Marzycielka z Ostendy - Eric-Emmanuel Schmitt
Autorka recenzji: Marta Weronika Najman
Kruche marzenia
Francuski filozof, dramaturg, eseista i powieściopisarz Éric-Emmanuel Schmitt dał się poznać polskiemu odbiorcy za sprawą licznych publikacji, w tym form dłuższych i krótszych, na czele z uznanym na całym świecie „Oskarem i Panią Różą”. Choć zdania o jego twórczości są wśród czytelników podzielone, a sam autor, w sposób dość krzywdzący, często porównywany jest do Paulo Coelho, warto podjąć ryzyko i samemu przekonać się, na ile podziela się wrażliwość tego twórcy i sposób postrzegania przez niego rzeczywistości. Idealną okazją do zapoznania się z piórem Schmitta jest sięgnięcie po wznowiony przez wydawnictwo Znak zbiór „Marzycielka z Ostendy”, prezentujący pięć opowiadań skoncentrowanych wokół ludzkich marzeń i lęków. Oraz wokół miłości.
Choć opowiadania są tematycznie zbliżone do siebie, każde z nich podejmuje zagadnienie marzeń w inny sposób, każde potrafi czytelnika zaskoczyć i oczarować. Wszystkie próbują przekazać jakąś myśl, której – nawet jeśli wydaje się dość oczywista – trudno odmówić ważkości. Opowiadane historie zmuszają do tego, by w nawale codziennych obowiązków przystanąć i chwilę zastanowić się nad tym, co od zawsze tkwiło gdzieś w głębi duszy. Pisarz nie popada przy tym w tanie moralizatorstwo ani zbytnią egzaltację; przesłania są proste i przejrzyste, a przy tym chwytające za serce, zaś wnioski trzeba wysnuć samemu – zależnie od własnych przeżyć i doświadczeń.
Pod względem narracyjnym i stylistycznym Schmitt zachowuje różnorodność. Niektóre utwory zostały napisane w pierwszej, inne w trzeciej osobie, raz pisze oszczędnie, raz w sposób zbliżony do poezji. Autor poradził sobie także z opowiadaniem, w które wplótł elementy napięcia i grozy. Środki przekazu dostosowuje do tego, co pragnie czytelnikowi przekazać – wie, jak i kiedy być przejmującym, wzruszającym, budzącym strach albo nadzieję.
Opowiadania prezentują zbliżony, wysoki poziom, ale każde czymś się wyróżnia. Zbiór otwiera tytułowa „Marzycielka z Ostendy”, przedstawiająca wycinek z młodości starszej kobiety. Opowieść z pogranicza rzeczywistości i baśni pokazuje, jak łatwo i krzywdząco można kogoś osądzić oraz jak wysoka potrafi być cena rezygnacji ze swojego największego szczęścia i spełnionego marzenia. To także piękna historia miłosna, która, choć nieco naiwna, wzruszy bardziej wrażliwych odbiorców.
„Zbrodnia doskonała” przesycona jest chorobliwą obsesją i tragicznymi skutkami decyzji, do której doprowadziły nieokiełznane wewnętrzne demony. To psychologiczne studium kobiety, będącej pewnej swych racji do tego stopnia, że decyduje się zabić, następnie zaś niszczonej przez prawdę, której latami nie potrafiła dostrzec, koncentrując się na własnej niepewności, wadach i zacietrzewieniu. Prawdziwie cenimy jedynie to, co utraciliśmy – brzmi niczym truizm, warto jednak pochylić się nad tym raz jeszcze, by nieświadomie, przez własne urojenia, nie odtrącać tego, co najcenniejsze.
„Ozdrowienie” jest opowiadaniem najmniej odkrywczym z całego zbiorku, możliwe jednak, że część czytelniczek nauczy się czegoś od głównej bohaterki, która dzięki spotkaniu ze ślepym mężczyzną zaczyna odkrywać w sobie piękno i kobiecość. Dyskusyjne jest także zakończenie, niezbyt wiarygodnie obchodzące się z postaciami, przez co utwór wydaje się być najsłabszym ogniwem w książce.
„Kiepskie lektury” wyróżniają się na tle pozostałych opowiadań, mówią bowiem nie o miłości zmysłowej, a rodzicielskiej, oraz o piętnie, jakie na resztę życia potrafi pozostawić w człowieku relacja z matką i ojcem. Utwór podejmuje także temat marzenia skrywanego, niespełnianego przez lata, brutalnie wyrzuconego z pamięci i zatuszowanego pogardą. Zmierzenie się z zakazanymi pokusami prowadzi zaś do nietypowego finału, który na długo utkwi w pamięci.
Książkę kończy króciutki utwór „Kobieta z bukietem”, koncentrujący się nie tyle na zaobserwowanym przez narratora zjawisku, co na interpretacji tegoż przez różne osoby. To, co przytrafia się innym, nierzadko interpretują oni przez pryzmat własnych przeżyć, a zakończenie, jakiego nigdy nie doświadczyli, chcieliby ujrzeć przynajmniej w wykonaniu innych ludzi. Czy mamy rację, długo na coś czekając? Tego dowie się tajemnicza kobieta z bukietem, którą codziennie można spotkać na dworcu w Zurychu.
Choć opowiadanie jest formą wymagającą, Schmitt udowadnia, że radzi sobie z nią bardzo dobrze. Umie trafnie spuentować zarówno krótsze, jak i dłuższe utwory, a co najważniejsze – nie kopiuje sam siebie. Tych, którzy autora już skreślili, pewnikiem nie skłonię do sięgnięcia po „Marzycielkę z Ostendy”. Zachęcam jednak pozostałych – o ile nie boją się silnych wzruszeń oraz konfrontacji z własnymi marzeniami i lękami, nieuniknionych podczas kontaktu z twórczością Érica-Emmanuela Schmitta.
------------------------------------------------------------------------------------
Eric-Emmanuel Schmitt, Marzycielka z Ostendy, przeł. Anna Lisowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009.