Paprochy - Ewa Markowska-Radziwiłowicz
Nareszcie coś szczerego, mocnego i… wzruszającego
Debiutancka powieść Ewy Markowskiej-Radziwiłowicz to swoistego rodzaju katartyczne anamnesis: osadzona w latach PRL-owskiego reżimu, spełnia funkcję bolesnego przypominania narratorce wcale nie tak dawnych lat przyspieszonego dojrzewania; lat wystanych w kolejce po chleb, cukier, papier toaletowy, mydło… miłość.
Paprochy wspomnień tak już narosły, że trzeba je teraz uporządkować, wyrzucić z siebie, spisać, aby oczyścić umysł i dać miejsce nowemu.
Jednakże z coraz głębszym i dokładniejszym przywoływaniem chwil przeszłych: tych dobrych, podwórkowo-trzepakowych, pachnących babcinym ciastem i książkami, na powierzchnię narracyjną wypływają wszystkie brudy przeżytych w Polsce lat 1951-81.
Jednak jak oczyścić wspomnienia, pozbyć się na zawsze paprochów zaśmiecających umysł?
Autorka – poprzez doskonałe oddanie klimatu drugiej połowy dwudziestego wieku – uświadamia nam to, o czym tak często zapominamy: każdego dnia lepi nas z prochu tej ziemi jej własna historia. I jakkolwiek nie brzmiałoby to absurdalnie: żyjemy w czasie teraźniejszym, dokonanym. Jesteśmy czyimś ciepłym wspomnieniem lub też jego upiornym paprochem.
IK