Kryminalne Gniezno - Rafał Jurke
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
Ciemne oblicza pierwszej stolicy Polski
Rafał Jurke – kulturoznawca, pilot wycieczek, licencjonowany przewodnik turystyczny – postanowił tym razem przybliżyć nam Gniezno nie od strony wypolerowanych od dotyku ręki zwiedzających gości zabytków naszego miasta, a od tej najmroczniejszej: ukazując w poszczególnych rozdziałach przeróżne oblicza ludzkich żądz, zdrad, oszustw i morderstw.
Wpisane w niemal stuletnią przestrzeń czasową kryminalne perypetie naszych ziomków, przypominają nam o skłonnościach, jakie w nas drzemią bez względu na czas, wiek, zawód i majętność. To, kim jesteśmy dziś, ostrzega między akapitami autor, może zmienić się pod wpływem określonych okoliczności, przeradzając w nieracjonalne, impulsywne działanie, za które potem zapłacimy wysoką cenę. Tylko nielicznym w tej ciekawej opowieści o gnieźnieńskich szubrawcach Rafała Jurke, udało się wyjść z tego zwycięsko.
Pozyskane informacje na temat przedwojennej bandyterki czerpie autor Kryminalnego Gniezna z gazet, które - im temat bardziej intrygujący, czyli bulwersujący opinię publiczną, jak np. kradzież relikwiarza św. Wojciecha – rozpisywały się o nim szeroko, wysuwając nawet hipotezy domniemanego sprawcy. To, rzecz jasna, utrudniało prace policji w uchwyceniu gagatka, który dzięki lekturze lokalnej gazety, na bieżąco był informowany o swojej sprawie. Autor w „Zakończeniu” przyznaje, że wszelką wiedzę na temat popełnianych przez gnieźnian przed wojną przestępstw czerpał z gazet, ponieważ nie zachowały się prawie żadne akta policji kryminalnej oraz akta wydziału karnego.
Opowieść Rafała Jurke zaczyna się od rozdziału poświęconego złodziejom i – oczywiście – z racji primo voto nazwiska oraz nietuzinkowej osobowości opisanego przestępcy – moją uwagę przykuł Florian Kosmala[1]. Sława tego opryszka dotyczyła nie tylko wielokrotnych włamań i kradzieży. Trzykrotnie uciekł z różnych więziennych cel, by w końcu zostać doprowadzonym przed gnieźnieński sąd. Tam, zamiast okazać skruchę, flirtował jeszcze z licznie przybyłymi na okoliczność wydarzenia gnieźniankami. Kosmala, jak dziś byśmy to ocenili, był postacią w swoim przestępczym światku ważną, bowiem stał na czele zorganizowanej grupy przestępczej. Co ciekawe, choć mógł skorzystać z doradztwa profesjonalistów, niczym Sokrates, bronił się sam. Herszt bandy w trakcie przemówienia oskarżył nawet posterunkowego o pomoc w ucieczce z więzienia z Wrześni. Mimo to otrzymał wyrok siedmioletniego więzienia, jednak gazety jeszcze dwukrotnie będą rozpisywały się o jego zuchwałych ucieczkach. Sprytem swym sprawił, że udało mu się w sumie pięciokrotnie opuścić „na własną rękę” zakład karny.
W rozdziale „Oszuści i fałszerze” moją uwagę przykuła z kolei postać Heleny Dunin-Markiewicz, córki garncarza, która potrafiła uwieść mężczyzn z całego świata, pozyskując w przewrotny sposób ich majątek. Pierwszemu mężowi czmychnęła z jego posagiem do Berlina. W trakcie różnych sprzyjających jej dalszym losom splotów okoliczności dostała się do wyższej szkoły szpiegowskiej, po której rozpoczęła prace w wywiadzie. Jednak działania jej pierwszego męża sprawiły, że służby austriackie w końcu rozpoznały naszą „piękną Helenę”, tytułującą się wówczas samozwańczo „markizą” i przekazały polskiej policji oraz zrozpaczonemu, poszukującemu jej oraz swego majątku przez lata, mężowi…
„Mordercy” to oczywiście rozdział, który wywołał we mnie podczas tejże lektury największe emocje. Przywołał bowiem nie tylko losy rodzin pokrzywdzonych przez bandytów, ale również krok po kroku (dokładnie co do godziny) przybliżył chuligański napad podpitych bandziorów na restaurację mojego pradziadka, Leona Stypińskiego.
„Około godziny 15 znaleźli się w lokalu pana Stypińskiego przy ul. Grzybowo 10 i zakrapiali ten uroczysty dzień. Tak się towarzystwo rozbawiło, że doszło tam do awantury i nie wiedzieć czemu imprezowicze postanowili przenieść się do restauracji Langów”. Tam jeden z synów właścicieli zabił agresywnego napastnika, który pomimo zamkniętego lokalu, próbował sforsować drzwi. Alfons Lange za ten czyn spędził sześć lat w więzieniu.
Rałał Jurke w zajmujący sposób oprowadza nas po różnych nikczemnościach naszych ziomków. Niektórzy są rodowitymi mieszkańcami Gniezna, inni do niego przybyli, aby dokonać przestępstwa lub zdeprawować jego mieszkańców. W każdym razie kryminalna podróż w przeszłość naszej stolicy jest wciągająca i dająca do myślenia.
Na końcu rozbawiła mnie konstatacja autora, że pomimo spisanych przez niego na blisko trzystu stronicach szubrawstw, autor nigdzie nie znalazł wzmianki o udziale gnieźnian w przestępstwach narkotykowych. Ciekawe, jakie optymistyczne wnioski poczyniłby dzisiaj.
A lekturę niniejszego dziełka w tę jesienną szarugę gorąco polecam!
[1] Ten wrzesiński opryszek nie uszedł również uwadze Rafała Wichniewicza, który w swojej Grandzie w Gnieźnie równie szeroko opisał jego przestępstwa.
-----------------------------------------------------
Rafał Jurke, Kryminalne Gniezno, Wyd. R. Jurke, Gniezno 2020.