Kraina traw - Mitch Cullin

Była sobie mała dziewczynka, której umarła matka... Ale nie jest to książka dla dzieci…

 

Jedenastoletnia Jeliza-Rose, przez większość życia zaniedbywana przez rodziców ćpunów, po śmierci matki wraz z ojcem przeprowadza z Las Vegas do Teksasu. Na farmie samotne dziecko tworzy własny świat, mieszkając rzeczywistość z wyobraźnią. Podczas gdy ojciec Jelizy-Rose nie budzi się i nie wstaje z fotela po kolejnym narkotycznym odlocie – czytelnik szybko domyśli się, dlaczego – dziewczynka spotyka sąsiadów – starą pannę Dell, którą uważa za zjawę i jej brata – upośledzonego umysłowo Dickensa.


W świecie stworzonym przez wyobraźnię dziewczynki wrak szkolnego autobusu wypełnia się nieistniejącymi dziećmi, to znów znajduje się pod powierzchnią oceanu, wygrzebane w sklepie z używanymi rzeczami główki lalek rywalizują o względy właścicielki, dokoła szałasu z gałęzi i śmieci czają się rekiny, a po zmroku budzi się Potwór z Bagien. Wytwory fantazji nie mają tutaj nic wspólnego z pogodnymi opowieściami o dziecięcych przygodach i przyjaźniach. Jeliza-Rose nie chodziła do szkoły, nie czytano jej bajek na dobranoc. Jej świat jest ulepiony z marnych strzępków, nielicznych momentów, gdy cierpiąca na liczne nałogi i psychozy matka była dla niej miła, rzeczy usłyszanych w radiu, podsłuchanych i podpatrzonych z dorosłego świata, którego nikt jej nie objaśnia.


Wszystko ma posmak narkotycznych wizji. W każdym kącie domu, za kępą traw, w króliczej norze może kryć się coś mrocznego i przerażającego. Właściwie żadna z postaci nie budzi sympatii. Zdziwaczała, purytańska, ale kryjąca swoje mroczne sekrety Dell, nienadający się na przewodnika po świecie fantazji Dickens, ojciec-narkoman. Nawet Jeliza-Rose, przyznajmy to szczerze, sprawia czasem wrażenie, jakby narkotyki brane przez matkę zaszkodziły jej na mózg.


Mimo to „Kraina traw” nie pozwala oderwać się od czytania. Może za sprawą obcości, ponurego klimatu, a jednocześnie bogactwa wyobraźni świata Jelizy-Rose. Może przez sposób, w jaki dziecko splata rzeczywiste przedmioty i postaci ze swoimi fantazjami. Może dlatego, że świat otaczającej bohaterkę garstki dorosłych i sprawy, do których tak naprawdę najbardziej pasują słowa brud, ohyda, nawet perwersja, bohaterka przeżywa i opisuje z absolutną dziecinną niewinnością.


Pozostaje powtórzyć za Terrym Gilliamem, twórcą ekranizacji książki: Fucking wonderful!

 

                                                                                                                          Iza Budzyńska