Kartki wyrwane z Iliady - Jan Sobczyk
Przekleństwo wyrwanych kartek...
Być poetą. To chyba dość powszechne stwierdzenie. Miano poety niewygodnego, a co gorsza – wyklętego, nie każdemu można nadać. Od wielu lat Jan Sobczyk jest uważany za poetę wyklętego, za filozofa, za estetę. Sobczyk tworzy w nurcie poezji antykatastroficznej, antyspołecznej, antyludzkiej, poezji Konkretnej, toteż twórczość Sobczyka bardzo często jest trudna do zaakceptowania, do swobodnego przytaknięcia głową, że wszystko jest w porządku.
Najnowszy tom Sobczyka „Kartki wyrwane z Iliady” to tylko fragmentaryczne i rozproszone spostrzeganie tragizmu autora. To wiersze, fragmenty recenzji, kawałki listów do przyjaciół - wszystko ozdobione ilustracjami Hieronima Skurpskiego. Do końca nie wiadomo, czy jest to galeria malarska inspirowana zapiskami Sobczyka, czy też odwrotnie. Autor zapowiada:
„ ja nazywam się jan sobczyk
ja jestem wielki młyńczy
powiadam wam: jam zbroczył
świat…”
Dodatkowo twórczość Sobczyka uważana jest za poezję twardej ręki. W utworze „W pieśni moich głodach nader…” czytamy: „stróżem/ byłem własnego ludożerstwa// patrzyłem jak czerstwa/ była godzina”. O czym to świadczy? O ogromnej wrażliwości człowieka, który miał szczęście i nieszczęście urodzić się dwa razy. Świadczy to o ogromnym bólu niemocy człowieka uwikłanego w Żydostwo, w relacje, które nigdy nie były relacjami sprawiedliwymi dla autora, dlatego też w tych utworach brak liryzmu, brak rozwiązań dla ludzkości, brak miłosnych zachwytów. W tomie tym jedynym akcentem erotycznym jest początek wiersza, który przechodzi w modlitwę. Jednocześnie jest to inspiracja z wiersza francuskiego poety: „zgwałcić prześliczną/ i w dodatku rudowłosą// jedyne uczucie które/ zapisało się w mojej/ czaszce// *// Boże/ Boże/ Jedyny Boże”.
Szukając analogizmów – wydaje się, że jedynym poetą, z którym Sobczyk utrzymuje wierszowany dialog (chociaż panowie pewnie nigdy się nie poznali) to Jan Rybowicz. Rybowicz to także poeta wyklęty, do końca nierozumiany, do końca pragnący dobra dla każdego swojego wiersza. Z materiałów wiadomo, że Rybowicz miał jednego swojego „kolegę”, któremu wierzył, że ten w jakiś sposób wyciągnie Go na wierzch. Tym że poetą okazał się Józef Baran. Wiadomo, że po śmierci Rybowicza twórczością poety, zainteresował się Krzysztof Myszkowski, lider Starego Dobrego Małżeństwa, który dodał do wierszy muzykę i w ten sposób powstała już 3 płyta. Z Sobczykiem – nie jest tak łatwo. Jedynym krytykiem, który bardzo pomógł Sobczykowi jest Jan Zdzisław Brudnicki. Co prawda, utwory Sobczyka nigdy jeszcze nie były zaśpiewane, ale Autor przedstawia świat za pomocą niebanalnych książek poświęconych konkretnym osobom. Wspomnę tylko: Droga na górę Synaj – proza (1983), Krew na butach – tom wierszy (2006) poświęcony zmarłym górnikom w kopalni Haremba, W sprawie dokończenia kompozycji Johna Lennona (poezja, 2007). Identyfikacja ludzi WAŻNYCH nie kończy się na wydanych pozycjach poetyckich czy prozatorskich. W twórczości Sobczyka znajdziemy także poematy: Michał Kajka (1973); Chcę być psem z metalu (2003). Poemat ten, jest adresowany do Andrzeja Gołoty i kontemplacji osiągnięć bokserskich Autora; Chleby Piotra Goszczyckiego (2005) to poemat poświęcony piekarzowi, trudom nocnej pracy, a także traumatycznych przeżyć Sobczyka
z hitlerowcami w młodości.
Od wielu lat Jan Sobczyk publikuje wyłącznie w wydawnictwie Heliodor. Ta niskonakładowa spółka wydawnicza bardzo ogranicza możliwości odbioru Sobczyka. Brak rozsyłania książek, brak księgarń, do tego bardzo niski nakład powoduje, że Sobczyk stał się poetą wyklętym, zapomnianym (podobnie jak swego czasu Rybowicz), a także nie miał jeszcze żadnej porządnej promocji poza jednym domem kultury i zorganizowanym przez Jana Zdzisława Brudnickiego – spotkaniem.
Przekleństwo wyrwanych kartek polega na niszczeniu możliwości twórczej Autora, bowiem "Kartki wyrwane z Iliady" to tylko fragmentaryczność dokonań i przeżyć Sobczyka. Być może zabrakło tu redaktora z prawdziwego zdarzenia, być może poświęcenia tematycznego dla jakieś tragedii, bądź dialogu. Dramatyzm Sobczyka można dostrzec we fragmencie listu do przyjaciół: „Szukam szlachetności u ludzi zniszczonych moralnie i fizycznie. Traktuję poważnie ludzi zdemoralizowanych. Brak mi zawsze do nich rzeczowego dystansu… Zawsze odnajduję w nich coś, co stanowi ich kiedy są w dobrej formie czy spadają na dno. Coś, co pozwala im się piąć po sypkościach tego głębokiego leja, w którym trudno żyć, a jeszcze trudniej wydobyć się z niego” .
Być może ta recenzja nie spowoduje nagłego zainteresowania się poetą wyklętym, lecz spowoduje zaistnienie problemu. Pikanterii dodaje książka Józefa Jacka Rojka: „Literaci & Literatura Warmii i Mazur”. Są to eseje, w których pojawia się nazwisko Sobczyka. Jednakże etap ten kończy się kilkanaście lat temu na porzuceniu Mazur i na stałe wyjechaniu do Warszawy. Natknąłem się również na esej Tamary Bołdak – Janowskiej, która wspomina Sobczyka: „Geniusz tym się różni od talentu, że żyje blisko szaleństwa i nic nie traktuje jako tła i ulgi. Rekwizyt żyje tak intensywnym życiem u Sobczyka, że nieomal go dotykamy - nieomal czujemy wszystkimi zmysłami, podobnie jak i samego autora. Kiedy powie „my", to czytelnik wchodzi w „my" jako człowiek człowieczeństwa, nie zaś jako człowiek jednej grupy politycznej czy pokoleniowej, jak przy zetknięciu się z „my" autora przeciętnego. Kiedy powie „ja" i ukaże nam swoje życie, w żaden sposób nie przejdziemy obojętnie obok tego „ja" - obok tego właśnie życia. (…) Z pamięci Olsztyna został wyrugowany.”
To kolejny dowód, że Sobczyk został wyklęty, genialny, a jednocześnie antyspołeczny. Jest poetą konkretnym. Mam tylko nadzieję, że poeta Sobczyk popełni jeszcze książkę, zamykając jednocześnie usta wszystkim niedowiarkom. Książka ta niech rozejdzie się po Polsce, niech ma rzetelne recenzje. Niech udowodni wyższość i prawdziwość. Poza tym poeta Sobczyk musi jeszcze coś powiedzieć…
Piotr Goszczycki
Jan Sobczyk, Kartki wyrwane z Iliady, Wyd. Heliodor, Warszawa 2010.