Ciemno, prawie noc - Joanna Bator
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
W chtonicznych labiryntach sąsiedzkich dusz
Gdy ziemię zasypuje mroźny pył, a dzień przegrywa w walce z nocą, nieustraszona reporterka i pierwszoplanowa bohaterka najnowszej powieści Joanny Bator powraca do swego rodzinnego miasta Wałbrzycha, by napisać reportaż o niedawno zaginionej trójce dzieci.
Wraz z Alicją Tabor ruszamy w wędrówkę po „mieście przybłędów”, w którym zewsząd wydobywa się na powierzchnię smród i zniszczenie. Ektoplazma gęsta trupim odorem, dzięki sugestywnym i drobiazgowym opisom wchodzi czytelnikowi w nozdrza, a cień niezidentyfikowanych, acz śmiertelnie groźnych „kotojadów” u szczególnie wrażliwego odbiorcy tekstu, potrafi wywołać ciarki na plecach.
By wyjaśnić tajemnicze zaginięcia Andżeliki, Patryka i Kalinki, Alicja udaje się do ich domostw. Spotkania z patologiczną matką, która dziwi się uprowadzeniu córki, uważając swoje dziecko za niewiele warte, nadopiekuńczą babcią Patryka, czy z dyrektorem domu dziecka - stanowią retrospektywny asumpt naszej bohaterki do zajrzenia w duszę swego domu.
W pustej odpychającej poniemieckiej willi, której skóra nabrzmiała wybroczynami i ciemnymi liszajami powoli odrywa się od budynku, odnajduje starą pluszową maskotkę, a wraz z nią wspomnienia o siostrze Ewie, fizycznie molestowanej w dzieciństwie przez ich niezrównoważoną psychicznie matkę. Ewa dla Alicji, po walce na śmierć i życie z Rosemary, stała się prawdziwą matką. Oprócz niej dziewczynka odnalazła swego opatrznościowego anioła w cygańskim sąsiedzie – Albercie Kukułce, o równie zagmatwanym życiorysie, co jej. Ojciec w tym czasie – zbzikowany historyk – całkowicie oddał się poszukiwaniom legendarnego skarbu w podziemiach zamku Książ. Pragnął odmienić życie swych córek; sprawić, by zapomniały o złu, które zalęgło się w czeluściach ich domu, o „kotojadach”, które weszły w głowę ich matki, jak się wkrótce okazało – również Ewy.
Alicja, nazwana w dzieciństwie przez swą siostrę Wielbłądką, a redakcyjnych kolegów Alicją Pancernikiem, niczym Wielbłąd niesie przez życie nie tyle bagaż niechcianych wspomnień, co pytań, nad którymi nie potrafi zapanować: dlaczego Ewa ją porzuciła? Czy było to wynikiem odrzucenia ze strony rodziców ukochanego Ewy na wieść o jej ciąży, czy czegoś mroczniejszego? Częściową odpowiedź na dręczące ją pytania uzyska w liście, pozostawionym dla niej w miejskiej bibliotece. Co ważne dla śledzącego literackie odwołania czytelnika, których niemało w powieści – list przechowała dla Alicji osiemnastowieczna powieść Matthew Gregory'ego Lewisa.
Podobnie, jak w „Mnichu” , u Bator znajdziemy wiele aluzji do gotyckiej prozy: spotkamy się z miłością, gwałtem, kazirodztwem i mordem. Imię Lucyfera zastąpią tu współczesne „kotojady”. Akcja powieści dziać będzie się ponurych przestrzeniach domu Alicji, miasta Wałbrzych, a przede wszystkim (kulminacja powieści) w tajemniczej i groźnej atmosferze starego zamku Książ i jego podziemnych tuneli.
Oprócz wielu literackich postaci, których jedną z najciekawszych jest oczywiście Alicja Tabor – alter ego samej autorki (Tabor to anagram nazwiska Bator), bohaterem „Ciemno, prawie noc” jest również język. Narratorka wydaje się wobec niego pełnić rolę medium, specyficznego przekaźnika, dzięki któremu poznajemy klimat powieści.
Grubianizmy, gwarowe wtręty, ciekawe porównania, plebejskie żarty czy niepowtarzalne zbitki wyrazowe – „słowociągi”, jak i stylistyka rozdziałów z „bluzgami” na czat internentowy – zaskakują, bawią i wciągają czytelnika.
Niestety, pomysł na zakończenie powieści (dopowiedzenie jej do ostatniego zdania), nieznośna i wszechobecna niechęć Bator do moheryzmu, jak i przybywający zza światów i porozumiewający się z bohaterką za sprawą internetowego medium kochanek siostry, czynią tę powieść zaledwie znośną.