To tylko facet - Anna Mazurkiewicz
Czytana jednym tchem, z przerwami na sprawdzenie, czy aby nasze serce jeszcze tyka;A jeśli ciągle tyka - jakim kolorowodem pomalowane są dni mając co dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat więcej.
Autorka jednej z najbardziej kształtnych i nieprzeciętnych powieści;
- Zapiskami z lat, kiedy prywatne Ja brzmiało zupełnie inaczej.
Bez kiczu i nadmiernego barwienia mało atrakcyjnego i kolorowego życia, które przez wzgląd moralny nie pozwala dokończyć powieści.
Pozornie kolejna książka, z uwięzionymi pragnieniami, boleściami, z tajemniczą dziewczyną na okładce, pod którym może podpisać się już każda kobieta – pisana głównie dla zaspokojenia maleńkiego Ego, i na poczet spragnionych ukojenia czytelniczek.
Autorce można by zarzucić tandetę:
- Rozkopane emocje, mylące, błędne, trudno uchwytne.
Ot, następna będąca prywatnym dziennikiem i rozgrzeszeniem dla autorki.
Jednak przytacza kłębek bardzo interesującej, psychologicznej włóczki – rozkopanej układanki i jednego małego puzzla, w którym zostaje postawiony cały sens.
Pod kulejącą brzozą, z książką złożoną w rulonik, i ręką położoną na papierowym mięśniu sercowym, z uśmiechem na twarzy stwierdza się, że autorka, była tylko pośrednikiem i czystym podpisem figurującym ku górze okładki.
Bez ostro zarysowanego końca, uchwytnego punktu kulminacyjnego, który bezbłędnie zostaje przykryty falą nieznajomych - znajomych odczuć i uniesień;
Cała filozofia końca, mało ujmująco i sprawiedliwie, sugerując jakby sama autorka zostawiała nieskończoną myśl.
Po paru kartkach, nagle przestaje być tylko książką leżącą sobie w dziale Najbardziej kobiece, a staje się prywatną ripostą w nieokreślonym wieku.
Przestaje być dwuznacznym bardzo kiepskim romansem, z wklejonym zdjęciem autorki i krótką biografią; Źle dobrany tytuł przestaje razić…
A my, patrząc na ciemnopomarańczowy krawat, uświadamiamy sobie, że i to nasze życie takim krawatem jest i będzie powiązane.
Ula Kasperek