Drobne szaleństwa - Kaja Malanowska

Można oczywiście powiedzieć o tej książce, że jest dynamiczna, zabawna i straszna zarazem. Napisana z kpiną, polotem lub wielkimi pretensjami do świata. A do tego jeszcze niesamowicie, plastycznym językiem, który obfituje w czasowniki, ale też poetyckie jak i wulgarne metafory.

 

Debiutancka powieść Kai Malanowskiej to bowiem zapis depresji trzydziestoparoletniej kobiety, która wydawałoby się, że osiągnęła w życiu wszystko. I mimo, że ma dom, pracę, męża i w miarę udaną dorastającą córkę – to spada w dół. Bo praca niskopłatna i nudna, w domu rutyna, relacje z partnerem jakieś takie wyprane z emocji, a córka denerwuje. Poza tym przyjaciele nie do końca prawdziwi (kapitalnie zgryźliwy opis towarzyskiej warszawki, czyli grupy ludzi z którymi spotyka się bohaterka), więc trudno się dziwić, że życie przytłacza. Zatem Maja (tak ma na imię) dosłownie babrze się we własnej egzystencji, lecz czyni to z podniesioną głową ciskając w otoczenie i siebie porcjami prześmiewczej ironii (Tak bardzo chciałabym być normalna i nie mieć nasrane w głowie – mówi po którymś ataku smutku, albo pociesza się: Popijam dzień herbatą. Chuj i pizda w dupie gwizda, będzie dobrze). Można więc dzieło Malanowskiej potraktować głównie jako rzecz o rozpadzie osobowości, międzyludzkich relacji lub po prostu jako dziennik kobiety zawiedzionej, która z quasi-poetycką furią wylewa swoje żale.

 

Jednak dla mnie to przede wszystkim opowieść o transgresji w niezliczonych obszarach życia i emancypacji. Dawno bowiem nie czytałam książki z której potrafiłabym wyłuskać tyle różnych interpretacji, a do tego by utworem byli równie zauroczeni przyjaciele i znajomi (Drobne szaleństwa zostały omówione w Klubie Dyskusji o Książce działającym przy Bibliotece Publicznej w Gnieźnie). Sama autorka więc na pewno przełamuje emocjonalne ograniczenia, dając swojej postaci nad wyraz wrażliwe wnętrze w środowisku w którym nie rozmawia się o uczuciach, nie przekracza chłodnych granic, nie wychodzi poza twarde nieelastyczne formy, i gdzie: można być wulgarnym, ale nie egzaltowanym, można być wylewnym, ale tylko po pijaku, można, a właściwie wręcz należy cierpieć, ale wyłącznie z powodów natury czysto egzystencjalnej. Maja zaś mimo iż wyzwala się z emocjonalnego tabu i obnaża kołtuńską oziębłość głównie ze względu na specyfikę swojej choroby, to przypłaca to mentalną samotnością.

 

Podobnie dzieje się również po transgresji sfery obyczajowej, gdy dochodzi do opisu masturbacji małych dziewczynek. Wówczas bowiem po tym fragmencie sam czytelnik może odrzucić bohaterkę. Bo jak to jest, że dziewczynki to robią, a nie chłopcy? I jeszcze w dodatku małe? I do tego by siebie zaspokoić, a nie podniecić facetów? Przecież to się kłóci z ogólnie przyjętą normą, a że rzeczywistość bywa zupełnie inna to już nieważne – zdaje się podpowiadać głos hipokryty. W pozornie liberalnym kraju, gdzie jednak nie mieliśmy swojego Maja ’68, a do kwestii intymnych ciągle wtrąca się Kościół, głos Malanowskiej jest bardzo znaczący. Idąc dalej tym tropem autorka poprzez perypetie swojej postaci przekracza także tradycyjne kobiece role żony i matki. Sprawiając, że nie potrafi się ona odnaleźć w tych funkcjach głównie z powodu depresji, pisarka jednak już zupełnie poważnie wyznaje w wywiadzie dla Wysokich Obcasów: Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się, że pewne typy osobowości nie są predysponowane do posiadania dzieci. Nie każdy się do tego nadaje i to jest kolejny temat tabu. Bardzo kocham swojego syna, to najważniejsza osoba w moim życiu, ale nie spełniam się w roli matki.

 

I w końcu Drobne szaleństwa to jeszcze akt przejścia przez te wszystkie strachy i demony jakie często są przydawane chorobie psychicznej oraz bezkompromisowa krytyka klasy średniej. W pierwszym przypadku bohaterka przekracza bowiem wszystkie możliwe granice swojego cierpienia i doprowadza otoczenie do irytacji wyrażonej w najgorszym dla chorego tekście: weź się w garść. Poza tym swoim przypadkiem wskazuje jeszcze jak bardzo my-normalni wykluczamy osoby z zaburzeniami psychicznymi i uważamy je za gorsze. Co do klasowej oceny to w głównej mierze dotyczy ona znajomych i przyjaciół z wspomnianej warszawki. Zblazowanych swoim nie do końca spełnionym życiem, unurzanych w pustym dobrobycie i wyzbytych empatii. Jak na niemarksistowskie spojrzenie na społeczeństwo klasowe, Malanowskiej taka analiza wyszła całkiem zgrabnie.

 

Tyle, że tych momentów znalezienia się poza i ponad utartymi schematami jak i zupełnie innych interpretacji (w tym niesamowicie mogłaby wyjść ta psychologiczna!) jest multum. Potwierdzili to zresztą wspomniani członkowie Klubu, którzy przeczytali tę książkę przez swoją wrażliwość i własne widzenie świata i gdzie każdy z nich znalazł osobną prawdę. Dla mnie zaś to wielowarstwowa transgresja kontestatorki, która poprzez swoją chorobę manifestuje niezgodę na zastaną rzeczywistość.
A dla ciebie czytelniku?

 

                                                                                                                        Kamila Kasprzak