Każdego dnia - David Levithan
NINIEJSZA RECENZJA AUTORSTWA JAKUBA SUFLETY
ZOSTAŁA NAGRODZONA - I MIEJSCE
W VIII KONKURSIE RECENZENCKIM KUŹNI LITERACKIEJ - Offeliada 2018
Prawdziwe piękno to różnica
Jakiś czas temu miałem przyjemność natknąć się na bardzo ciekawy utwór pt. “Każdego dnia” pióra Davida Levithana. Kiedy sięgałem po niego w bibliotece, nie miałem pojęcia, że odciśnie się on tak bardzo na moim postrzeganiu świata. Gdy zanurzyłem się w świecie książki, nie potrafiłem się od niej oderwać. Każde zdanie zmuszało mnie do zastanowienia się, czy nie jest to kolejne obnażenie prawd tak prostych i powszechnych, że aż nieoczywistych?
Książka przedstawia nam historię A, który każdego dnia zmienia swoje ciało. Zawsze trafia do ciała rówieśnika, który mieszka w okolicy. A ma dostęp do wspomnień osób, które “zamieszkuje”, dzięki czemu łatwo może je udawać. I właśnie taki jest jego cel. Przeżyć każdy dzień tak, jak przeżyłby go właściciel ciała. Nie chce się ujawnić, więc po prostu stara się nikomu nie wchodzić w drogę. Sytuacja zmienia się jednak, gdy poznaje Rhiannon - dziewczynę, której oddaje swoje serce w całości. Co ma w takim razie zrobić? Czy powinien się ujawnić? Czy Rhiannon zaakceptuje go takim, jakim jest? I czy w ogóle taki związek ma sens?
Książka jest niesamowita pod wieloma względami. To, co jest w niej jednak najlepsze, to spojrzenie A na świat. Nie jest chłopakiem ani dziewczyną. Nie wyznaje żadnej religii. Nie posiada orientacji seksualnej. Nie ma tego wszystkiego, a jednocześnie ma wszystko naraz. Patrzy na świat z kilku perspektyw i jednocześnie uczy nas - czytelników - tego samego. Pokazuje, że każdy człowiek jest inny, a różnice pomiędzy nami sprawiają, że… jesteśmy tacy podobni. Dla mnie to jest właśnie siła tej książki. Za każdym razem zastanawiałem się, kim okaże się osoba, w której “zamieszka” dziś A. Nigdy się nie zawiodłem, bo każda była inna i pokazywała, że różnice pomiędzy nami są piękne.
Każdy nastolatek, w którym budzi się A jest inny. Nie zawsze życie tej osoby jest usłane różami. Raz jest dziewczyną, która musi pracować, żeby żyć. Raz jest narkomanem, który myśli jedynie o kolejnej dawce narkotyku. Raz jest chłopakiem z otyłością. Raz dziewczyną z depresją i myślami samobójczymi. Wszyscy są równolatkami, a ich ścieżki życiowe potoczyły się zupełnie inaczej. Z każdą z tych historii coraz bardziej docierało do mnie, że życie to przygoda, którą możemy przeżyć na wiele sposobów. Od nas zależy, jak to zrobimy.
Jak w każdej książce dla nastolatków, znajdziemy w niej też wątek romantyczny. Dla mnie był on jedynie spoiwem łączącym akcję i nie miał dużego znaczenia. Nie zmienia to jednak faktu, że był on przyjemny w czytaniu i mógł dać wiele radości. Kibicowanie postaciom przy wspólnym zmaganiu z problemami może naprawdę nas do nich zbliżyć, co właśnie ta książka uczyniła. Romans nie był wymuszony, wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że główni bohaterowie naprawdę do siebie pasują.
Książka “Każdego dnia” nie jest tylko romansem z tłem filozoficznym. Akcja jest równie ciekawa i intrygująca. Wątek Natana, który próbuje przekonać świat, że opętał go szatan sprawił, że wielokrotnie myślałem o tym, jak ja postąpiłbym w jego sytuacji. Czy próbowałbym wytłumaczyć zaistniałą sytuację ingerencją sił wyższych? Czy w ogóle uwierzyłbym, że takie siły istnieją? Myślę, że te pytania mógłby zadać sobie każdy, kto przeczytał tę książkę, co sprawia, że to dzieło jeszcze bardziej do siebie przyciąga.
Ekranizacja tej fantastycznej książki jest jednak pozbawiona wszystkich tych elementów, które sprawiały, że chciało się ją po prostu czytać. Reżyser filmu - Michael Sucsy sam określa swoje dzieło mianem romansu, tym samym przyznaje, że pozbawił go wątków refleksyjnych, czyli tych, które były tak ważne w oryginale.
Narracja większej części filmu jest prowadzona przez Rhiannon, którą gra Angourie Rice. Już na początku odebrano nam możliwość spojrzenia na świat oczyma A. Reżyser próbuje zakryć to paroma zdaniami, opisującymi jego sytuację, lecz to wciąż za mało. W filmie pokazany jest zaledwie urywek, tak naprawdę nic nie wnoszący do narracji filmu, gdy A budzi się w ciele ślepego chłopaka. Tylko tyle. Żadnego komentarza. Żadnego wyjaśnienia. Kilka chwil później widzimy scenę, podczas której A wspomina o tym, że obudził się w ciele osoby, która musiała przejść przez śmiertelny zabieg. I znowu brak jakiegokolwiek komentarza. Jest to naprawdę frustrujące, gdy pomyśli się, że twórcy filmu tak go spłycają.
Akcja filmu została zdegradowana do romansu i zaledwie kilku wzmianek pseudofilozoficznych. Postać A traci wiele ze swej wielowymiarowości i złożoności. Fanowi książki, takiemu jak mnie, trudno jest nie patrzeć na ten film krzywym okiem, chociaż jest on naprawdę poprawnie nakręcony. Muzyka pasuje do scen, a aktorstwo nie jest złe. Scenografia nie zaskakuje nas niczym nadzwyczajnym, po prostu przyjemnie się ją ogląda.
Z racji tego, że narrację prowadzi Rhiannon, możemy ją trochę lepiej poznać. Relacja Rhiannon z rodzicami była czymś, co bardzo mnie zaskoczyło i chciałem zobaczyć kolejne sceny, w których rodzina zmaga się z trawiącymi ją problemami. Tak naprawdę to jedyny element filmu, który zrobił na mnie wrażenie. Portret rodziny zmagającej się z chorobą ojca, wyalienowaniem i brakiem wzajemnego szacunku naprawdę wybrzmiał przejmująco. Być może to efekt ograniczenia dialogów na rzecz sugestywnej mowy ciała.
Podsumowując, uważam, że “Każdego dnia” jest cudowną książką, którą każdy powinien przeczytać. Posunę się nawet dalej i stwierdzę, że powinna ona zostać dołączona do listy lektur szkolnych. Spojrzenie kogoś, kto jest jednocześnie tyloma osobami może być punktem wyjścia do dyskusji na temat tolerancji i wzajemnego szacunku. A to, moim zdaniem, jest bardzo potrzebne we współczesnym świecie.
Film natomiast polecam osobom, które szukają nietypowego romansu, który czymś zaskoczy, jednak nie będzie skłaniał do głębszych refleksji. Nie zmienia to jednak faktu, że będzie miłym przerywnikiem w wirze codziennych spraw. Jednym słowem, zwykła, przeciętna produkcja rozrywkowa…