A bodaj ci nóżka spuchła - Jerzy Bralczyk, Michał Ogórek

A bodaj ci nozka spuchla 2021.jpg

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 

Żyrafy nadal wchodzą do szafy, czyli sentymentalne powroty

 

O: Stworzyliśmy tutaj taką apoteozę śmiechu i wesołości.
B: I niech tak będzie.
O: Że to nie jest wcale tylko odprysk poważnego życia, ale wręcz alternatywne życie.

                                              Bralczyk, Ogórek, A bodaj ci nóżka spuchła…

 

Czy istnieje taki żart (wiersz, opowieść, cytat…), który, za każdym razem, gdy go przywodzimy na myśl, bawi nas lub wzrusza? Przypomina mi się kilka, lecz jeden – za zgodą opowiadającego – przywołuję. Otóż mój ulubiony ksiądz prof. filozofii, Antoni Siemianowski, pewnego razu jechał do Torunia na odczyt wykładu. Była to późna jesień, jak dziś. Po drodze pogoda się zepsuła i zaczął padać deszcz. Tuż pod lasem profesor zobaczył przemoczoną, zziębniętą i skąpo ubraną dziewczynę. Wiedziony odruchem dobrego serca, natychmiast zatrzymał pojazd.

- Czy podwieźć panią?
- Nie, proszę księdza. Ja tu przecież pracuję.
- A, to szczęść Boże!

Dziś bardziej wzrusza mnie ta historia, niż bawi, dowodząc tym samym, że  nadal posiada w sobie tę przecudowną moc oddziaływania na samopoczucie słuchającego. Podobnie, myślę, rzecz ma się z książką A bodaj ci nóżka spuchła, czyli co nas śmieszyło i śmieszy.

Dwaj znani panowie (Bralczyk i Ogórek) spotkali się, by umilić nam jesień (być może, że niektórym i życia) swoją opowieścią dotyczącą rzeczy, które ich (i zapewne nas) śmieszyły i nadal śmieszą. Przez piętnaście rozdziałów (358 stron) cierpliwie oprowadzać nas będą po tysiącach (no dobrze, setkach) obłędnych historyjek, anegdot, cytatów z filmów, książek, wierszy, etc., które wrosły w nich (i niekiedy w nas), odciążając przy okazji to ponure jestestwo. Bo czyje życie jest jasne i lekkie? Być może motyli (niekoniecznie nocnych), jednak nas to nie dotyczy, bo nie przepoczwarzamy się, niestety.

Intelektualni pobratymcy, profesor i satyryk, w swojej najnowszej książce zaproponowali nam wysublimowany rodzaj mentalnego oderwania się od przyziemnej codzienności, wydobycia z kokonu nudnych przyzwyczajeń i podążenia za nimi w inną, wypełnioną humorem (bywa, że makabrycznym czy absurdalnym) rzeczywistość.

Na kartach swej książki udowodnili, że to, co przeraża, straszy, paraliżuje, warto obłaskawić śmiechem. Mieliśmy możliwość uświadomić to sobie oglądając film Roberto Benigniego Życie jest piękne czy wiele polskich produkcji z czasów Peerelu (m.in. Stanisława Barei, Juliusza Machulskiego). W pewnym momencie z ust profesora Bralczyka padną słowa: „ (…) tak jak piękno, tak humor może nas w pewien sposób ocalić” (s. 108). Okazuje się zatem, że istnieje pewien rodzaj humoru, który nie tylko bawi, ale wybawia (od wszelkiego złego).

Dwie z piętnastu zaproponowanych rozmów wokół śmiechu wzbudziły moje szczególne zainteresowanie. W rozdziale VIII („Rozbrajanie śmiechem”) autorzy zwrócili uwagę na szczególny rodzaj humoru – śmiechu z samego siebie. Bywa, że trudny to chichot, autoironiczny, ale zacny, powiadają mistrzowie słowa. Co ciekawe (potwierdzą to również wytrawni psychologowie), autoironia jest oznaką inteligencji, subtelnego umysłu oraz zdolności dystansowania się do siebie.

Kolejny z rozdziałów, który mnie zaintrygował, dotyczy dowcipów związanych z kobietami (X – „Nie wierzcie kobiecie”). Przy okazji omówienia tego rodzaju śmiechu panowie dwaj interesująco opowiedzieli o pułapce językowej, w którą wpadają ostatnio feministki. Panie chcą być równo traktowane, a występują przeciwko tej równości nazywając się ministrami, etyczkami, psycholożkami. Język polski jest męskocentryczny. Możemy się na tę prawdę sroczyć, boczyć i indyczyć, ale nie zagadamy jej babskim rodzajem. W mnożeniu bytów ponad miarę nasz sławny Stagiryta (na którego mądrość powołuje się również kilkakrotnie profesor) proponuje zachować złoty środek (umiarem zwany – dla niewtajemniczonych).

 

To prawda: tylko śmiech nas wybawi – jak zapowiada rozdział następny. Jednak „każda przyjemność jest w pewnym sensie torturą, nawet łaskotanie”[1] – poskramia moje zapędy pewna myśl. Poprzestanę zatem na powyższych „łaskotkach”. Kto jest ciekaw, co jeszcze skrywa rozogniona książka dwóch fascynujących umysłów, niechaj zajrzy do niniejszego dziełka. A kto nie zechce, temu – jak pewnie powiedziałby ksiądz profesor – „szczęść Boże”.

 

 

--------------------------------------------------------------------

Jerzy Bralczyk, Michał Ogórek, A bodaj ci nóżka spuchła, czyli co nas śmieszyło i śmieszy, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2021.

 

[1] Autorką przytoczonych słów jest Agnieszka Osiecka [przyp. red].