Rewolucja. Przewodnik Krytyki Politycznej
Autorka recenzji: Kamila Kasprzak
Więcej niż tysiąc powstań
Przed wydaniem tej książki właściwie już coś wisiało w powietrzu. Nieuchronne wrażenie, że nadchodzi jakiś przełom pod który świetnie przygotowała grunt strona www.rewolucja1905.pl. Bo oto w niesamowitym wymiarze została opisana historia, która dotąd tak jeszcze nie była opowiedziana.
O tym kiedy było Powstanie Listopadowe chyba wielu wie, o tym kiedy Styczniowe – również. I fakt, że brali w nich udział wszyscy Polacy, podczas gdy głównie była to jedna klasa społeczna, czyli szlachta – też każdy zna. Tymczasem Rewolucja 1905 roku (zwana też Powstaniem Łódzkim) okazała się pierwszym zrywem niepodległościowym, który jak zaznacza m.in. historyk Timothy Snyder, przekroczył podziały klasowe. Tyle, że tutaj jeszcze istotniejszy wydaje się fakt, że to wydarzenie stało się walką ludu o progresywne zmiany społeczne. I te dwa pojęcia, które też zaznaczają we wstępie twórcy przewodnika, będą moim zdaniem kluczowe. Po pierwsze dlatego, że w końcu podmiotem są ludzie – zwyczajni, nieuprzywilejowani kulturowo i ekonomicznie, tacy, których jest więcej od rządzących, generałów czy elit. Po drugie zaś, że ich walka o bardziej sprawiedliwy podział wytworzonych dóbr, różne emancypacje czy prawa – jest fundamentem społecznej cywilizacji.
Do ręki dostajemy więc ładną (dosłownie!) i zgrabną (z powodzeniem mieści się do większej kieszeni lub torebki) około 500-stronicową książeczkę. Podobną zresztą formą do wszystkich przewodników Krytyki, która w tym przypadku została akurat podzielona na pięć części: narodziny nowoczesnej polityki, emancypacje, „miasto krwi i pracy”, przesilenie idei oraz edukacja historyczna. I w każdej z nich natrafimy właściwie na multum faktów i wydarzeń, które jak się potem okaże, pomogą nam zrozumieć gorączkę tamtych dni, potrzebę walki i jej rozmaite formy. W końcu kiedy przymiera się głodem na półfeudalnej jeszcze wsi, a chłopskie dzieci w zrusyfikowanej szkole poddawane są kontroli i ogłupiającej propagandzie oraz kiedy w mieście robotnicy równie „głodni i chłodni”, pracują po 10-12 godzin bez żadnych praw, by na dokładkę utrzymać swe ciemne, ciasne i wilgotne „mieszkanie” w suterenie – to jak pisał klasyk, nie mają „nic do stracenia prócz swych kajdan”. Bo ich życie już dawno stało się wyłącznie biologiczną egzystencją...
Pierwszy rozdział przynosi zatem wszystko to co złożyło się na nowoczesną politykę, czyli właściwie narodziny masowych ruchów społecznych wszelkiego rodzaju, potęgi słowa pisanego, która wyrażała się w ówczesnej prasie, ale też ulotkach i broszurach agitacyjnych czy mocy publicznych wystąpień z którymi musieli liczyć się zarówno fabrykanci jak i zaborcy. Kolejna część to z kolei „wyjście z cienia” kobiet migrujących ze wsi do miast dla których wyczerpująca praca w fabryce była swego rodzaju „awansem”, ale nierzadko przypłaconym zdrowiem, nadwątloną godnością, naruszoną cielesnością i psychiką, a często i życiem. Podobnie zresztą sprowadzony do „nagiego życia” wydawał się być los chłopów, którzy sponiewierani wielowiekowym przymusem pańszczyzny czy innych ustępstw na rzecz panów, a potem także zaborców, w końcu zorganizowali się w Polski Związek Ludowy – pierwsze polityczne ugrupowanie chłopskie. Dalej zaś czytelnik dowie się, że rewolucyjne wrzenie to także bratobójcze walki oraz czym był fabrykancki lokaut, zanurzy się w fotograficznym i nie do końca udanym projekcie Joanny Rajkowskiej dotyczącym tamtych dni czy namacalnie pozna miejsca związane ze zrywem, które m.in. świetnie opisał Julian Tuwim w poemacie „Kwiaty polskie”. I wreszcie przedostatnia część to z drugiej strony Rewolucja widziana oczami prawicy, gdyż wbrew pozorom na tym lewicowym powstaniu, jednym z większych wygranych była endecja – konserwatywna formacja, która mając na sztandarze „narodową sprawę” była lepiej zorganizowana, ale niewolna od układów z caratem czy antysemityzmu. Natomiast całość zamyka rozmowa ze zorientowanymi historycznie nauczycielami, uzupełniona o przykładowe scenariusze lekcji dla gimnazjów.
Jednak po co nam to wszystko? Ot, żeby poznać własne korzenie i odzyskać tożsamość większości społeczeństwa, które świadome tego kim jest i skąd pochodzi, być może w dzisiejszym kapitalizmie też nie zawaha upomnieć się o swoje prawa... I żeby jeszcze przerwać monopol prawicy na przeszłość lub to poczucie bezrefleksyjnej teraźniejszości, która nie wzięła się przecież z powietrza.