Zabic - Szczepan Kopyt
Autorka recenzji: Kamila Kasprzak
SUBTELNOŚĆ KOMUNISTYCZNEJ OPTYKI
Czy twórca z etykietką społeczno-politycznego zaangażowania, pewnym „zestawem" tematów i dużą dozą niepokory, może wciąż zaskakiwać świeżością inspiracji? Oczywiście, co zresztą sam udowadnia w swoim najnowszym tomiku pt. Zabic.
Poznański poeta Szczepan Kopyt, który ma już na swoim koncie takie zbiory wierszy jak [Yass], Możesz czuć się bezpiecznie i Sale, sale, sale oraz płytomiki Buch i Kir, znany jest bowiem ze swoich anarcho-komunizujących poglądów, więc co za tym idzie dystansu do indywidualizmu i pisania wierszy o „dupie Maryni".
Poza tym jego utwory nacechowane są dużą wrażliwością, erudycyjną lekkością oraz mocnym, lecz nieoczywistym przekazem, choć w tym przypadku okładka tomiku wręcz dosłownie nawiązuje do polskiego wydania Manifestu komunistycznego przez Książkę i Wiedzę w 1949 roku. Tyle, że wiersze autora nie mają za zadanie sławić wiadomej idei, mimo iż bardzo ku niej ciążą, a otwierające całość „Wypisy dla klas pracujących" zawierają jasne stwierdzenie: „Konieczną formą nie celem jest komunizm".
Jednak zanim bliżej przyjrzymy się poszczególnym utworom, warto nadmienić, że poetyka Kopyta osiągnęła już taki stopień dojrzałości, że jej rytm, układ wersów czy użyte środki stylistyczne jak metafory, porównania i wtrącenia, a także chwilami patetyczny i pełen egzaltacji ton – właściwie wpisuje się w najnowszy kanon.
W dodatku jeśli twórczość poety inspiruje też tak zwaną społeczność slamową, to tym bardziej potwierdza fakt, że nie trafia ona w próżnię. I tylko żałować można, że tym razem autor wraz ze swym muzycznym partnerem Piotrem Kowalskim nie pokusił się również o dźwiękową wersję swej publikacji, czyli wspomniany płytomik. Byłoby wtedy jeszcze bardziej atrakcyjnie zarówno w wymiarze artystycznym, gdyż utwory autora Sale, sale, sale bardzo dobrze sprawdzają się jako swoiste protest songi, jak i frekwencyjnym, bo nie od dziś wiadomo, że muzyka bardziej przyciąga odbiorców niż tak „niesprzedawalny produkt" jak poezja.
Oprócz tego przyjemnie byłoby posłuchać choćby kilku wierszy w „piosenkowym wydaniu" wśród których a nuż znalazłby się drugi tak ciężki od bluesowej nuty „Kryzys" czy zaskakujące żwawym tempem „Iuvenes dum sumus".
Wróćmy jednak do „Wypisów...", które przede wszystkim wyróżniają dwie cechy: sposób zapisu i bardzo „marksowska fraza". Ten pierwszy więc to nic innego jak numeracja poprzedzająca wersy, której zadaniem jest pewne wzmocnienie i uporządkowanie zawartego w tekście przekazu zaczynającego się od próby zdefiniowania szczęścia klasy pracującej. Natomiast pod pojęciem „marksowska fraza" kryją się określenia używane przez poetę, które wprost przywodzą na myśl język ojca Kapitału jak na przykład „kochasz wytwarzając miłość wzajemną" albo „stosunek społeczny stosunkiem naturalnym". Przy czym dalej tego Marksa jest oczywiście więcej i pojawiające się co rusz nawiązania do jego retoryki i wrażliwości, tak naprawdę spajają cały tom.
Cała recenzja na stronie LATARNI MORSKIEJ