M jak Mi_ość - Romana Cegielna-Szczuraszek
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
Między blizną a starą raną
Między próbą a zaniechaniem. Między szeptem a skowytem. Między zmyśleniem a prawdą. Tak właśnie się z Romaną poznałyśmy. Pomiędzy.
Początek spotkania, jak to zawsze w największych księgach życia bywa, dało słowo. Poczęło nowe światy naszych metafizycznych odlotów: moich – do rozkminiania moralnych paradoksów, obłaskawiania nikczemności, jej – rozgryzionej w zębach miłości. Miąższ dawno „ miło” przemieliła ślina. Została „ość”. Bądźmy sprawiedliwi: na końcu języka jakaś jednak zawięźlona czuł-ość.
Przechadzam się pomiędzy najnowszymi wierszami Romy i za każdym razem mam z nimi inny „odlot”. Tak, wszystko zależy od światła lub cienia. Wczoraj śmiałam się do tych utworów, w których ostrowska artystka nie tylko naigrywa się z naszych, kobiecych ułomności i naprężonych na nasz widok do bólu pokus, ale i ochoczo obmacuje ich członki, bada puls i gęstość szeptanych do ucha obietnic zatracenia…
Dziś z kolei wchodzę w te utwory jak w zaduszkowe wypominki: Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną… Nie będziesz brał imienia mego nadaremno…
Zdecydowanie w świecie Romany Szczuraszek można pobłądzić. Jest labilny, ale takim prawem karmią się przecież nasze uczucia. Chcemy być z kimś do końca świata, ale – o, lukrowy paradoksie! – świat nie ma końca. Przeżyje każdą miłość i ość. „Moja nieboszczka” zwykł mówić przyjaciel mojej rodziny o swojej żonie, z którą się rozwiódł. Porzuciła go, gdy był internowany podczas stanu wojennego. Nie wytrzymała dwóch lat rozłąki i puściła się w tango z pierwszym wolnym. W opowieściach Romany też wyczuwam zapach trupa. Nieboszczyk Romy nie sczezł całkiem. Poetka jeszcze nie raz nakarmi jego piszczelami niejeden wers czy strofę. I dobrze trupowi. Niech zdycha i czyta.
Pomiędzy wierszami, których narracja rozpoczyna się w środku lata (28 lipca 2024) a kończy wczesną wiosną (27 marca 2024) dostrzegam dziś napięcie związane z oczekiwaniem na Wydarzenie. Że w końcu coś się stanie i narratorka tychże opowieści będzie mogła zmyć tłusty makijaż, zdjąć tatuaże, wyprostować przygarbione ciężarem złych wspomnień plecy i powiedzieć: teraz jestem prawdziwa. I nareszcie będzie można przytulić się do tej prawdy bez pomady i fanfary. Zajrzeć do rozszerzonej radością źrenicy i zobaczyć naprawdę to, o czym do nas w tych wierszach krzyczy.
Książeczki poetyckiej nie domyka jednak wiara. Raczej gorzki sarkazm. Eskapizm poczyniony zawczasu – zanim znów mi się coś w popiół rozsypie, zanim zdechnie, padnie trupem. Zejdzie czy odejdzie. Wszystko jedno. Bohaterka nie da szansy młodości, bo doskonale wie, że nawet najpiękniejsza Kirke nie zatrzyma mężczyzny z duszą Odysa. Zresztą, to już nie te czasy i nie ta bajka. Trzeba żyć i rozliczyć się z tamtą śmiercią. Z tamtym trupem szczerzącym się do nas z pysznej okładki. Nie pomnażać (nie)bytów.
Dziewczyno, kobieto, matko i kochanko – kimkolwiek jesteś w tej chwili: dziękuję Ci za ten kalendarz przeżyć, w którym, jak świetnie podsumował Dawid Jung – przeglądamy się jak we własnych zwierciadłach (właściwie tak nie powiedział, ale zdaje się, że miał na myśli). Że dzięki nim raz zjeżdżamy z wysokiej górki, krzycząc z wrażenia i wysoko podnosząc ręce, a innym razem wdrapujemy się z Twoim Jezusem na Golgotę. Towarzyszymy w cierpieniu. I jak idioci współczujemy, udając, że nas to nie dotyczy.
W zasadzie tyle.
10.07.2024
Skąpaliśmy się w słońcu
utonęliśmy w sobie
poczernieliśmy
z nagłego zachwytu
nocą nie do poznania
siebie i sobie
zabrał nas nagły odpływ
uczuć
---------------------------------------------------------------------
Romana Cegielna-Szczuraszek, M jak Mi_ość, Wydawnictwo FONT, Poznań 2024.