Córka kata - Oliver Potzsch
Wakacyjny bestseller z czarami w tle...
Porządna powieść historyczna to jedna z tych przyjemności, których miłośnik książek rzadko jest w stanie sobie odmówić. Gatunek ten ma tradycję tak bogatą i długą jak sama literatura, a parali się nim zarówno najwięksi pisarze, jak i twórcy zupełnie mierni. Tych drugich było oczywiście zdecydowanie więcej, wbrew pozorom bowiem nie jest łatwo stworzyć dzieło, które dobrze oddawać będzie realia przedstawianej epoki, a zarazem nie uśpi czytelnika stronicami rozwlekłych opisów miast, strojów i suto zastawionych stołów. Niemniej jednak, od wielu wieków nie odstrasza to potencjalnych twórców, dzięki czemu powieści takie co i rusz pojawiają się na listach bestsellerów. Jedne przechodzą bez echa, a inne zostają w świadomości czytelników na dłużej święcąc triumfy i bijąc rekordy popularności. Czy podobnie będzie z „Córką kata” autorstwa Olivera Pötscha?
Siedemnastowieczne Schongau w południowych Niemczech, jest scenerią niesamowitych wydarzeń. Ktoś morduje dzieci, na ciele których znajdują się dziwne, magiczne znaki. Podejrzenie szybko pada na miejską akuszerkę Martę, która jest wygodnym kozłem ofiarnym zarówno dla wściekłych mieszkańców, jak i rządzących nimi rajców. W winę kobiety nie wierzy jednak miejski kat Jakub Kuisl, który wraz z córką i młodym lekarzem Simonem próbuje rozwiązać zagadkę i uratować niewinną niewiastę, zanim sam będzie zmuszony zaprowadzić ją na szafot.
Powyższy akapit jest zupełnie typowym streszczeniem, jakich czytamy rocznie dziesiątki, sięgając w księgarniach po kolejne tomy w poszukiwaniu tych, które przyciągną naszą uwagę. „Córce kata” taka sztuka raczej by się nie udała. Mimo ładnie zaprojektowanej okładki, widniejący na niej abstrakt nie wybija się ponad przeciętność, co zresztą można powiedzieć również o samej książce. Gdy dwa tygodnie po jej przeczytaniu próbowałem napisać tę recenzję, musiałem solidnie przejrzeć cały tom raz jeszcze, by przypomnieć sobie, o czym ta opowieść właściwie traktowała.
Z lektury bowiem, skądinąd bardzo przyjemnej, pozostaje w pamięci bardzo mało. Ta książka to typowe, wakacyjne czytadło na plażę, którego jednak nie trzeba się wstydzić i chować pod ręcznik, gdy nadchodzi ktoś znajomy. Nieźle naszkicowane realia i klimat miasta, dość zgrabna intryga oraz całkiem wartka akcja nie dostarczą co prawda satysfakcji bardziej wytrawnemu czytelnikowi, ale znakomicie zapełniają wakacyjne godziny. Mocnymi punktami książki są z pewnością bohaterowie. Ciekawa postać kata, człowieka nieszablonowego i otwartego na świat bardzo przypadła mi do gustu. W pamięć zapadają również młody, zbuntowany Simon oraz wymykający się kategoryzacji makiaweliczny pisarz sądowy Johann Lechner. Zawodzi natomiast córka kata - Magdalena, która nie dość że zupełnie nijaka, to do fabuły wnosi na tyle mało, że zastanawia celowość wykorzystania jej w tytule całego dzieła.
Paradoksalnie, najciekawszym fragmentem całej książki jest rodzaj posłowia, w którym autor wyjaśnia motywy kierujące nim podczas pisania powieści. Dowiedzieć się można z niego, że Oliver Pötsch jest potomkiem znanej i poważanej dynastii katów z Schongau, którą postanowił uratować od zapomnienia, pisząc powieść historyczną. Zabieg jak najbardziej godny podziwu, stawiający w trochę łagodniejszym świetle niedoskonałości stylistyczno – literackie autora.
Z informacji znalezionych na niemieckich stronach internetowych można się dowiedzieć, że powstały już dwie kolejne części cyklu, które prawdopodobnie zostaną wydane również w Polsce. Czy z biegiem czasu i kolejnymi setkami zapisanych stronic autor okrzepł trochę w swoich umiejętnościach i potrafił stworzyć dzieła bardziej zapadające w pamięć? Wielu czytelników z pewnością na to liczy. Przecież wakacje są co roku…
Wiktor Koliński