Anarchy in the UKR - Serhij Żadan
Punkrockowa pieśń
W książce Żadana słowo “anarchia” występuje tylko w tytule i jeszcze w paru miejscach w środku. Rys historyczny tegoż ruchu również wydaje się mizerny. Ale każda stronica, zdanie i wyraz przesiąknięte są duchem wolności, punkowym buntem, industrialnymi opisami, anarchistycznym rozumieniem rzeczywistości...
Poza tym, by zrozumieć powieść nie trzeba znać piosenki Sex Pistols z 1977 roku, której tytuł ukraiński pisarz sobie delikatnie sparafrazował dodając literkę „r”. Choć z drugiej strony ten utwór jest także mottem, pretekstem do właściwej opowieści, więc elementarna wiedza o piosence, tudzież jej wykonawcach, którzy przewrócili wówczas do góry nogami brytyjski i światowy rynek muzyczny, nie zaszkodzi. Zatem z pomocą ikony angielskiego punkrocka – Pistolsów, autor wprowadza nas w rozległe pejzaże Ukrainy znaczone osobliwymi dworcami kolejowymi, rewolucyjnymi zapędami, budynkami z „duszą”, snującymi się postaciami bliższych i dalszych znajomych, czy w końcu dyskretnym urokiem autostopu. Tego Kraju Rad, który po przyjęciu kapitalizmu oczywiście musiał się zmienić, ale w jego sercu wciąż gra „Lewy marsz” i prym wiedzie towarzysz Lenin.
Nie znaczy to jednak, że Żadan idealizuje czas komunizmu, raczej wskazuje na to, jak głęboki ślad odcisnął on w najnowszej historii i mentalności narodu. A także szuka wyjścia z matni bezmyślnej konsumpcji, która wraz z demokracją stała się udziałem Ukraińców po upadku ZSRR. I zdaje się, że to wyjście znajduje. Ewakuacyjne, takie na wszelki wypadek, czyli konstruktywny „tumiwisizm” zwany anarchizmem. Bowiem anarchia nie jest tu rozumiana jako totalny chaos, czy bezmyślny terroryzm zwalczający bardziej lub mniej zdefiniowany system, lecz świadoma refleksja, że być to niekoniecznie mieć. Sam autor-narrator zdaje się w ogóle nie dbać o swoje dobra materialne, bo przemierzając rodzimy kraj na pieszo lub „cudzymi” środkami lokomocji (pociąg, autobus, autostop), jedyne co gromadzi to nienamacalne wspomnienia.
I dzieli je na cztery części, co pozwala wyraźniej zobaczyć dymorfizm między nimi. Mamy więc zdarzenia Koloru czarnej damskiej bielizny, Moje lata 80., Czerwone downtown i Żyć szybko, umrzeć młodo, czyli 10 kawałków, które chciałbym usłyszeć na własnej stypie. Zatem pierwsza część, z poczciwym „Sumy-Ługańsk” złożonym z dość osobliwych wagonów pełnym sprytnych prostytutek i przepitych pasażerów, tudzież okraszona wyprawami do dibrowskiego lasu w poszukiwaniu ducha anarchistycznego wodza, to raczej powieść drogi. Moje lata 80. z całą plejadą dziwnych postaci, których nie ośmielę się wymienić, by nie popsuć zabawy, będą już bardziej pamiętnikiem. Czerwone downtown z kolei ma klimat mocno niepoprawnego komentarza politycznego, wygłaszanego z dachów charkowskich domów, pod pomnikiem Ilicza, lub tam, gdzie rzewnie się autorowi podoba. Natomiast ostatnia część to bardziej uniwersalna refleksja nad życiem, sprowokowana dość ostrymi nutami Sex Pistols, Rolling Stones, czy Neil’a Young’a.
Ale to, co najbardziej pociąga w tej powieści, to narracja w formie monologu. Pisana jednym ciągiem, bez wyszczególnionych dialogów, przepleciona finezyjnymi opisami – urzeka. I nie będzie w tym krzty przesady, jeśli ten sposób postrzegania świata przez Żadana porównam do poetyki Bruno Shulza. Bo czyż nie można nie zauroczyć się takimi fragmentami:
(...) zapadałeś się w miękki mrok, jak w ustaną wodę stawu, cały się w nim chowałeś, patrząc stamtąd na jaskrawo oświetlony stół. (...) pociąg macał swoim mokrym nosem sierpniową ciemność, wywąchując gdzie jeszcze zakręcą te cholerne szyny. (...) dookoła mnie rosły gęste mlecze, przestraszone ptaki krążyły na kredowym niebie, naboje się skończyły, łuski były gorące, wargi suche, lato bezkresne.
I czyż nie tak pisałby sam Schulz, gdyby urodził się na Ukrainie, poznał subkulturę punk i zachłysnął się anarchistyczną wolnością? Tymczasem to Serhij Żadan w pięknym stylu wyśpiewał tę całą punkrockową pieśń.
Kamila Kasprzak