Złuda - Irmina Kosmala

zluda-1-600x839 (1).jpg

Autorka recenzji: Maria Akida

 


Misterne cacuszko powieści konfesyjnej!

   Nie wiem, z której strony uchwycić nitkę z tego tekstu, by nie zburzyć jej idealnej kompletności i jednocześnie komplementarności, jeśli pod pojęciem jej dóbr rozumiemy myśli filozoficzne. Zacznę zatem od  warstwy powierzchownej, a w tej powieści nośnej niczym kanwa, na której autorka utkała historię, wydawałoby się banalną – romansu między kobietą a mężczyzną. Dla mnie miłości wyjątkowej, bo bardzo rzadkiej, rodzącej się na poziomie intelektualnym, w której najseksowniejszą częścią ciała był mózg, a dokładniej umysł obojga. Tyle odczytałam z tej bazy faktów wprost ze zdań, która jest udziałem każdego, jak oddychanie czy jedzenie. Chciałabym użyć wyrażenia, że zacznę „od życia”, ale jego prostota w tej opowieści jest złudna, płynna, nieprzewidywalna i nieuchwytna jak wiatr. Dlatego użyję „od codzienności dnia powszedniego”, w której wydarzają się fakty tworzące, na skutek wyborów, ciąg zdarzeń przytrafiających się każdemu, wyznaczając niepowtarzalny, indywidualny, jedyny w swoim rodzaju los człowieczy podobny osobistym liniom papilarnym.

   Jedną z tych „każdych” była tajemnicza kobieta.

   Pojawiła się w kościele, by w jego chłodnym półmroku się wyspowiadać. Zabiła człowieka, a po chwili wahania potroiła tę zbrodnię. Spowiedź znajdującemu się w świątyni ojcu duchownemu powoli zamieniała się w słodko-gorzką opowieść o jej życiu, którego efektem były te trzy morderstwa. A dokładniej o miłości zbudowanej na kłamstwie, które to uczucie rozszarpało, unicestwiło, przekreśliło i wymazało z życia, bo skoro nie była prawdą, to nie istniała.

   Jednak nie z duszy, pamięci i sumienia.

   I tutaj zaczyna się warstwa filozoficzno-psychologiczna, by rzucić światło na najciemniejszą stronę ludzkiej duszy. Autorka splatając w fabule losy kobiety i mężczyzny uwikłanych w kłamstwo, stworzyła swoistą pożywkę z prozy życia do rozważań z nadbudową interpretacyjną analizującą ich etyczną, moralną i egzystencjalną sytuację, a raczej jej tragiczny wymiar. Przedstawiła przekonujące argumenty usprawiedliwiające postępowanie kobiety i równie przekonujące powody, dla których mężczyzna zabił rodzące się między nimi uczucie. Wykorzystała do tego ich wspólne rozmowy, wykłady mężczyzny, na które przychodziła kobieta i SMS-y, którymi wymieniali się w czasie rozłąki. To w nich zawarła pytania o życie, prawdę, samotność, ucieczkę i odpowiedzi udzielane na nie przez znanych filozofów – Fryderyka Nietzschego, Platona, Sokratesa, Artura Schopenhauera i innych oraz Biblię. W przeciekawy sposób przedstawiała sylwetki myślicieli poprzez mniej znane informacje z ich życia konfrontujące ich światopogląd z zastaną rzeczywistością. Te dwie warstwy powieści – fabularna i filozoficzna – tworzyły nierozerwalną, bo przeplatającą się jedność, a ich spoiwem były nie tylko rozważania teoretyczne, ale również konfrontacja teorii z praktyką, która okazywała się w każdym podawanym przypadku bardzo bolesna. Powiedziałabym nawet, że odbierająca nadzieję. Wręcz katastrofalna dla kondycji psychicznej bohaterów, mimo że każde z nich próbowało różnych dróg ucieczki z Platońskiej jaskini. Cudowne było to, że autorka nie tylko snuła cichą, półszeptaną, sensualną opowieść w klimatycznym miejscu przypominającą thriller z suspensem, nie tylko zachęcała do analizowania postaw bohaterów, ale również próbowała zaangażować mnie do poszukiwania własnej drogi wyjścia ze złudy, jakim jest samo życie, czyli Platońskiej jaskini czy jak kto woli Hiobowego czyśćca, w którym cierpienie najczęściej racjonalizujemy lub zagłuszamy pracą, studiami, używkami czy związkami, preferując wygodną bierność i życie zgodne z jego nurtem. Jej konieczność znalezienia, czyli poszukanie odpowiedzi na podstawowe pytania egzystencjalne,  motywowała uwolnieniem się od cierpienia. Obietnicą ulgi. Rozgrzeszeniem, którego oczekiwała kobieta.

   Właściwie powieść odebrałam jako „zadanie domowe” z życia.

   Bardzo trudne, bo nie podołali temu ani wielcy filozofowie, ani bohaterowie tej historii, a sama treść w swoim przekazie była wręcz pesymistyczna. W każdym aspekcie swojego przesłania prowadząca do nicości, pustki, beznadziei, omamów czy iluzji. Jednym słowem – złudy. Widziałam to nie tylko w dramacie losów bohaterów poszukujących wyjścia z Platońskiej jaskini, nie tylko w światopoglądach filozofów, z których Artur Schopenhauer otrzymał przydomek pesymisty, ale również w samej konstrukcji powieści i jej treści, które ostatecznie przybrały postać fatamorgany.

   Złudy.

   Jeszcze trochę, a nie zdziwiłabym się, gdyby książka rozpłynęła mi się w dłoniach niczym dym. Nie pozostawiła mnie jednak ta powieść w niepewności. Nie po lekturze publikacji Kevina Duttona Myślenie czarno-białe, w której znalazłam odpowiedź na pytanie przez nią stawiane, czyli ściągę z „zadania domowego”, a który napisał – „Starożytny filozof był w błędzie. Jego metafora staje na głowie, kiedy obrócimy perspektywę obserwatorów o sto osiemdziesiąt stopni. Wbrew temu, co sobie wyobrażał, to rzeczywistość ma rozmyte brzegi, a my postrzegamy ją jako „czystą i nieskalaną” wyłącznie dzięki naszej wrodzonej zdolności kategoryzowania świata. Dostrzegamy schematy wokół nas. Tworzymy karykatury wszystkiego, co nas otacza. Rysujemy linie na piasku, żeby wypreparować konkret z bezmiaru pozbawionej wyraźnych konturów szarości”. (s. 53) To nie rzeczywistość jest złudna, ale nasze binarne myślenie tak ją przedstawiające i brak mechanizmu regulacji w odbiorze szarej sfery istniejącej w przestrzeni między kłamstwem a prawdą. Może osobiste skonstruowanie tego narzędzia psychologicznego przez każdego z osobna jest odpowiedzią na myśl Fryderyka Nietzschego – Nikt nie może zbudować ci mostu, którym właśnie ty kroczyć musisz przez rzekę życia, nikt prócz ciebie jedynie? Oparty na dwóch solidnych, ale dychotomicznych brzegach, swoją pełnię i spełnienie oferuje pośrodku. Jednak by to zobaczyć, musimy przestać myśleć zero-jedynkowo.

   Takie to intertekstualne dywagacje mi się nasunęły.

   I to jest w tej powieści najprzyjemniejsze. Możliwość polemizowania z bohaterami, z filozofami, a nawet z Bogiem. Jest w niej materiału do analizy całe mnóstwo. Na godziny rozważań i dyskusji w tej niewielkiej rozmiarowo, ale bardzo skondensowanej myślowo powieści. Autorka zachęca nią do intelektualnej zabawy  w dotykanie grzbietów rzeczy według Fryderyka Nietzschego. Może dlatego mam poczucie niedosytu, że moje wrażenia polekturowe też tylko jej grzebietu rzeczy zaledwie musnęły.

   Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

http://naostrzuksiazki.pl/

 

Złuda – Irmina Kosmala, Wydawnictwo VipArt, 2021, 174 strony, literatura polska.