Żarliwość, samotność, zachwyt - Marta Nowok

KRYTYKA LITERACKA ADAMA ZAGAJEWSKIEGO

 

 

Krytyk literacki, który w pewnym momencie swego życia pozbył się samowoli krytykowania. Być może także dlatego, że najpierw jest poetą, twórcą, a dopiero później krytykiem, tą osobą mogącą bez odpowiedzialności snuć metaliterackie rozważania. Jego niepisany, nie wyrażony wprost postulat osobistego stosunku do literatury jest mi nader bliski, ponieważ jest szczery, bezpretensjonalny i bardzo naturalny. Adama Zagajewskiego rozważania nad literaturą i nad nią zachwyt stał się dla mnie inspirujący, podobnie jak światopoglądowa droga, którą ten twórca przebył, aby pisać swe zajmujące, pasjonujące eseje.

 

Świat skrytykowany

Pierwsze poważne krytycznoliterackie „nie” dla zastanej sytuacji zostało sformalizowane w 1974 roku, kiedy to Adam Zagajewski wespół z Julianem Kornhauserem opublikował „Świat nie przedstawiony”. Po latach ocenił to wystąpienie z iście krytycznym zacięciem, spojrzał trzeźwo na siebie samego. Zanim jednak do tego doszło, napisał słowa, które zrodziły
w literackiej Polsce upragnioną dyskusję i stały się ważnym głosem w krytyce stanu literatury.

 

Zachwyt nad bogactwem świata i rozproszeniem, fragmentarycznością i wielością doznań nie przesłania nigdy Zagajewskiemu pragnienia zbudowania syntezy, dążenia do całościowości, do ogarnięcia tego wszystkiego, co ważne. To cecha nie tylko jego poezji, ale także utworów eseistycznych i krytycznoliterackich. Dociekliwość w ujarzmianiu konkretu, aby potem móc stworzyć zeń błyskotliwą ogólność widoczna jest już w pierwszym artykule Zagajewskiego w „Świecie nie przedstawionym”. Mowa tu oczywiście o „Katarakcie” (1971). Próbuje krytyk dokonać oceny czasów, w których przyszło żyć jemu i jego pokoleniu. Opis epoki nie jest przesadnie optymistyczny – w inwentarzu słów przydatnych autorowi pojawiają się raczej pejoratywne wyrazy: dezorientacja, niepewność, chaos, doraźność. Kryzys rzeczywistości ma swoje odzwierciedlenie w sztuce i literaturze – uważa bowiem Zagajewski te dziedziny za najbliższe doświadczeniu potocznej świadomości, a więc za najbardziej czułe na wszelkie przełomy i najbardziej reprezentatywne dla mentalności. Nie ujmuje się tu nic z wagi z psychologii, filozofii, nauki – każda z nich jest niezbędna i nieredukowalna. Kryzys jednak jest nieunikniony, widoczny w całej kulturze, zdominowanej przez jałowość wszelkich działań. Nie ma więc już literatury pełniącej funkcję poznawczą – brakuje powieści realistycznej, niekoniecznie arcydzieła, po prostu powieści, która mogłaby stać się źródłem wiadomości o świecie, mogłaby być korpusem dla całej literatury, swoistym odnośnikiem dla działań awangardy. Takiej powieści jednak jak na lekarstwo w Polsce lat siedemdziesiątych, nie ma też powieści współczesnej politycznej, zaś ta luka wypełniona została przez literaturę obcą, która nie spełni tej ważnej funkcji w diagnozowaniu świata – da bowiem po prostu diagnozę cudzą. Dla kontrastu z sytuacją obecną przywołuje Zagajewski ducha lat międzywojnia, kiedy to realizm trwał w twórczym dialogu z literaturą eksperymentalną. Dzisiaj jednak brak przede wszystkim jasnego oglądu rzeczywistości - „rozpoznanie uległo zaćmie, czyli katarakcie”[1]. Humanistyka znalazła się w impasie, chaos cywilizacji udzielił się także jej. Adam Zagajewski zdecydowanie nakreśla sytuację, w jakiej znalazła się sztuka: „Brak rozpoznania własnej sytuacji nie uniemożliwia powstawania wartościowych dzieł sztuki, ale sprawia, że pojawiają się one w dziwnych regionach, dają wyraz sentymentom minionym czy marginesowym dla życia duchowego społeczeństwa, natomiast omijają centralne sprawy pokolenia czy społeczeństwa”[2]. Krytyk nie poprzestaje tu jedynie na stwierdzeniu faktu – daje także propozycję rozwiązania problemu. Konieczna więc jest próba odbudowania utraconej jedności kultury – wszystkich jej dziedzin, od literatury, po filozofię.

 

Po zdiagnozowaniu stanu kultury i literatury musiał nadejść też czas na surową ocenę krytyki. Postawił ją Zagajewski w artykule napisanym w 1972 roku – „Rzeczywistość nie przedstawiona w powojennej literaturze polskiej”. Bezład kultury przełożył się na „chaos wartości, dyskusji i hierarchii” [3] w literaturze. Główne zarzuty poety wobec współczesnych mu krytycznoliterackich dokonań to chimeryczność ocen, impresjonistyczna maniera, wytwarzanie przez czasopisma własnych sposobów pisania o literaturze i uważania ich za jedynie właściwe. Wielość i przypadkowość kryteriów krytyki jest wynikiem braku najbardziej podstawowych ustaleń. Krytyka charakteryzuje się cechami niezbyt chlubnymi – niechlujnym wartościowaniem, łatwością oceny, brakiem rzetelnej analizy i nadmiernym stosowaniem terminów będących „zbitką opisowo-wartościującą”. Postuluje więc Zagajewski model kultury, która odnajduje się w sytuacji, gdyż potrafi „swoje uwarunkowania obrócić w możliwości, ograniczenia przekształcić w szansę artystyczną i intelektualną”[4]. Poznanie rzeczywistości, dogłębna analiza współczesności to nie tylko konieczność doraźna, chwilowa. Krytyk uważa tutaj, że przyswojenie poprzez sztukę tego, co jest częścią aktualnego czasu pozwoli na odkrycie tego, co ponadczasowe, trwałe, bezcenne – ponieważ współczesność daje nam warianty problemów znanych światu od wieków. Literatura, która według Zagajewskiego najsilniej oddaje duchową kulturę społeczeństwa, powinna odkryć współczesność – zadanie jej polega „na odsłonięciu tego nowego, na opisie i klasyfikacji aktualnego świata i zarazem na dotarciu poprzez ten materiał do kształtu bardziej trwałego (...)”[5].

 

Twórca - kreator i konstruktor

W jednym z artykułów wspomniał Zagajewski o potrzebie równowagi między aktualnością a tradycją. Okazuje się też, że tradycja jest dla niego dużą inspiracją w poszukiwaniu złotego środka dla kultury w jej walce o jedność, harmonię i siłę. Zagajewski w „Budowniczym Peiperze” odkrywa na nowo dziedzictwo Awangardy Krakowskiej i pokazuje, jak manifesty jej czołowego przedstawiciela mogą pomóc odnowić literaturę.

 

To, co najbardziej wartościowe w programie Peipera, to postulat wyciągania artystycznych wniosków z diagnozy cywilizacji przez literaturę. Zmiana struktury świata powinna być dla sztuki podnietą twórczą, materiałem; może jednak stanowić także wzór dla formy sztuki, nie jedynie treści. Ten peiperowski postulat uważa Zagajewski za najważniejszy i najbardziej aktualny. Wiąże się z nim także inny – mianowicie postulat nieintencjonalnej polskości, to znaczy polskości zawartej po prostu w dziele nakierowanym na teraźniejszą rzeczywistość.

 

„Budowniczy Peiper” nie jest jednak artykułem pochwalnym i bezkrytycznym. Zagajewski trzeźwo patrzy na program, który mógł sprawdzić się w latach międzywojnia, a który dziś już niekoniecznie może odegrać pozytywną rolę. Przykładem są peiperowskie zalecenia dla poezji – dziś już szkodliwe, zwłaszcza budowanie problematyki samymi środkami poetyckimi, odejście od poezji będącej ekspresją osobowości oraz pseudonimowanie. „Pseudonim plus pseudonim równa się anonim”[6] – zauważa błyskotliwie Zagajewski i w tak budowanym poetyckim języku widzi nieomalże język propagandy. Poezja powinna dziś mówić zwykłym, ludzkim językiem, jej orężem ma być szczerość, koniecznością jest odrodzenie indywidualizmu.

 

Na szczęście dostrzega też Zagajewski w powojennej literaturze pisarzy pozytywnie peiperowskich, wśród nich wymienia Borowskiego, Hłaskę i Różewicza. I sam, wzorem Tadeusza Peipera, wysuwa własny postulat: „Nadzieją staje się powrót do literatury konkretnego człowieka, konkretnego uczucia, gniewu, miłości, przerażenia. Nazywanie rzeczy po imieniu jest jedyną szansą literatury, równie dobrze prozy, jak poezji”[7].

 

Czas samokrytyki : abdykacja krytyka – dyktatora

 

Emigracja i lata spędzone w Paryżu były dla Adama Zagajewskiego owocne w nowe refleksje. W tomie „Solidarność i samotność”, zwłaszcza zaś w eseju tytułowym, rozliczył się ze swą krytycznoliteracką przeszłością. Tworzenie „Polskiej Literatury” porównuje tu poeta do objętej rygorami i ścisłą regułą zakonnej pracy. „Mamy naszych Brzozowskich, którzy wyrokują, jaka powinna być literatura. (...) Przed dziesięcioma laty, wydając wspólnie z Kornhauserem Świat nie przedstawiony, sam na moment stanąłem w szeregu Katonów; tych, którzy wiedzą, jaka powinna być literatura i bezwzględnie tego wymagają od innych, od wszystkich. Cóż to za dyktatura! I jaka chytra – odwołuje się do pojęć i haseł, które tylko człowiek pozbawiony sumienia mógłby zakwestionować”[8]. Dlatego właśnie w nadwiślańskim kraju istnieją co najmniej dwie literatury: rzeczywista, pisana przez „śmiertelników zrodzonych z kobiety”[9], druga zaś to ta, którą tworzy autor zbiorowy – inteligencja polska, warstwa nastawiona na aspekt kolektywności narodu, na potrzeby zbiorowości i całego społeczeństwa. Powołane zostaje do życia widmo, fantom literatury – ambitnej, jasno określonej, ale przede wszystkim ujednoliconej. Nakładanie „maski Brzozowskiego” jest bardzo kuszące, bo obiecuje władzę nad literaturą ujętą w terminy i pojęcia, daje też iluzję rządu dusz. A jednak w tej iluzoryczności kryje się fałsz, bo „nie ma takiej literatury i nie będzie, będą tylko książki pisane przez ludzi śmiertelnych, uczestniczących, i owszem, w silnych emocjach życia zbiorowego (w Polsce nie sposób w nich nie uczestniczyć), ale indywidualnie i częścią przeżycia, częścią istnienia; inne ich doświadczenia, nie mniej ważne, będą się wiązać z tymi chwilami, w których są samotni”[10]. W „Solidarności i samotności” rozlicza się Zagajewski z wyrokami, które kilka lat wcześniej sam chętnie wydawał. „Świat nie przedstawiony” uważa za książkę dyktatorską i w sposób niezmierzony fałszywą. Nie neguje tego, że pomiędzy wierszami kryło się także pragnienie rozgłosu, marzenie o sławie. Wszystkie jednak sądy przesiąknięte były pasją, namiętnością i, co najważniejsze – krzykiem o wolne społeczeństwo, o nieskrępowaną ekspresję i artystyczną wolność. W przedmowie do pierwszego krajowego wydania „Solidarności i samotności” nazywa Zagajewski swoje zmagania z przeszłością rewizjonizmem „komplikującym, nie likwidującym”[11], są to bowiem negocjacje, nie zaś egzekucje.

 

Portrety i z mistrzami rozmowy

 

Z czasem więc przestaje Zagajewski nakładać „maskę Brzozowskiego”, strąca z piedestału posąg niezłomnego krytyka. Przyjmuje perspektywę uważnego słuchacza, wrażliwego obserwatora, który nie utracił zdolności zachwycania się światem i literaturą. Tak jak w poezji - szuka nie tylko pięknej formy, ale i wartościowej treści. Z niezapomnianych lektur i spotkań z niezwykłymi ludźmi zrodziły się liczne eseje, pisane z oddaniem, pasją, ale i z dozą niepewności. Nawet jeżeli wielkość onieśmiela, warto o niej pisać.

 

Przyjaźń z Józefem Czapskim zrodziła pełen emocji i ciepłych wspomnień esej „Piłowanie i błysk”. To obraz „Józia”, nie tylko malarza i pisarza, ale przede wszystkim osoby o „silnym człowieczeństwie”[12]. Opisuje Zagajewski Czapskiego wiecznie rozdartego pomiędzy pasjonującą lekturą, wzywającą go nieustannie bielą płótna, ważnymi i mądrymi rozmowami. „Życie Czapskiego stało pod znakiem sprzeczności: ten pogodny i spokojny malarz i pisarz nawet w samym centrum archipelagu Gułag zajmował się Proustem”[13]. „Piłowanie i błysk” dość dobrze odzwierciedla jedną z najbardziej charakterystycznych linii w eseistyce Zagajewskiego: to ogromna czułość wobec człowieka i jego dzieła, osobisty stosunek do literatury. Z takim samym zaangażowaniem potrafi pisać Zagajewski o Herbercie (wyliczając w „Początku wspominania” takie cechy poety, jak figlarność, humor, ale i pewną kapryśność), jak i o Nietzschem. To osobiste podejście do lektury nie pozwala podtrzymać zarzutu wobec poety, że odmawia jedynie modlitwy nad grobami wielkich twórców albo pisze nieustannie hymny pochwalne. Wydaje się bowiem, że wyrzekł się Zagajewski uprawnień krytyka-dyktatora. Różnorodność i bogactwo literatury jest być może zbyt wielka, by nakładać na nią postulaty, programy, by pisać solidne manifesty. Subiektywne czytanie mistrzów jest po prostu bardziej szczere, i być może nawet najbardziej konstruktywne.

 

Czytając „Zeszyty” Ciorana, „Dziennik galernika” Kertésza czy wreszcie fragmenty „Dziennika” Sándora Márai, zauważa Zagajewski swoje zamiłowanie do tej autobiograficznej literackiej formy. Uważa, że „najlepsze dzienniki zajmują pozycję środkową między filozofią i powieścią. I filozofii, i powieści czegoś brakuje: filozofii brak konkretu egzystencjalnego, niepowtarzalnego quidditas indywidualnego istnienia, powieść zaś, która sytuuje się na drugim biegunie, powieść pokazująca nam konkretne ludzkie losy, cierpi często, dzisiaj zwłaszcza, na niedostatek idei. Dziennik – niekiedy - znajduje sposób na to, by pokazać nam jedno i drugie, a nawet delikatną sferę, w której te dwa różne elementy, idee i egzystencja, spotykają się ze sobą. Ukazuje nam to fascynujące miejsce, gdzie pierzaste idee wyrastają ze zwykłej codzienności – lub dramatu – życia”[14]. Takim właśnie dziełem są dla Zagajewskiego zapiski Sándora Márai, które pisarz prowadził aż do samobójczej śmierci w 1989 roku, do której zresztą przygotowania skrupulatnie opisał. To, co wydaje się Zagajewski najbardziej cenić w „Dzienniku” węgierskiego twórcy, to zapewne jego wielowymiarowość. To historia Europy Środkowej, to także odwołanie się do jej kultury, a także do kultury światowej. A jednocześnie „Dziennik” Máraia to „traktat o życiu duchowym” i „opis umierania”[15], a więc świadectwo człowieczeństwa, obraz duszy.

 

Na dwa fronty?

 

Adam Zagajewski stoi niejako po obu stronach barykady. Jest poetą, to rzecz pewna. Jednocześnie jest jednak autorem esejów, które można nazwać krytycznoliterackimi, lub co najmniej - literackimi. Sam jest twórcą, pisze, tworzy, a jednocześnie zdarza mu się „zmieniać front” – nie jest to jednak już nakładanie „maski Brzozowskiego”. Nie jest już Zagajewski „klasycznym krytykiem” z krwi i kości, nie ma w sobie zapalczywości Irzykowskiego, prezentuje raczej żarliwość artysty lub żarliwość oddanego czytelnika. Jego postawa jest dla mnie wartościowa, ponieważ wydaje się być niekłamana, szczera, naturalna. Wierzę wszelkim zachwytom Adama Zagajewskiego, bez względu na to, czy się z nim zgadzam. Obrona żarliwości to nie desperacki akt fanatyka, to godna podziwu, piękna, inspirująca namiętność.

 


[1] Adam Zagajewski Katarakta [w:] Świat nie przedstawiony, Kraków 1974, s.8

[2] Ibidem, s.11

[3] Adam Zagajewski  Rzeczywistość nie przedstawiona w powojennej literaturze polskiej [w:] Świat nie przedstawiony, Kraków 1974, s. 28

[4] Ibidem., s.33

[5] Ibidem, s.35

[6] Adam Zagajewski Budowniczy Peiper [w:] Świat nie przedstawiony, Kraków 1974, s. 25

[7] Ibidem, s.25

[8] Adam Zagajewski Solidarność i samotność [w:] Solidarność i samotność, Warszawa 2002, s.75

[9] Ibidem., s.75

[10] Ibidem, s.76

[11] Adam Zagajewski W dwadzieścia lat później. Przedmowa 2002 [w:] Solidarność i samotność, Warszawa 2002, s.8

[12] Adam Zagajewski Piłowanie i błysk [w:] Obrona żarliwości, Kraków 2002, s.90

[13] Ibidem, s. 81

[14] Adam Zagajewski Nowy klasyk [w:] Poeta rozmawia z filozofem, Warszawa 2007, s.128

[15] Ibidem., s.129