Transgresja - Michał Dąbrowski
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
W pułapce (nie)istnienia
Życie każdego człowieka jest drogą ku samemu sobie…
Żaden człowiek nie był nigdy w pełni samym sobą, lecz mimo to każdy ku temu dąży, jeden w mroku, inny w światłości, jak kto umie. Każdy aż do końca nosi z sobą szczątki, pozostałe od chwili jego stworzenia, resztki śluzu i skorup jakiegoś praświata.
Herman Hesse
Już od pierwszych zdań powieści mamy do czynienia z nakreślonym przez autora pewnym projektem człowieka. Mówiąc „projekt” – mam na myśli człowieka niedookreślonego, niespójnego wewnętrznie, bezimiennego outsidera, porzuconego przez los.
Czytelnik często staje na kartach tej książki oko w oko z sytuacją absurdalną. Gdy odchodzi od bohatera lodowata ukochana, ten nie tyle gubi sens swojej egzystencji – natychmiast go bowiem odnajduje w stworzonych na potrzebę chwili oparach interesującej iluzji – lecz traci coś znacznie ważniejszego: coś, co go dookreślało, co przynależne było jego egzystencji. By zapomnieć o tym, kim jest – a raczej: kim nie jest – zatapia swe zmysły w alkoholu, narkotykach, czy też przypadkowych cielesnych uciechach.
Nie dookreślają go ani wykształcenie, ani praca, o których pierwszoosobowy narrator milczy. Mieszka przyzwoicie, ma pieniądze na przygody ciała, jednak nie wiadomo skąd je pobiera. Czytelnik wie o nim tyle, że tracąc miłość, traci przynależność do siebie, staje się jeszcze bardziej rozbity i samotny. Staje się ni mniej, ni więcej, tylko zacytowanym „szczątkiem” z resztkami śluzu i skorup świata, który przeminął nieodwracalnie.
Bohater w pewnym momencie stawia znak równości między starożytnymi antycznymi wartościami: dobrem a prawdą. Zło natomiast utożsamia z brzydotą. Być może właśnie dlatego, stając się świadkiem brutalnej przemocy, nie interweniuje, a przypatruje się linczowi na niewinnym człowieku z coraz silniej rosnącym zainteresowaniem, graniczącym z zachwytem.
Tracąc kolejną bliską mu osobę w postaci Michała, wie, że w życie ludzkie wpisana jest utrata i cierpienie. Człowiek musi cierpieć, aby mógł działać. Nawet po śmierci.
Po części powieść Michała Dąbrowskiego tchnie duchem filozofii egzystencjalnej: niedookreślony, czy - jak kto woli - niedokończony człowiek wrzucony w absurdalny świat. Niezakorzeniony, a jednocześnie: wykorzeniony. Bez przeszłości i przyszłości: „W naszym pokoleniu już nic się nie stanie i sądzę, że w następnych również; przecież my nawet nie mamy żadnego celu, potrafimy tylko żyć narzuconymi nam trybami życia, jakimiś stylami, zresztą sztucznie wykreowanymi. Nie buntujemy się przeciwko niczemu (…)” (s.166).
Sytuacja jednakże diametralnie się zmienia, gdy naszego bohatera nawiedzi zmarły przyjaciel. W tym momencie pokonana zostanie nicość, przezwyciężony nihilizm; nastąpi spektakularne wyjście z iluzji bytu ku rzeczywistemu doświadczeniu egzystencji.
Powieść Michała Dąbrowskiego jest drugą w jego literackim dorobku. Jego debiutancka książka „Dłoń” na rynku wydawniczym przyjęła się dobrze; na stronach Kuźni Literackiej można zapoznać się z jej recenzją.
Minus jedynie dla korektorki, która niechlujnie poprawiła tekst. Często bowiem zdarzają się błędy gramatyczne, ortograficzne czy interpunkcyjne.