Fausta - Krystyna Kofta

Narysuj swój los..

 

Dwudziesty czwarty maja tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego ósmego roku, Warszawa. Helena Lejman postanawia oddać swoją córkę – czternastoletnią Faustę, Filipowi Fołtynowiczowi. Zamożnemu, starszemu o trzy dekady mężczyźnie. Kobieta nie ma już pieniędzy by dalej utrzymywać rodzinę, a to, co być może zyska na tej transakcji, wyda na wódkę. Od śmierci męża, dobrze sytuowane inżyniera, jej życie przypomina koszmar. Dziewczynka widziała, że do domu przychodzili co ruszy inni mężczyźni, których Helena nazywała "wujkami", kubki były niestarannie pozmywane, a odgłosy, które dochodziły z matczynej sypialni coraz bardziej dokuczliwe. Zresztą fatyganci nierzadko dobierali się do niej samej. Więc – co ją tu trzymało? Idziesz do lepszego świata – rzuciła rodzicielka na pożegnanie. I tak też starała się tłumaczyć tę niecodzienną sytuację. Matka podpisała tylko urzędowy świstek, w którym zadeklarowała, że nie będzie rościła żadnych pretensji, kiedy Filip weźmie sobie Faustę za żonę. Uwierz mi, to nie oszust, pochodzi z ziemiańskiej rodziny, zaopiekuje się tobą, nie skrzywdzi cię, będziesz żyła jak księżniczka, jak pączek w maśle – zapewniała Helena. Kobieta tęskniła za czasami, kiedy żył jeszcze jej mąż i mogła spokojnie leżeć z papierosem na kanapie i jeść czekoladki. Podobnie jak macocha Królewny Śnieżki, patrzyła się w łazienkowe lustro i czuła nieubłagany upływ czasu. Mała Fausta zdawała sobie sprawę ze swojego położenia. Czytała Balzaca, bo uważała, że świat z "Komedii Ludzkiej" jest równie nieprzyjazny, jak ten, w którym żyła.



Dwudziesty czwarty maja tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego ósmego roku, Warszawa. Bogna Wagner, pisarka, jest szczęśliwa żoną i matką. Lekarze podejrzewają u jej syna żółtaczkę zakaźną. Musi jak najszybciej odebrać jego wyniki. Okazuje się, że jest zdrowy. Modlitwa w kościele św. Anny, bieg w deszczu. Wieczór spędzony u przyjaciół przy butelce żeńszeniówki, którą przywieźli z Szanghaju, bo w Polsce cena wódki drastycznie wzrosła. Jej dzieciństwo wyglądało inaczej – porządny dom, matka i ojciec, którzy pełnili przy niej dzień i noc wartę. Dziś mieszka z Konradem, który na zmianę – czyta kryminały i pisze artykuły, kiedy mu się podoba. Fausta jest bohaterką jej powieści i bliską przyjaciółką. Jednej postaci przypisano dwie role, ale żadna z nich nie jest w pełni autentyczna – Równolegle istnieją dwie Fausty, pisana i realnie istniejąca. Nie są tożsame, żadna nie jest do końca prawdziwa. Fausta, którą ostatnio coraz częściej spotykam, to byt przestrzenny, myślący i mówiący, drugą jest obraz, jaki opisuję. Chcę poznać jej tajemnice, ale ona zamyka się, uciekają w dbałość o organizm i powłokę.


W pisaniu przeszkadza Bognie wyobraźnia pisarska. Dzięki niej może sama stwarzać rzeczywistość, dopisywać historie, które tak naprawdę się nie wydarzyły. Aby tego uniknąć uprawia biały wywiad, notuje rozmowy z Faustą. Razem z nią obserwuje powolne umieranie Filipa. Śmierć męża może wyzwolić Faustę z obowiązku opieki nad nim. Dopiero wtedy poczuje, że żyje na własny rachunek – Gdy Filip zamknie oczy, ona wreszcie odzyska wolność. Teraz przegląda się w starości i sama zauważa jej pierwsze oznaki u siebie. Siwy włos, zmarszczki, obwisły podbródek, Fausta robi wszystko, by ukryć niedoskonałości swojego ciała. O czym jest Twoja nowa powieść? Tak w skrócie, to o pogoni za młodością – mówi Bogna. Bohaterki zestawione są ze sobą na zasadzie kontrastu, jednak obraz Fausty jest przecież zamazany, przefiltrowany przez literacką wyobraźnię Bogny.



W "Fauście" powraca motyw choroby, tak częsty w twórczości Kofty. Walce z nowotworem poświęcony jest jej dziennik "Lewa, wspomnienie prawej", a także kilka tekstów ze zbiorczych tomów opowiadań. Co ciekawe, czytając "Faustę" kilka razy odniosłem wrażenie, że pisarka celowo wyposażyła swoją bohaterkę w zestaw zbieżnych ze swoimi elementy biografii, by czytelnik mógł bez trudno dostrzec to powiązanie. Kofta długo milczała. Od wydania jej ostatniej książki minęło już trochę czasu. Zresztą jej pisarstwo przebyło długą drogę – od prozy artystycznej ("Wizjer") po lekkostrawne czytadła ("Sezon na papierówki"). "Fausta" jest zwiastunem ważnego przełomu. Tym razem autorka zdecydowała się na eksperyment, czyli antypowieść. Złosliwi powiedzą, że Kofta nie miała pomysłu, więc nic prostszego niż opisać żmudą pracę nad kolejną książką. Ale jej koncepcja wydaje się przemyślana. Zderzenie dwóch światów – realnego (ten, w którym funkcjonuje Bogna) i nierzeczywistego (życie Fausty) skutkuje ciekawym finałem. Oto w pewnym momencie pisarka traci kontrolę nad tym, co dzieje się dookoła niej. Już sama nie wie, co jest prawdą, co fikcją. Życie bohaterów zaczyna zawłaszczać jej prywatność. Podczas lektury "Fausty" przypomniało mi się "Trzecie oko" Anny Onichimowskiej. Marta, podobnie jak Bogna, krocząc po krętych ścieżkach życiorysu swojej bohaterki, nieświadomie przechodzi na drugą stronę lustra.



Niebezpiecznie szybka, fragmentaryczna narracja "Fausty" pokazuje świat w obrazach. Kadry z różnych rzeczywistości zaczynają się na siebie nakładać, tak jakby doszło do połączenia dwóch światów. W pewnym momencie czytelnik traci orientację, nie może znaleźć punktu odniesienia. Każdy akapit rodzi kolejne pytania i nie przynosi jednoznacznych rozwiązań. Najnowsza powieść Kofty jest powrotem do stylu, który znamy z jej wczesnych książek czy ze świetnego "Sekretnego dziennika Melanii R.". W "Fauście" Kofta pyta o sens pisania, tak, jakby sama stała na rozdrożu i zastanawiała się, w którą stronę musi pójść. Zarówno wymyślanie nowych historii, jak i odtwarzanie opowieści nie ma sensu – to ujawnia paradoks pracy pisarza.

 

                                                                                                                          Damian Gajda

                                                                recenzja dzięki uprzejmości: www.czytelnia.onet.pl