Antolologia "O ludzką twarz człowieka"

Okładka Antologii .jpg2023.jpg

Autor recenzji: Rafał Jaworski

 

W dniu 1 października A.D. 2022 w kościele p/w św. Maksymiliana Marii Kolbego w Krośnicach odbyło się spotkanie poetyckie wieńczące XXV edycję Konkursu „O ludzką twarz człowieka”. Jego wręcz heroicznym, głównym organizatorem był ks. Wacław Buryła. Napisałem „był”, bo ogłosił zakończenie swego agonu na słowa i znaczącą przestrzeń między wersetami. Jest to strata dla ambitnej sztuki poetyckiej. Zaproszenie do rywalizacji w formie liryki zaowocowało znaczącym fenomenem. Tytułowe wezwanie wypełniało bowiem pewną lukę w bogatym repertuarze konkursów literackich. „Poezja jest sprawą poważną./ Posiada swoje święte godziny” – napisał w celnym dwuwierszu Jerzy Łukasz Kaczmarek, poznański poeta, krytyk literacki, uczestnik, a w końcu juror  Konkursu (…) przypomniał, że oprócz stylu i bogatego słownictwa szukamy w poezji mocy duchowej. Takim cytatem zaczął ks. Wacław Buryła wstęp do Antologii jubileuszowej. Prowadziliśmy dyskusję co do koncepcji zbioru. Uprzytomnijmy sobie, że na Konkurs nadesłano 4915 zestawów wierszy, co daje 19621 utworów w ciągu ćwierćwiecza. Podjąłem się misji opracowania. Ks. Wacław zalecił formę „otwarta dłoń”, a nie „pięść”, bowiem poprzez obszerność opracowania chciał uhonorować jak największą liczbę poetów, którzy mu zaufali. Książka liczy więc 380 stron formatu B 5.

W Krośnicach gościło wielu uznanych poetów: z Opola (Harry Duda, Irena Wyczółkowska), z Krakowa (Krzysztof Lisowski, Adam Ziemianin, Józef Baran, o. Eligiusz Dymowski, Jacek Lubart-Krzysica, Zofia Zarębianka), z Poznania (Józef Ratajczak, Roman Bąk, Teresa Tomsia, Tadeusz Żukowski, Ewa Najwer, Magdalena Pocgaj, Łucja Danielewska i Stanisław Leon Machowiak), z Wrocławia (Marianna Bocian, Bogusława Kierc), z Tychów (Rafał Jaworski), z Warszawy (Joanna Kulmowa i Andrzej Gnarowski), z Lublina (Marian St. Hermaszewski), z Brzegu (Janusz Wójcik), z Uzbekistanu (o. Andrzej Madej), z Chrzanowa (Lucyna Szubel i Magdalena Białas), z Kijowa (Dorota Jaworska), z Puszczykowa (Krystyna Miłobędzka), z Istebnej (Kazimierz Józef Węgrzyn), z Łodzi (Jan Juszczyk), ze Świdnicy (Antoni Matuszkiewicz), z Chojnic (Jan Sabiniarz), oraz Szymon Babuchowski, Kazimierz Burnat, Przemysław Dakowicz, Lech Franczak, Barbara Gruszka-Zych, Adam Lizakowski, Karol Maliszewski, Maciej Woźniak, Jerzy Ł. Kaczmarek. O znaczeniu konkursu z „ludzką twarzą” i  o twórczości ks. Wacława wypowiadali się w pismach społeczno-kulturalnych i literackich: Marianna Bocian, Andrzej Gnarowski, Jerzy Ł. Kaczmarek, Rafał Jaworski, ks. Jerzy Szymik, Teresa Tomsia.

Przeczytałem, częściowo przepisałem, analizowałem, w ciągu ponad dwóch miesięcy, ponad dwa tysiące konkursowych wierszy. Nie tylko te nagrodzone i wyróżnione, ale także uhonorowane  drukiem w corocznych Almanachach. Wiele osób zostało pominiętych, ale świadczy to o wysokim poziomie artystycznym i ideowym kolejnych edycji. Jedna z poetek, zaproszona do składu jury, dywagowała czy nazwa konkursu nie jest pleonazmem, ale praktycznie tytuł jest trafny, nawołuje do ukazywania świata, który przenika zdrowy humanizm, również ponad religijny. Wybuch wojny za naszą granicą bardzo wyraziście potwierdza, że człowiek może nie mieć „ludzkiej twarzy”, może być tolkienowskim orkiem. Wybór tekstów był dla mnie krępujący. Bywałem laureatem Konkursu, potem wnikliwym jurorem.  Spotkałem się z postawą liczących się poetów, że oni „do  księdza” nie będą pisać. Zawsze w anonsie Konkursu było zaznaczone, że tematyka utworów jest dowolna, czasem ks. Wacław sugerował pewne szczególne kierunki wypowiedzi.

Zgodnie z odczuwaniem rzeczywistości, przez mnogość wierszy przetaczały się różne fale zainteresowań i natchnień. Można powiedzieć, że w dużym stopniu w poetyckich utworach odbijała się percepcja impulsów zewnętrznych przetwarzana metaforycznie.

Pierwszym chronologicznie, dominującym motywem była bieda i zagubienie, bolesność  odchodzenia w starość, które nasiliły się wskutek bezwzględnej, ekonomicznej transformacji lat dziewięćdziesiątych. Generowało to współczucie międzyludzkie, powiem więcej - wywoływało współ-odczuwanie. Magdalena Białas w tym kontekście prezentuje przykazanie”: „kochajcie starych ludzi / są jak kwiaty z bibułki/ i jedwabiu/ są jak ptaki/ z kolorowej słomki/ jak kruche figurki/ z drogocennej porcelany. (…)

Potem nastąpiło panowanie utworów odnoszących się do społecznej nauki i odchodzenia do Domu Ojca Jana Pawła II. Wiele było akcentów Jego nieukrywanego, nauczycielskiego cierpienia. Obrazuje to też okładka niniejszej Antologii.

Następnie nastąpił okres fascynacji odniesieniami do historii i literatury. Zastanawiałem się, że tak wiele utworów nawiązuje do losów życia pokoleń przeszłych, wprost babć i dziadków. Czasami wydawało się, że to sztuczne pisanie na siłę, żeby być na topie. Powtarzały są jednak autentycznie dobre utwory:  W wierszu „Po bitwie” Bogdan Nowicki przywołuje postać praszczura: Dziadek zawsze był dzielny/ Macha ręką na porządek/ Rzeczy i nabija fajkę // Przeżył dwie wojny /I pracę w obozie/ I Monte Casino // Opowiada o kojącej ciszy / Powiewającej białymi flagami / Na murach zakonu /  Wyłanianiu się wzgórza/ Z oparów mgły //Donośnym świergocie ptaka / Od tylu dni i nocy // I namacalnej obecności Boga/  Jako czegoś od czego nic większego/ Nie może być pomyślane”

 

Nie brakło wielu fraz intelektualnych: - Wojciech Hieronymus Borkowski tak zaczyna wiersz: „w komorze niskich temperatur/ istnieje zawsze nieodparta/ pokusa transcendencji// adon Baruch de Spinoza/ kartkuje swoją „Etykę”/ ale nie potrafi znaleźć stosownej kwestii… (…)”


Anna Piliszewska ujawnia głębię doznań w wierszu „Hierofanie I”, który opatrzyła mottem z M. Eliadego: „Świętość objawia rzeczywistość absolutną”

Cisza przybędzie z gór – sturla się

Jak lawina ośnieżonym zboczem

Od tej strony od której sfruwają anioły

Czesać zmarzniętym świątkom postrzępione brody

 

W sercu Kosmosu drzewa

Rodzą świętą opowieść

Zamknie się pętla Czasu – ryty odtworzą mit –

Lśnią strażnicy krętego zmarzniętego strumienia – słuchaj

 

Ponad polami kurz mleczna mgła

A ty mijasz

Warstwami białego wojłoku – watą śniegu okryte

Sacrum objawione

 

        Jednym z najbardziej frapujących tekstów jest poemacik Rafała Zięby zaczynający się od frazy: „O czym może milczeć kruk, / który nazywa się Ezra? (…)  A jednak – on wciąż o tym samym” (…)

            „O tym samym”, czyli o nieśmiertelnej lichwie, potrzebie dominacji nad innymi, o pysze urządzania świata na swoją chorą modłę.

        Pandemia zdominowała inne motywy w roku 2021, ale zaistniała obok  wyrazista anty-aborcja: Leszek Wójcik obrazuje: Martwa natura ma serce pełne miłości/ i łono pełne dziecka/ które nie będzie widziało świata (…)

            W roku 2022 wiersze antywojenne  dominowały, co naturalne w obecnej sytuacji. Piotr Zemanek pisał w wierszu „List ukraińskiego poety do świata”:

„odkąd wybuchła ta wojna nie napisałem żadnego wiersza. (…)

 

nie możemy już robić tego, co kochamy. teraz trzeba

nauczyć się być tutaj, przetrwać. to nasz obowiązek.

zamiast unosić się nad ziemią – twardo po niej stąpać;

musimy wiedzieć jak zabijać i jak nie dać się zabić.

 

na wszelki wypadek nosimy w kieszeniach słonecznik,

jeśli któryś z nas polegnie ziarna wykiełkują z ziemi.

żółte kwiaty napiszą za nas najpiękniejsze wiersze.”

 

        Przez cały okres dwudziestopięciolecia  przejawiały się motywy dążenia do osobowego spełnienia, do znalezienia właściwej hierarchii wartości. Jak w wierszu Krzysztofa D. Szatrawskiego:  „Jeszcze pragnę, jeszcze szukam dopełnienia,/ śladów w piasku/ nie prawdy/ ale może namiastki jakiegoś porządku/ jakiejkolwiek nadziei/  chwieję się bez oparcia (…)” Kategoria „wierszy drogi” i egzystencjalnych wahań  jest bogato prezentowana.

        Zofia Staniszewska stawia retoryczną zagadkę w swych „pytaniach do księdza profesora”:

 

„dokąd Cię zaprowadziły/ podróże z filozofią w tle/ odbywane w głąb wszechświata/ w głąb matematyki/ w głąb siebie/ gdzie czarna materia jest jasna jak słońce/ bo wyliczalna/ a kwarki grają na harfie/ ograniczonej nieskończoności// kamień filozoficzny/ już jako sześciolatek/ włożyłeś między bajki/ ale nieprzerwanie/ szukasz klucza zrozumienia (…)//

czy rzeczywiście najważniejsze są pytania /bez odpowiedzi”

 

                Jeśli przyjmiemy literaturę jako przestrzeń otwartą, w ujęciu postmodernistycznym, to niewątpliwie  - tak. Ale może to strach przed tyranią relatywizmu nie pozwala na rozwiązania proste, sensownie konieczne?  Znowu pytanie. Ale nie bądźmy zbyt tchórzliwi. Poezja ma za zadanie ustanawianie bytu w słowie, wydobywanie tego, co istotne, z tego co utajone, a jednocześnie warunkuje ścisłą zażyłość za światem osób i rzeczy.

            Wielu poetów prezentowało swą fascynację postaciami, które są dla nich autorytetem w rzeczywistości, która wyrzeka się swych mistrzów. Oczywiście, na czele stoi, odzierany obecnie z czci, Jan Paweł II. Ale pojawiają się inni: Brat Albert, Maksymilian Maria Kolbe, Karol de Foucauld,  Jan Chrzciciel, Edith Stein, Matka Teresa z Kalkuty,  Św. Teresa Wielka, pojawia się Błażej Pascal, C.K. Norwid, Marcin z Tour, Tomasz z Akwinu, Siostra Faustyna, a nawet Szymon Słupnik. Mimo tego bogatego zestawu ludzkich godności wybór przekracza powierzchowną religijność.

              Grzegorz Serdyński prezentuje egzystencjalne załamanie siły płynącej z prostej wiary, w wierszu „Wielkanoc” relacjonuje :  „Obmywa mnie krew/ Paschalnej zorzy,/ Choć serce puste jak grób”. Krótko, sugestywnie.

            Katarzyna  Zychla nadaje swemu wierszowi piękny  tytuł: „miłość jest jak koliber albo zapach konwalii”. Niezmiernie to delikatne, ale czy miłość jest tak ulotna jak zapach kwiatów?  Prawdziwa – nie. Wręcz odwrotnie – ma moc przetrwania mimo negatywnych okoliczności. Benedykt XVI pisał: „(…) cierpienie jest wewnętrznym aspektem miłości, dlatego jest tak ważne, byśmy się uczyli cierpienia”. W konkursowym materiale jest sporo ujęć zbawczego cierpienia, podkreślenia jego sensu w odpowiedzialności za drugą osobę. W „serdecznych strofach” (tytuł jednego z Almanachów) czasem można znaleźć „perłę”, której szukała Katarzyna Zychla, ale gdy szukamy właściwej drogi, aby odszukać sens istnienia, może prowadzić nas własny wiersz, bo – jak napisał Fryderyk Hölderlin: „został dany człowiekowi język,/ najniebezpieczniejsze z dóbr,/ aby przezeń człowiek objawił/ czym jest”. Czasami poeta winien się uczyć od własnego tekstu.

           Znalazło się też miejsce dla zdrowej, gorzkiej ironii, teraz mało wykorzystywanej przez młodszych poetów, bowiem sarkazm i aluzja to ratunek zniewolonych ustrojowo, ale nie cywilizacyjnie, kiedy dużej części obywateli wydaje się, że są wolni i mają nieskrępowany wybór. Jerzy Fryckowski parodiuje polityczną rzeczywistość:

„Adam Michnik pije brudzia z Jaruzelskim (…) Wyciera z kącika ust ślinę generała/  to wielki akt odwagi cywilnej/ w epoce zagrożenia AIDS//

Pan Adam ma mocną głowę/ W kolejce kolejni grudniowi generałowie/

Gotowi przejść na „TY” Z redaktorem po przejściach/ Aż żal że nie żyją już/

Oprawcy z Katynia Starobielska i Ostaszkowa (…)”

 

Milena Rytelewska ironizuje „w temacie” życia poetyckiego:

 

„Trzeszczy poezja. Bohdan Zadura/ po raz sto czwarty przyjechał na prowincję./ Tym razem przywiózł ze sobą Andrzeja Sosnowskiego

(niech mu wiersze lekkie będą). W Spółdzielczym Domu od Kultury i Sztuki/

czytają młodym poetom po sześćdziesiątce/ swoje krótkie i długie, stare i nowe nudne wiersze./ Psuje się mikrofon. Stygnie kawa i herbata./

Kruszą się słowa i ciasteczka. (…)”

 

  Jeden z jurorów, Karol Maliszewski, napisał wstęp do kolejnego Almanachu tytułując go „Wyłoniły się rzeczy proste”. Ośmielę się polemizować. Poezja to nie wykład etyki, wskazówki dla jasnych postaw moralnych. Jądro poezji  zawsze jest metafizycznym „czymś więcej”, jawi się jako „zgłębianie niezgłębionego”, które zawsze będzie złożone, niejednoznaczne, wołające o konieczność dopełnienia. I w tym urok i trud poety. Z mnogości materiału wyłoniły się rzeczy proste, ale i moc wskazujących na „Sacrum objawione”, że „szczytem jest każdy z nas” i że „wciąż tyle niczego się sączy”.

          Cieszy, że treść wierszy przerosła próby nowatorstwa formy. Byłoby to niezrozumiałe pod takim mianem Konkursu. Szuka się formy wiersza dla wyrażenia ważnych refleksji i doznań. W zgromadzonym materiale nie było efekciarstwa, słownego kuglarstwa, przymrużania oczu w zabawie na odgadywanie znaczeń w zbiorze znaczeń bez jawnego sensu.

            Nie sposób nie wspomnieć o atmosferze spotkań, ludzkiej życzliwości nie tylko kapłanów. Teresa Tomsia tak pięknie i trafnie to zanotowała:

      „Jest nas kilkoro – magowie z różnych stron kraju/ poszukujący prawdy, jej znaków – porównujemy/ ślady wędrówki i próbujemy, jak wyjść poza siebie,/ gdzie myśl nie sięga, ujrzeć ludzką twarz człowieka/ w przysłanym na konkurs niedokończonym wierszu.// Matka księdza-poety błogosławi nas na drogę/ i pakuje w bibułę po kawałku drożdżowego ciasta./ Powtarzamy poetyckie zdania przed Ewangelią,/ lecz słowa nikną jak dziczki, gdy stajemy znów/ na chwilę przed ołtarzem ofiarnym – zadziwieni/ nieodgadnioną mocą Słowa” („Wspomnienie z plebanii w Krośnicach”). 

  

         A tak zaczyna refleksje krośnickie  Magdalena Cybulska:

 

„Mieszkamy w byłym szpitalu psychiatrycznym. I wcale nam nie lepiej.

My, chorzy na poezję. Ciężko. Ale żadne terapie tu nie pomogą. Nawet cień starych drzew i brzęczenie jesieni przy uchu. Monotonne. Choć to podobno działa uspokajająco. Mieszkamy w byłym szpitalu psychiatrycznym. Jesteśmy uzależnieni. Od pisania wierszy. Niektórzy uśmiechają

się z politowaniem. Noszę przecież w kieszeni długopis i kartkę papieru. (…)”

 

            Poetyckie doznawanie świata może stać się nałogiem, izolować od trywialności powierzchni życia, a nawet prowadzić w złudy omamów. Ale westchnijmy, aby w ludzkiej społeczności były tylko takie uzależnienia.

 

                                                                            Rafał Jaworski

 

 

Zamiast epilogu prezentuję kilka wierszy, które szczególnie mnie poruszyły:

 

 

                                                  Edyta Wysocka

 

Stygmat

 

Kupiłam test. To już dwa miesiące.

Leżę w szpitalnej koszuli, znieczulona, banalna. Śnię dotyk maleńkiej

rączki. Jest czysta, bez skazy. Jak biel wschodzącego światła. Jak

przypływ karmy, którą matki podają pisklętom. Biegnę, wdycham,

ogarniam, póki nie odpłynie. Bo wszystko co teraz czuję, to kwestia

chwili, nieuniknięcie.

O świcie odrzucam wzruszenie. Przeraża jak trujące ziele. Stałam się

kobietą przy nadziei - bez nadziei. Po korytarzu chodzą moi umarli. Zatrwożeni: Pozbyć się duszy? Żywej?

Bolało. Brzuch znowu pusty. Za mostkiem głuche kołatanie. Pod skórą

kolce pamięci. Ranią.

A potem chichot. Noc w noc. Sępy wrzeszczą. Nagie ich głowy

wyciągają szyję: Posprzątać po stypie. Po niemym krzyku, po egzekucji.

A potem nic. Całun, śnieg…

Wyłączone ciało, myśli… Wciąż tyle niczego się sączy

 

 

Jerzy Ł. Kaczmarek

 

RANY

 

Mgła. Ptaki wiosenne.

Nieruchoma kałuża.

Podróż w podmuchach

wiatru, pod lustrem

deszczu. Zmęczenie

coraz większe. Coraz

większy spokój na

granicy kamiennych

słów. Rozgrzane do

czerwoności wpatrują

się w nas. Jak oczy

nienasyconej chęci.

 

Człowiek opuszcza człowieka,

aby zbadać gęstość wiersza,

solidność metafor, czysty

dźwięk onomatopei. Tylko

Ty podchodzisz bliżej.

Dotykasz ran, których nic

zagoić nie mogło.

 

 

Rafał Zięba

 

*   *   *

 

O czym może milczeć kruk,

który nazywa się Ezra?

 

O lichwie i jej niszczącym dziele;

ale przecież i o

kondotierach-mecenasach sztuki w epoce Renesansu;

o dawnych bogach i chińskich mędrcach z czasów,

kiedy świat był lepszy.

 

Lecz i w tym milczeniu o lepszym świecie

słychać odgłos upadku:

wpierw idei,

później ludzi

aż do zupełnego złuszczenia się czasu

(pękające tynki, rdzewiejące balustrady,

nocą ławki pełne pijanych i agresywnych;

próchno sypie się z trzeszczących schodów).

 

Nie huk – lecz skamlenie.

Słychać jak echo zawodzi ponury rytm:

gdzie usura… gdzie usura…

A jednak – on wciąż o tym samym. 

 

II

 

Siadam na przyzbie i patrzę

Ezra patrzy na mnie

(jest nieufny – nigdy nie przyleci blisko)

 i milczy. Milczy mi prosto w oczy.

 

 Milcz wreszcie

 – mruczę pod nosem, ale tak, żeby słyszał –   

Milcz komu innemu!

To nie ja tak wszystko urządziłem.

 

Nie ja.

 

I

 

Zawsze byli tacy, którzy

kazali uważać się za bogów.

 

Ich spektakularne upadki.

Zrazu odbierane

niemalże w wymiarze kosmicznym

po upływie czasu stawały się przykre

i godne pożałowania.

Fałszywy heroizm ma dosyć krótką datę ważności.

 

Owszem, niektóre ich dokonania

przetrwały niechlubną pychę:

Aleksandria, Koloseum, numeracja

ulic w wielu krajach

czy wysychające Jezioro Aralskie.

Jednak i te dzieła

oderwały się od swoich twórców

przechodząc z czasem na ogólne konto ludzkości.

Po fałszywych bogach pozostało

jedynie uczucie zażenowania:

niewygodny fakt, że

ktoś, kiedyś, spośród nas

uznał się za wszechmocnego,

a my, pozostali, nie umieraliśmy ze śmiechu.

 

 

Rafał Baron

 

Przeistoczenia

 

Mariupol. Ciała zamienione w obraz

bez słów.

 

Europa. Obraz zamieniony w słowa.

Więcej słów. Zamienionych

w inne słowa.

 

Reszta świata. Słowa

zamienione w nic.

 

Mariupol. Nic.

 

 

Na koniec przytoczę wiersz własny, też nagrodzony Konkursie „O ludzką twarz człowieka”:

 

 

Sierpień

 

Ojczyzna: wyzwanie tej ziemi rzucone przodkom i nam,

                                               by stanowić o wspólnym dobru...

                                                                       Karol Wojtyła

 

Jeszcze w lipcu

nie wiedziałem, że na tej wyżynie kopalń i hut

żyję w tak górskim krajobrazie:

 

przecież tylko tłok podmiejskiego pociągu,

handlowa ulica, ściany mrówkowców, wieże szybów:

- tłok, brud, miernota i samotność.

 

Nagle w TV ujrzałem bramę stoczni na której wisi krzyż

i zdjęcie papieża z rodu Słowian. Powaga i radość

robotniczych twarzy wyrażała prawo do prawdy.

 

Dotąd nie chciałem wiedzieć, choć czułem,

że szczytem jest każdy z nas i ja sam

jestem szczytem, który co dnia, co nocy winien jestem

zdobywać w oczekiwaniu, że zdobędzie mnie ktoś inny

o konstrukcji dobra.

 

Nie podejrzewałem, że żyję

w górach

tak szczodrych

 

i kiedy każdego człowieka

nazwę szczytem mnie właśnie

zadanym sam będę

w wymiarze zadania.

 

Mogę się starać i to staranie

będzie tym

być.