Lubię to! - Andrzej Ballo
Autor recenzji: Piotr Goszczycki
Polubić poezję
Zazwyczaj lubię poezję. Zazwyczaj musi być to wiersz, w którym logika, rytm, temat i puenta są na właściwym miejscu. Wówczas mogę się uśmiechnąć i szepnąć: lubię to. Z wierszami, podobnie jak i z ludźmi, nie wszystko da się lubić. Iluż ludzi omijamy milczeniem… Andrzej Ballo wydał właśnie tom „Lubię to!”, nawiązując do słynnego facebooka. Autor chciał, aby w domyśle pierwszego kontaktu z książką każdy polubił poezję. Mimochodem włącza się czerwona lampka, sygnalizująca ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem. To charakterystyczna żółto-czarna okładka, nawiązująca do chemicznych zagrożeń. Wśród tej minimalistycznej estetyki okładki znajdują się wiersze miłosne, egzystencjalne i filozoficzne: „dla wielu/ życie to zagospodarowanie terenu/ na który boją się wejść” (moralitet). Wiersz ten jest tylko przykładem na to, jak wiele znaczeń może zmieścić się w stosunkowo krótkim zapisie. Ta wielopłaszczyznowość utworów, oprócz niewymiernych horyzontów myślowych, ma również minus w postaci zbytniego spłycenia tematycznego. W wielu wierszach, aż chciałoby się dowiedzieć jeszcze czegoś więcej.
Autor „Lubię to!” podchwytliwie prezentuje na czwartej stronie okładki tomu skromne zdanie trzech znanych panów. Grzegorz Skawiński (lider grupy Kombi) pisze: „wiersze Andrzeja przykuły moją uwagę swoją głębią. Mają drugie i trzecie dno…”. Niestety, nie mogę zgodzić z tym stwierdzeniem. Utwory zawarte w tomie są reguły jednoobrazowe, z dużą dozą niedopowiedzenia. Fakt, takie niedopowiedzenia dają wiele do myślenia, ale niekiedy są to tylko zarysy atrakcyjnych obrazów. Sądzę, że Andrzej Ballo za bardzo zwraca się w stronę ogółu i tym samym zapomina, że to szczegóły (oraz metafory) są solą takiej poezji. Można nazwać to zabawą lub wstępem. Potwierdzeniem tych słów jest wiersz bez tytułu: „nie zawsze zapisuję// trudniej mi trafić/ w kartkę/ niż w słowo//” (cały czas piszę). To, tak zwane twórcze błądzenie, bądź doświadczanie poniekąd pomaga autorowi. Utwory nie są skomplikowane, nie są uwikłane w historie, nie są świadectwem jakichkolwiek wypadków. Prostą drogą prowadzi do tego, że nie trzeba się tłumaczyć, że nie trzeba dopowiadać poezji (co wielu, zwłaszcza debiutujących poetów ma w zwyczaju). Mimowolnie nasuwa się pytanie: quo vadis, Andrzeju Ballo? Odpowiedź znajduję w jednym z fragmentów wiersza: „pół życia spłacamy/ to co wcale/ nam nie jest tak naprawdę potrzebne//” (pół życia spłacamy). W domyśle chodzi tu o jakże drogi kredyt mieszkaniowy, czyli powszechne świadectwo naszych czasów. Jak już wspomniałem wcześniej, Autor przyzwyczaił czytelników tylko do zarysów, do szkiców bardzo poważnych tematów. Czyżby bał się odpowiedzialności za wagę bardzo ciężkich słów? Nie, ponieważ przykre i trudne tematy trudniej byłoby nam polubić. Andrzej Ballo, woli balastować ołówkiem – jedynie stwierdzając że coś jest lub czegoś nie ma. Tu, w szybkim świecie (w którym nie ma czasu na poezję), nie ma również głębszej analizy, lub wnikania w głębię tematu…
Janusz L. Wiśniewski na okładce tomu komentuje: „Ballo nieudolnie maskuje swoją wrażliwość cynizmem.” To jest prawda, której nie spostrzega już Pan Andrzej Saramonowicz, który twórczość poetycką Autora „Wierszy algebraicznych” stawia na tej samej półce co powieści Ernesta Hemingwaya czy Marka Hłaski. W tomie „Lubię to!” jest wiele utworów, którym bliżej do erotyków z pokolenia Brulionu. To właśnie wśród tych wierszy znajdziemy: „nie będzie zimno/ i za wiersze/ kupimy sobie/ to co pożądane//” (nie będzie zimno). Łatwiej jest bowiem przymknąć oko i szepnąć „lubię to!” niż uparcie szukać dziury w całym, chociaż struktura całego projektu mogłaby przypominać dziurawy ser szwajcarski.
Andrzej Ballo przyznaje, że poezja jest czymś organicznym. To nic innego jak chemia, która w swych związkach posiada wiele niecodziennych zjawisk i to stwarza konieczność jej zanotowania: „to nie jest tak/ że piszę o czymś/ czego nie ma/ lub o tym co było// o tym co jest/ nie da się pisać//” (nie odwracam słów). Dla scenarzysty teatralnego poezja nie jest zatem łatwym kąskiem. To materia, której nie da się opanować. Skecze kabaretowe i dialogi mają to do siebie, że można się rozpisać, że można rzeczywistość brać na bakier, rozkładać na łopatki. Poezja w tym przypadku jest chemią, która w swych wzorach ma szeroki wachlarz słów, miliony pojęć… Uważam, że gdyby Autorowi można było zaproponować szufladkę, to radziłbym wysunąć szufladkę, w której byłby słownik z potrzebnymi wyrazami.
Tom „Lubię to!” to mimo wszystko szkice ciekawych wierszy. W zbyt wielu przypadkach można by jeszcze posiedzieć, dopisać drugie dno, poprawić horyzont. Być może styl ten wielu osobom odpowiada, ale również drażni. Dla wypośrodkowania wyrazów i znaczeń proponuję słownik antonimów. Poezja jest o tyle spornym tematem, że zawsze jest o czym mówić. Zaś przy długich wierszach, czytelnik chciałby nożyczki bądź gumkę, aby utwory skracać. Najważniejsze, że zawsze może być lepiej. Chemiczne wzory poezji można bowiem rozpisać krótko i długo zarazem. Wszystko zależy od Autora.
Przy umiejętnym wykorzystaniu chemii organicznej w poezji należy kierować się wyłącznie intuicją, niż naukami ścisłymi bądź szarą rzeczywistością. Wtedy śmiało będzie można uśmiechnąć się i na głos przeczytać jakże prawdziwy tytuł tomu: „Lubię to!”
Andrzej Ballo: „Lubię to!”; Wyd. Barbelo, Warszawa 2013.