Ruski miesiąc - Dimitrij Strelnikoff

Autor powieści „Ruski miesiąc” – Dimitrij Strelnikoff –  to najsłynniejszy w Polsce Rosjanin. Sympatyczny dziennikarz Trójki z emfazą opowiadający o biologicznych zawiłościach, pokusił się o napisanie książki. Dopiero z krótkiego rysu biograficznego, zamieszczonego na okładce, dowiedziałem się, że Dimitrij ma na swoim koncie już dwa tomiki poezji. Jak radzi sobie z beletrystyką?
Jego debiutancki utwór prozatorski to w zasadzie quasi- autobiografia. Narrator „Ruskiego miesiąca” to porte parole pisarza. Rzecz traktuje o perypetiach dwóch Rosjan i ich bliskich przyjaciółkach – Polkach. Pierwsze kroki na obczyźnie, nieporozumienia wynikające ze zderzenia dwóch kultur to główne zagadnienia poruszane przez pisarza.

Na wstępie zostanie przypomniana rodzinna opowieść jednego z bohaterów. Przewrotny los lubi sobie z nas kpić i podrzucać podobne historie. Tak też dzieje się tym razem. Od kilkudziesięciu lat w pamięci rodu głównego bohatera - Piotra żywa jest opowieść o przodkach, którzy pochodzili z dwóch różnych krajów – Polski i Rosji. Wzajemne uprzedzenia i sceptyczne nastawienie rodziny do pomysłu młodych są źródłem wielu nieprzewidywalnych zdarzeń. Do łez rozbawiła mnie wizyta przyszłego teścia Maksyma w mieszkaniu narzeczonych, gdy przekonał się, że jego córka jest konkubiną „tego typa zza wschodniej granicy”.

Książka Strelnikoffa bogata jest w błyskotliwe komentarze na temat mentalności Polaków. Zdziwienie wywołują niektóre obyczaje, przyzwyczajenia naszych rodaków. Oczywiście jego spostrzeżenia nie są złośliwymi kuksańcami. Pisarz próbuje oswoić, zrozumieć niektóre z naszych zachowań. Wszystkie uwagi okraszone są sporą ilością dobrotliwego poczucia humoru.

Mimo, iż jest to powieść pisana z perspektywy Rosjanina, jej nastrojowość przypomina raczej dobrze skonstruowane utwory Bohumila Hrabala. Podobnie jak czeski mistrz pióra, Strelnikoff tworzy tekst ozdobiony licznymi dygresjami i zjadliwymi komentarzami. Nie bez kozery nazywa miejsce, gdzie przyszło mu teraz egzystować - „krajem, w którym przysmakiem jest grillowane mięso dzika”.

Czy Sterlnikoff opanował język polski na tyle, aby pisać powieść ? Moim zdaniem tak. W „Ruskim miesiącu” daje świadectwo tego, jak wiele niejasności można obrócić w żart. Materia lingwistyczna jest bardzo żywa, płynna i zadziwiająco błyskotliwa. Pisarz poznał chyba większość tajników i zawiłości polszczyzny, ponieważ posługuje się nią znakomicie.

Jeśli do naszych rąk trafia książka pisana przez obcokrajowca, istnieje obawa, że będzie ona bogata w narodowościowe porównania. Autor „Ruskiego miesiąca” daleki jest od takich skłonności. Wyczułem zadowolenie z tego, że przebywa wśród Polaków, poznaje nowe zwyczaje i lokalne tradycje. Mimo głębokiego związku ze swoimi korzeniami, nie zauważyłem w pisarstwie Strelnikoffa gloryfikacji Rosji. Jego wypowiedzi są bardzo opiniotwórcze i nie skażone osobistymi przesłankami.

Zasadnicze miejsce w powieści zajmuje jej kontekst religijny. Bohater nieustannie zmaga się z nieprzystosowaniem prawa kościoła katolickiego do jakichkolwiek przemian. Skostniałe zasady, które nie zmieniają się od wieków nie są przystosowane do nowych przedsięwzięć, które niesie ze sobą życie. Sporą część książki zaprzątają konflikty z urzędnikami kościelnymi, którzy biernie tkwią przy swoim zdaniu, podpierając się obecnie bezzasadnym dekalogiem kościoła chrześcijańskiego. W mniemaniu Strelnikoffa Polska jest krajem, gdzie wszechobecny jest fanatyzm religijny. Bohater wśród ulotek reklamowych znajduje broszurki zachęcające do chrześcijańskich podróży do Lichenia. Czy ustawiczne doszukiwanie się religijnych odniesień nie prowadzi do paranoi?

„Ruski miesiąc” to błyskotliwa satyra na życie w Polsce. Zbiór paradoksów i nieprzewidzianych historii, które spisał Strelnikoff jest doskonałą pożywką dobrego, wysublimowanego poczucia humoru. Jednych ta książka rozbawi do łez, a drugim da do myślenia.


                                                                                                                                               Damian Gajda