Po wyzwoleniu... (1944-1956) - Barbara Skarga

Zaczęłam tę książkę chyba z pięć lat temu (...). Z przykrością zasiadam do niej znowu.
                                                                                                         (ze wstępu, 1984 r.)

- tak Barbara Skarga rozpoczyna opis  swej morderczej wędrówki po zakamarkach poranionej świadomości.

W swych wspomnieniach autorka sięga pamięcią do końca wojny – roku  1944 , czasu, który okazał się dla niej tak naprawdę jej początkiem. Jako łączniczka AK, została wówczas aresztowana i skazana przez Rosjan na jedenaście lat obozu pracy. Po wyjściu z niego otrzymała nakaz dożywotniego osiedlenia w kołchozie. Po odbyciu kary, w 1955 roku  wróciła do kraju.

„Pisanie tych wspomnień nie sprawia mi przyjemności. Odłożyłam je do szafy na cały długi rok. Czy warto w ogóle kontynuować? Czy nie lepiej zająć się czymś innym, nawet pisaniem powieści? Co bowiem można powiedzieć nowego,  o czym przekonać?” – zastanawia się na głos; tak, byśmy mogli ją usłyszeć i pojąć, jak trudno opisać własny i czyjś wycierpiany czas.
 
1944 rok. Dwudziestopięcioletnia Basia trafia do malutkiej celi, którą dzieli w strasznym ścisku z trzynastoma innymi dziewczynami. Koszmar bezczynności, koszmar życia w tłumie. W celi nie ma prywatnej przestrzeni. Z niczym nie można się ukryć. „Jesteśmy skazane na brak prywatności, na publiczne jedzenie, spanie, trawienie, wypróżnianie się, choroby, nawet na śmierć. Ani minuty, ani sekundy samotności. Obnażona fizjologia, nic, tylko fizjologia”.
 
Kolejny okres jej obozowego doświadczenia, to praca pielęgniarki w szpitalu. Nie wspomina go aż tak źle. Panuje tu specjalna stratyfikacja obozowa. Na samym jej szczycie plasują się lekarze ordynatorzy, nieco niżej komendanci. „Podstawą owej stratyfikacji jest możność manipulowania innymi. Wszyscy są niewolnikami, ale są niewolnicy więksi i mniejsi, i czym niżej, tym mniej wolności”.

Kolejne doświadczenie – praca w cegielni. „Zaczyna się właściwy dzień. Jedenaście długich godzin z godzinną przerwą na rzadką, ale gorącą zupę. O siódmej powrót, oczekiwanie pod bramą na swoją kolej, bo wszystkie brygady wracają o tej samej porze, rewizja przed wejściem i zona”. Im dłużej trwa koszmar, tym mniej chęci uczestniczenia w nim. Depresja.

Obozowa miłość to kolejny rozdział. Wyszywany woreczek na machorkę stanowi symbol obozowego związku, a raczej przynależności do mężczyzny, który ma odtąd opiekować się swą kobietą. Ponadto zawiera się małżeństwa obozowe, oczywiście potajemnie, bez miłości – dla zysku. Należy być wówczas wiernym partnerowi, w przeciwnym razie zdrajczynię czeka tramwaj – czyli zbiorowy gwałt – bądź nóż.

W obozie przeszłość staje się martwa. Wspomnienia powoli zacierają się, a przyszłość jest pusta. „Byłyśmy tak oblepione ze wszystkich stron nieszczęściem, że jedno więcej nie mogło już zrobić na nas wrażenia”. Słowa związane z wolnością, sprawiedliwością, prawdą i dobrem – płowieją na pogubionych w zawierusze wojennej sztandarach. „Słowa są bądź maską, bądź pustym liczmanem, słowa są nijakie, ubogie i więcej jest treści w śpiewie, który zawodzą Ukraińcy wieczorem przed barakiem”.

Warto pamiętać, że „historie się powtarzają, co nie znaczy, by traciły w ten sposób swój tragiczny sens”. Warto pamiętać. Ale czy pamięć ochroni przed powtarzalnością?

                                                                                                                                               Irmina Kosmala