Osiołkiem - Andrzej Stasiuk
Autorka recenzji: Justyna Radomińska
Myśli, które przychodzą, gdy nic się nie dzieje...
Andrzej Stasiuk pojechał zdobywać Azję. Ale prawda jest taka, że finalny cel nie był wcale najważniejszy, czego znakiem choćby to, że książka się skończyła, a on… ciągle jedzie. Co więc się liczy? Tylko to, na co można patrzeć w czasie, gdy się jedzie: „Kurz, światło, kształty, cień”. Dlaczego? Bo tylko tak, widzeniem, można po ludzku próbować ocalić świat przed erozją.
„Osiołkiem”, najnowsza powieść, sowizdrzalska elegia, jak ją nazwało wydawnictwo, jest – o czym piszą wszyscy – peanem wyrosłym z miłości do samochodów na cześć samochodu. Dlaczego sięgnęłam po książkę, skoro w gruncie rzeczy taka motoryzacyjna miłość niewiele mnie interesuje? Wystarczy krótki opis testowanej ciężarówki: chłopaki raz czy dwa dodawały gazu i odzywał się ten podziemny, tektoniczny gulgot. Jakby się jakieś chtoniczne bydlę budziło. Jakby wstawało na łapy, strząsało z siebie ziemię, piach, skalny rumosz i ruszało w świat. Nie do zatrzymania. Wszystko jasne, prawda? Oczywiście, te wymiany śrubek, spawania, silniki dolnozaworowe, przygotowania karoserii do ekstremalnego wyjazdu, te sentymentalne wspomnienia o wołdze, o fiacie, o lublinie, o pierwszych przejażdżkach, to dalej niekoniecznie w pełni na mnie działa. Ale takie zdania: Daleko jest i w gruncie rzeczy donikąd. Przestrzeń się przesuwa. O karoserię ociera, a jak okno uchylisz, to i na ciele czuć. W głąb się jedzie. Żeby się rozstępowało i zaraz zasklepiało. Prawie się nie da o tym opowiedzieć, a z jakiegoś względu nie można się od tego uwolnić – już tak! Od Stasiukowego pisania można się uzależnić, choćby niektóre wątki wracały już jako znane.
Najważniejszym tematem jest, oczywiście, wielonarodowa i przestrzenna Rosja, fascynacja nią przeciwstawna do znudzenia Zachodem, ale i swego rodzaju przerażenie, bo podróż do Rosji to podróż do „ciemnego źródła”, do otchłani, w której można zniknąć. Do przestrzeni, w której nie przywiązuje się zbytniej wagi do szczegółu, jakim np. może być pojedynczy człowiek. Dlatego jest borykanie się z celnikami, są policjanci z krwi i kości, jest fantomowy batiuszka, z którym się snuje wyimaginowane (lub nie?) rozmowy przy butelce o relacjach rosyjsko-polskich, o traumach narodowych, kompleksach, lękach i snach o potędze. Są miasta, w których można się zgubić, pomniki dawnej imperialnej wielkości i znaki podboju kosmosu. Jest człowiek, z którym się zamienia ledwie kilka zdań, a jakby to nie było ot tak, tylko głębiej, o ludzkim losie. Jest Dostojewski i Płatonow. A za Rosją – Azja. Zaskakujące autostrady i przeszłość, która co chwila przypomina, że świat jest tylko łupem, a życie okazją.
To, o czym opowiada Stasiuk, znajome, ale i jednocześnie ciągle świeże. Powleczone tym razem lekką nutą refleksji o Bogu, który posyła, bym oglądał Jego stworzenie. Pobrzmiewa w tym pisaniu wewnętrzna prawda, bo wielka Rosja rzucała i wciąż rzuca cień na Polskę, która jest przecież stałym punktem odniesienia.
Osiołkiem nazywa Stasiuk swój samochód, ale przecież to on sam – niczym zwierzę – z uporem i cierpliwie brnie w ten Wschód, próbując żarłocznie, a jednocześnie ze swoistą pokorą wgryźć się w duszę tej części świata.
Czytajcie Stasiuka!