Blask - Margaret Mazzantini
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
„I naprawdę to się stało, i było wbrew naturze, i naprawdę chciałbym wiedzieć, czym jest natura, ten zbiór drzew i gwiazd, ziemskich drgnień, przejrzystych wód, ten dżinn, który mieszka w tobie i nakłania do walki gołymi rękami”.
M. Mazzantini, Blask, s.93.
Rzecz o ludzkiej naturze i dżinnie kuszącym, by jej sprostać
Włoska aktorka i pisarka, doceniona już wielokrotnie na niwie kultury za swoje artystyczne osiągnięcia, Margaret Mazzantini, zabierze nas tym razem do chłopięco-męskiego świata. Wraz z jej bohaterem, Guido, będziemy mieć okazję przyjrzeć się z bliska jego psychosomatycznemu rozwojowi, pragnieniom i potrzebom, przemyśleniom i tym chwilom pozbawionym myśli, wypełnionym jedynie wszechpotęgą czucia i „blasku”.
Życie bohatera zostało podzielone na dwie części - zarówno fizyczną, jak i psychiczną. Początkowo, aż do czasów podjęcia studiów na angielskiej uczelni, chłopiec mieszka wraz z rodzicami w wielopiętrowej kamienicy. Rodzice – zamożni arystokraci – wiodą życie, w którym nie ma czasu na wychowywanie malca. Ojciec – dermatolog, pracuje do późna w klinice, a matka – urodzona w Belgii, lewicująca piękna artystka i aktywistka, potrafi wybyć z domu nawet na wiele dni, pozbawiając tym samym chłopca tego, czego przez wszystkie te lata pragnął. Wynajmowane co rusz nowe opiekunki stają się więc jedynymi towarzyszkami życia Guida. One oraz widok z okna pokoju na podwórze i suterenę, w której mieszka ta normalna, wzorcowa familia – matka, ojciec i ich dwoje dzieci.
I to właśnie z tą rodziną zwiąże się on i jego ojciec na zawsze. Zapewniam, że nie zdradzę za wiele, jeśli powiem, że nasz bohater zakocha się bez pamięci w synu dozorcy, Constantinie – chłopcu, który stanowi dokładne przeciwieństwo Guida.
Na tej dychotomiczności zawiesi autorka „Powtórnych narodzin” akcję swej powieści. Pod pojęciem Guida kryje się więc bogactwo, tradycja, wiedza i moc twórcza, przekazywana w genach przez pokolenia, z kolei w Constantinie dostrzec możemy jedynie biedę, fizyczną siłę i umysłową miernotę. A zatem opozycja: rozwój i schyłek, usytuowanie bohaterów w tym samym domu (wertykalna polaryzacja góra-dół) oraz dalsza różnica cielesno-duchowa (Constantino – kucharz, Guido - prof. historii sztuki w Londynie) sprawiają, że tak dalekie i obce sobie światy tych dwojga chłopców, choć się spotkają, nie mogą się zrozumieć, a już na pewno pragnąć.
A jednak… Inicjacja seksualna obojga bohaterów zostanie przeżyta przez nich podczas letniego obozu w Grecji. To tam zrodzą się w ich młodzieńczych sercach pierwsze pragnienia, by do końca życia być z sobą razem, by otworzyć tu, w Grecji, na tej piaszczystej gorącej plaży swój nieśmiertelny bar z najlepszym jedzeniem świata.
Czas jednak będzie działał na niekorzyść zakochanych nastolatków, poszukujących swej tożsamości i uzmysławiających sobie swą odmienność, która jak otwarta przypalana co dzień rana – skwierczy, rwie i nie daje o sobie zapomnieć. Nie zagłuszy jej nawet podjęta przez obu próba jej symbolicznego unicestwienia poprzez założenie rodzin i wychowywanie potomstwa. I tu znów nastąpi między obojgiem mężczyzn dyferencja. Guido stanie się ojcem dla Leni – córki Izumi – japońskiej dziewczynki, w której będzie widział dumę i czystość, tę „jedyną przyszłość”, natomiast Constantino spłodzi chorego syna, którym trzeba się będzie już zawsze opiekować. Zatem ponownie afirmacja i piękno kontra smutek i deformacja bytu.
I tak do końca… No prawie, bo wtedy role obojga mężczyzn diametralnie się odwrócą niczym za sprawą demonicznego (a może boskiego) muśnięcia palcem na sztaludze życia. Ale to trzeba będzie już przeżyć wraz z bohaterami osobiście.
Książka świetnie skomponowana. Drobiazgowe opisy miejsc, przestrzeni i osób tworzą niezwykły klimat powieści, a wsparte licznymi niebanalnymi porównaniami zdania stanowią przyczynek do nazwania „Blasku” prozą niemal poetycką.
Recz o rozbiciu, pogubieniu, poszukiwaniu siebie, ale chyba najbardziej o krzywdzie, tęsknocie i strachu – tych trzech ponadzmysłowych substancjach, które mogą zdeterminować naszą przyszłość i sprawić, że zamiast baru na plaży z marzeń, zobaczymy jedynie oblepiający ciało zimny piach i bezkres ciemnego zawłaszczającego cudzy blask morza…