Wiosna życia - Artur Kosiorowski
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
Uwikłanie
Książka, którą ofiarowuje światu wydawniczemu Artur Kosiorowski, oprócz tego, że jest jego debiutem, posiada ten walor, że jest prawdziwa.
Trzydziestoletni chłopak w przedmowie zatytułowanej „Kilka słów o sobie samym” zwierza się czytelnikowi z najmroczniejszych sekretów życia, zawierza jemu swą historię, mając nadzieję, że będzie przestrogą (tak to rozumiem) dla młodych ludzi, by nie szukali ucieczki od niezrozumienia, braku miłości, złych decyzji w używkach alkoholowych czy chemicznych, bowiem to może doprowadzić ich do depresji, obłędu, czy samounicestwienia.
Kilkudziesięciostronicowa opowieść jest bardzo surowa w swej relacji . W zasadzie, gdyby przyrównać ją do obrazu, to artysta naszkicował na płótnie zaledwie kontury swej postaci oraz tło bliskich mu osób i miejsc – jako dalszy plan dramatu, natomiast rolą osoby oglądającej ma być dopełnienie obrazu odpowiednimi kolorami.
Historia Artura – autora, bohatera i narratora w jednym – rozpoczyna się, kiedy ten ma niespełna siedemnaście lat. Brak ojca (śmierć?, porzucenie rodziny?) jest paralelny z brakiem matki. I choć istnieje ona fizycznie w życiu bohatera - znamy jej miejsce zamieszkania: dom rodzinny w Pabianicach pod Łodzią, do którego zdarza się bohaterowi trafiać - to tak naprawdę jest ona w jego życiu nieobecna. Matka nie ma żadnego wpływu na życiowe decyzje syna. Artur często żyje z dala od domu. Nie szuka w nim pomocy. W każdym bądź razie nie wspomina nic o tym na stronach swej książki. W sytuacjach dramatycznych, kiedy w odmętach świadomości dostrzega swój upadek, poszukuje wsparcia wśród księży, prosząc o egzorcyzmy, ucieka w modlitwę i różne formy oddawania czci Najwyższemu, ląduje też w Monarze.
Można mieć pretensję, że książka zbyt pobieżnie traktuje niektóre ważkie tematy – problem uzależnienia- jak z niego wyszedł autor; przebywanie w ośrodku odwykowym; relacje interpersonalne; problem wiary itp. Można być również rozczarowanym językiem – że zbyt prosty, czasami wulgarny, mało obrazowy… Jednak według mnie jest to książka napisana przez człowieka, który wciąż poszukując swej drogi, podsumował tym samym trudny okres swego życia. Ta książka jest zatem pewnego rodzaju spowiedzią, książką terapeutyczną.
Cierpkie zakończenie wskazuje na to, że nie ze wszystkim jeszcze się uporał. Krokiem do przodu jest to, że po tak traumatycznych, psychodelicznych przeżyciach, potrafił z tego błędnego koła jakoś uciec, postawić na siebie i rozpocząć studia polonistyczne.
Wierzę, że będzie ciąg dalszy tej opowieści. Nie „zdrowasiowy”, jak w zakończeniu, lecz zdrowy. Po prostu.