Zapiski niedopisane - Jacek Bocheński

Bochenski zapiski niedopisane.jpg

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 

„Skończyłem Trylogię Internetową, czyli blog w trzech tomach. Kultura cyfrowa potrzebuje literatury w trzech zdaniach. A najlepiej w jednym” – takim zapiskiem otwiera Jacek Bocheński swoją najnowszą książkę. Opatruje go przy tym numerem I,1., który mimowolnie kojarzy nam się z Pismem Świętym, a dokładniej – Księgą Genesis. Pamiętamy, że Bóg wówczas również potrzebował jednego raptem zdania do stworzenia świata. Codziennie jedno wypowiedziane na głos zdanie. „Niech stanie się…”. I stało się.

Dziewięćdziesięciosiedmioletni pisarz ma w sobie mądrość Boga. Doskonale wie, że świat nigdy nie potrzebował zdań wielokrotnie złożonych do wyrażenia rzeczy ważnych. Potrzebę zagadania go zawsze zaspokajała fikcja literacka. Do nazwania rzeczy wielkich wystarczy zatem proste zdanie,  które wybrzmi jak Einsteinowskie równanie teorii względności. Tylko jak je z siebie wydobyć? Jak wbić oścień między zbyt pośpiesznie pomyślane myśli, nieprzemyślane sądy, bezmyślne opinie? Jak chociaż te, histerycznie wypowiadane zdania kategoryczne na temat pandemii.

Oczywiście, któż z nas wtedy nie miał w sobie lęku (lata 2019-2021), niech pierwszy rzuci kamieniem. Pamiętam, że w tamtym podłym czasie próbowałam zagłuszyć go - czy raczej ujarzmić - w podobny sposób do autora tychże zapisków:  poprzez tworzenie notatek z przeżytego dnia. Bo nazwać strach po imieniu, to w jakimś sensie oswoić go, zapanować nad nim, nie dać się mu wchłonąć.

Cieszę się, że Jacek Bocheński (podobnie, jak mój przyjaciel po piórze, Krzysztof Szymoniak) - choć w swojej wcześniejszej trylogii rzymskiej deklarował, że żegna się definitywnie z literaturą – słowa na szczęście nie dotrzymał i podzielił się z nami swymi pandemiczno-wojennymi myślami.

Pierwsza część książki orbituje wokół narastającego lęku i frustracji covidowych, życia od pierwszej dawki szczepień do kolejnej, od hejterskiego świata mediów po taki sam rządzących nami ludzi:  „Władza (…) oparta na systematycznym wykorzystywaniu wszystkiego, co mroczne w człowieku, irracjonalnych lęków, zła, głupoty i nienawiści…” ( I, 291). Trudno się z taką opinią nie zgodzić. Jedyne, za co jestem minionej władzy wdzięczna, a z czym pewnie nie zgodziłby się ze mną autor, to pozostawienie nam wolności wyboru w zakresie szczepień. Poddano nas wówczas globalnemu eksperymentowi medycznemu, którego konsekwencje nosimy w swojej krwi. Panu Jackowi zatem oraz mojemu przyjacielowi, Krzysztofowi, koncerny farmaceutyczne powinny wówczas za ów eksperyment zapłacić.

Poruszyła mnie w tej części jeszcze historia długoletniej przyjaźni pisarza z Jankiem Lityńskim, który podczas próby ratowania swego czworonoga, wpadł do przerębla i utonął. Głupia śmierć, wielka miłość. Dotąd to zwierzęta rzucały się na ratunek swojemu panu, nie odwrotnie. To znaczy literatura, zdaje się, nie poczyniła na ten temat jak dotąd sensowych zapisków. I oto jest. Być może pierwszy. Jak po stworzeniu świata pierwsza śmierć, odejście, rozpad. Gdy się dobrze wsłuchamy, to pośród wielu akapitów usłyszymy ten przeszywający dreszczem skórę lament: gdzie jesteś, mój Przyjacielu?

Następnie, mniej więcej w połowie dzieła, wskoczymy w inny świat, w inną pandemię, inne frustracje. 24 lutego 2022 roku Rosja zaatakowała Ukrainę. Wszyscy przypatrywaliśmy się tej inwazji ze zdumieniem i niedowierzaniem, by w chwilę później zapakować do swych bagażników żywność, wodę i koce -  i zawieźć to wszystko do wyznaczonych w mieście miejsc pomocy Ukraińcom. A potem, gdy już wyzwolono Buczę i Irpień, wysłaliśmy Przyjaciołom jeszcze mentalne wsparcie w postaci napisanych dla Nich wierszy.

„Polska, społeczeństwo i władza, wbrew opinii o haniebnym stosunku do obcoplemieńców, jaką wyrobiła sobie w świecie, zachowuje się nadzwyczaj przyzwoicie, wręcz szlachetnie wobec pierwszej fali uchodźców wojennych z Ukrainy. Przede wszystkim «zwykli Polacy», nie tylko małe grupy osób wrażliwych lub motywowanych ideą, przypomnieli sobie coś swojego. Przecież odczuwana pod wpływem nagłego impulsu potrzeba zaangażowania wspólnotowego, przeżycia solidarności nawet za cenę ryzyka i poświęcenia, moment, dzięki któremu każdy poczuć się może więcej wart, taka potrzeba gorąca i szybka jak ogień, niestety często słomiany, to nasza tradycja historyczna. Rozbłyska w ciężkiej chwili. Właśnie to zrobiła. Od razu piękniej wyglądamy” (II.4).

W poczynionych zapiskach przeczytamy jeszcze o wcześniejszej książce, zatytułowanej Ujście, w której czytelnik odnajdzie wspomnienia pisarza, jego próbę autobiografii. Na ten temat napisał ciekawą recenzję Jarosław Czechowicz (nie: Czechowski! – jak przeczytamy w Zapiskach niedopisanych). Można zapoznać się z nią w systematycznie pisanym przez autora blogu krytycznoliterackim: Krytycznym okiem (tytuł recenzji: „Sprawy ostatnie”).

Z pewnością marzeniem każdego artysty jest, aby żaden dzień nie był „bez kreski” w myśl starożytnego porzekadła: Nulla dies sine linea. W niniejszych zapiskach blogowych, w których bohater ujawnia również korespondencję z innymi obserwującymi jego profil ludźmi, ów imperatyw wybrzmi bardzo mocno. Dzień przekreślony, niezapisany, nienazwany, nie tyle nie jest stracony: on nigdy nie zaistniał! Jacek Bocheński w swoich niewielkich (dwu-trzyzdaniowych) akapitach nazywa więc dni, a zatem daje im życie. Dziś możemy w nie wejść, doświadczyć i wraz z autorem raz jeszcze przeżyć.

 

---------------------------------------------

Jacek Bocheński, Zapiski niedopisane, Wyd. K.I.T. Stowarzyszenie Żywych Poetów, Brzeg 2023.