioru esejów Z. Kossak pt. Nieznany kraj (pierwodruk: 1932). Powód ten określiłabym lakonicznie: niezrozumieniem problematyki lub jeszcze inaczej: demonizacją zawartości książki.


Oczywiście już wcześniej na łamach „Fabryki Silesii” (nr 1/2012) opublikowano fragment powieści Scholtisa w translacji P. Przybyły, ale dopiero w 2015 roku oficyna Silesia Progress wydała cały utwór po polsku pod tytułem Wiatr od wschodu. I oto teraz każdy polski odbiorca może zajrzeć do tej osławionej książki, która w 1933 roku została zakazana w Niemczech.

Trzeba przyznać, że nie jest ona łatwa i w latach 30. XX wieku mogła budzić nie tylko obawy ideologiczne, ale także estetyczne, gdyż język Scholtisa wykraczał poza ówczesne kanony literackie. Robił wyłom w narracji, który można by porównać do eksperymentów współczesnego mu B. Schulza. Oczywiście, proza tego drugiego jest doskonalsza pod każdym względem, jest przede wszystkim lekka i pełna zaskakujących metafor. Proza Scholtisa jest ciężka, szorstka, a narracja często rwie się i gmatwa. Niestety sporo błędów – zarówno językowych, jak i stylistycznych – należy przypisać przekładowi Smolorza, a także dość niechlujnej pracy redaktora. Liczne literówki, zbędne spacje, a nawet niewłaściwa wersyfikacja tekstu znacznie utrudniają lekturę. Ma się wrażenie, że pracy nad publikacją towarzyszył zgubny pośpiech. Szkoda, bo znacznie obniża to poziom tej pierwszej polskiej edycji.


Co jednak wartościowego wnosi Wiatr od wschodu do skarbca literatury o Górnym Śląsku? Można by wskazać wiele ważnych zagadnień poruszanych przez Scholtisa, gdyż Ostwind, jak pisze jego tłumacz, to „kompendium wiedzy historycznej o genezie i rozwoju europejskiej katastrofy na linii (...) Trójkąta Weimarskiego” (s. 7).

Dla mnie Wiatr od wschodu to bardzo gorzka opowieść o tłamszącym oddziaływaniu tzw. kultury. Wpływ ten rozpoczyna się już w dzieciństwie, gdy młody człowiek urabiany jest przez otoczenie zgodnie z przyjętymi przez nie wierzeniami, tradycjami, zwyczajami, a czasami nawet zabobonami. Scholtis pokazuje takie instytucje, jak rodzina czy szkoła wręcz jako miejsca łamania ludzkiego ducha i urabiania go podług racji innych. Oczywiście nie on pierwszy i nie ostatni o tym pisał, ale z pewnością jego głos w tej wielopokoleniowej i wielojęzykowej narracji o kulturowym przymusie, który niszczy jednostki i całe narody, jest ważny i interesujący.

 

-----------------------------------

 

August Scholtis: Wiatr od wschodu. Śląska opowieść sowizdrzalska. Tłum. A. Smolorz. Altdorf, Katowice, Kotórz Mały 2015, ss. 439.