Blizny - Dagmara Kacperowska

Dagmara tomik poet 2024.jpg

Autorka recenzji: Irmina Kosmala 

 

To, co nas skleja

 

Wypełniamy nasz byt ludzki sensem zawsze dzięki temu, ze urzeczywistniamy wartości. Można to uczynić w trojaki sposób: pierwszym sposobem jest działanie (…) druga możliwość polega na przeżywaniu świata  (…) trzecia wreszcie to cierpienie, znoszenie losu, bytu.

                                                                    Viktor E. Frankl

 

Nie mogę się od niego uwolnić. Jest wszechobecny. Rozpina moje ciało jakby składało się z miliona maleńkich guziczków. Wkłada w obnażone ze skóry mięso niecierpliwe, zimne palce. A może to wskaźnik? Przeszywa mnie aż do skroni. Wciska swoje badawcze narzędzie głębiej. Nie poddaję się; nie umrę od tego, lecz czuję, że jest nie do zniesienia…

Czasami ból psychiczny jest tysiąckrotnie gorszy od fizycznego. Przez niego można popaść w obłęd, złamać sobie i komuś życie, targnąć się na nie. Viktor Frankl, twórca logoterapii, proponuje, aby swoje cierpienie, znoszenie losu, bytu przekuć w wartość. Łatwo powiedzieć, prawda?

A jednak! Dagmarze Kacperowskiej udaje się podążać za propozycją światowej sławy psychologa. Poetka jakby podskórnie czuje, że jeśli wykrzyczy swój ból na kartach Blizn, jeśli nie da mu się opętać, a spróbuje okiełznąć go poprzez nazwanie – wygra. I wszystko to dzieje się na naszych oczach. Cudowna transgresja! Powolne wyzwalanie przychodzi choćby przez modlitwę, jak w poruszającym wierszu Kamień:

 

boże czy słyszysz mój kamień
nieznośny i chropowaty,
kaleczący nawet najprostszą retorykę?
mój kamień jest bezbarwny.
mój kamień nic nie waży,
mimo to bywają chwile, kiedy mi ciąży.

nocami obracam go w palcach,
przyglądam się jego pustce.
próbuję otworzyć od środka
i znaleźć światło w jego martwym wnętrzu (…)

 

Tak, bywa pusty, lekki, bezbarwny, w zasadzie niewidoczny dla nikogo z zewnątrz, lecz w mgnieniu oka potrafi przeistoczyć się w nieznośny, chropowaty, kaleczący i ciążący dla kogoś, komu jest przeznaczony. W najnowszym tomiku Blizny wiele uwagi poetka poświęci cierpieniu. Kamieniowi zawieszonemu u szyi. W jej utworach zobaczymy, jak sens wypełnionego tomu bólem ściera się z rzeczywistością, wnika w nią, nasycając po brzeg, po horyzont.

 

Tygodnie, a może lata świetlne
czekaliśmy ostudzeni w biegu
do miejskiej łaźni. wciąż mijając
się z rzeczywistością, gubimy
tłuste plamy w betonowych klatkach.
żadnych okrucieństw, prócz nas samych.
żadnego przebaczenia, tylko histeria
na widok światła

                            (Piach w szprychy)

 

 

Życie utożsamione zostaje z dysforią, przeciwieństwem euforii. Stygmatyzowane przedpiekłem każdego dnia. Gdyby Frankl zajrzał w te utwory, dostrzegłby w nich przypadek człowieka, nad którym całe życie pracował: oto prawdziwy homo patiens! (człowiek cierpiący) – z wrażenia zatarłby ręce. Ale dostrzegłby w tym też najwyższą wartość, gdyż jego zdaniem w sytuacjach dramatycznych, jak śmierć najbliższej osoby, choroba czy porzucenie człowiek staje w swojej istocie i to właśnie wtedy odkrywa sens.

Ludzka egzystencja zamknięta jest w ramach bólu od początku po kres. Obolała wyobraźnia Dagmary Kacperowskiej co rusz karmi nas takimi obrazami. Jej bohaterowie umierając codziennie, prowadzą zimne dialogi na temat wielkiej tajemnicy straty. W ustach mielimy złe wyrazy, rękoma pokazujemy złe gesty, które przekłujemy w złe czyny.

 

 

(…) zamknięci szczelnie
 w prowizorce życia.
na czterdziestu metrach kwadratowych
szlochamy, że będą mówić po nas
jak o rozbitej półlitrówce:
kurwa, leć po drugą!

                                (Susza w kranie)

 

 

Dzięki ironii  i sposobowi, w jaki jest ukazywana, twórczość Dagmary Kacperowskiej staje się pośrednio grą z cierpieniem. Autorka nie kusi się tu o opis psychiczny swoich bohaterów. Spotykająca ich opresja przychodzi raczej z zewnątrz. Konsekwentna jest pośredniość opisu, gdy mówi się o sobie post mortem, ale nie pada słowo „śmierć”. Uzyskany w ten sposób dystans zdaje się być próbą oswojenia, zagwarantowania sobie możności do spojrzenia na trudne rzeczy z zewnątrz. W konsekwencji stanowi próbę do wzniesienia się ponad cierpienie, czyniąc je wehikułem zmierzającym ponad bezpośrednią bolesność.

 

 

płyną w nas akwedukty rtęci,
czarnych myśli, żałobnych pieśni, rzeki
pełne grudek ziemi. czas wypełniony po brzegi,
w końcu coś musi pęknąć, przerwać tamę, wypuścić
smutek i żal. rozetrzeć na skórze
martwe słowa, seryjne tatuaże.
żyjemy już tylko po to, by ocalić
początek i koniec. świat
od zapomnienia.

 

 

Jakże poruszający to wiersz. Ostatni, domykający wieko smutku, choć jego tytuł zdobi okładkę poetyckiej książki, do której grafiki użyczył Artur Groszkowski.

Akwedukty rtęci. Zło doznawane, czyli posługując się kategorią Leibnizjańską – „zło fizyczne” – prowadzi nas do pytań o „zło moralne”, którego jesteśmy sprawcami, a ostatecznie o „zło metafizyczne”, leżące u podstaw świata, napiętnowując nas wrodzoną skazą. Cierpienie, jakie ukazuje nam autorka Martwego sezonu staje się ostatecznym probierzem wartości, odsłania prawdę o historii  i kulturze. Przez ów tomik niczym cienie w pochodzie imaginacji przejdą takie postacie, jak: George Floyd, Tom Cruise, Maksim Gorki, Hugo Boss, Fryderyk Nietzsche czy Adolf Hitler. Ale pomiędzy tymi postaciami znajdzie się również miejsce dla szeptu wiary, w której również z imienia będą wymienione najświętsze postacie. Bo odautorskie  credo wybrzmiewa najpełniej w ostatniej strofie tytułowego wiersza. Po to właśnie się tworzy, po to z sobą szarpie i wyrywa na powierzchnię: by ocalić, a może i scalić.

 

 

------------------------------------------------------

Dagmara Kacperowska, Blizny, Wydawnictwo Font, Poznań 2023.