451° Fahrenheita - Ray Bradbury (czytelnicze spotkanie Kuźni Literackiej - 16.02.2019)
Na zdjęciu - Krzysztof Szymoniak i Agnieszka Lange
W oparach totalitarnego absurdu
Dobrzy pisarze często dotykają życia, przeciętniacy prześlizgują się po jego powierzchni, a słabi gwałcą je i porzucają na pastwę much.
Ray Bradbury
W połowie lutego gnieźnieńscy miłośnicy literatury spotkali się przy książce amerykańskiego pisarza Raya Bradbury`ego (1920-2012), by porozmawiać o jego kultowej książce, spisanej w latach 50. ubiegłego stulecia – „451 stopni Fahrenheita”.
Niniejszą rzecz polecił gość spotkania, Krzysztof Szymoniak. Na pytanie, dlaczego tak dystopijną literaturę zarekomendował Kuźniakom, odpowiedział, że to rodzaj opowieści parabolicznej, obrazującej ponadczasowe, uniwersalne prawdy dotyczące naszej egzystencji.
Zgodziliśmy się wszyscy z autorem „Osmozy”, że książka Raya Bradbury`ego, choć stworzona siedemdziesiąt lat temu, jest niezwykle aktualna w naszych czasach, zdominowanych przez wielkie plazmowe ekrany tv, elektroniczne gadżety i wirtualny świat. W świecie Bradbury`ego jednak rzeczywistość pokazana jest na opak: specjalnie powołani do wzniecania pożarów strażacy, tropią podejrzanych ludzi, napadają na ich domy, często dewastując zebrane dobra, by odnaleźć zakazane rzeczy – książki, które stanowiąc w sobie a priori materiał wywrotowy, zdradziecki, skłaniający do głębszej refleksji, natychmiast wraz z całym dorobkiem „przestępcy” zostają spalone.
Okazuje się zatem, że technologia, masowy wyzysk i naciski mniejszości przyniosły ze sobą podstęp. Dzięki nim w świecie Bradbury`ego możesz cały czas być „szczęśliwy”, możesz oglądać telewizję, ewentualnie czytać komiksy lub dzienniki handlowe. W takim świecie ogołoconym z różnic rasowych, społecznych czy kulturowych na rzecz poprawności politycznej i powszechnego „szczęścia”, „każdy z nas staje się odbiciem wszystkich innych i wtedy wszyscy są szczęśliwi, bo znikają góry, z którymi musieliby się porównywać i które by ich onieśmielały”.
Jednak w tym świecie istnieje również garść niegroźnych dla systemu ludzi, którzy postanowili przechować w sobie zapomniane, spalone dzieła. Skoro nie można już być twórcą, bo totalitarna uzurpacja tego zabrania, należy stać się „tragarzem wiedzy” – ponieść z sobą przez świat czyjąś uchwyconą szlachetną myśl, wiersz lub całką książkę. Taka wizja onieśmiela, podnosi i wzrusza.
Kolejne spotkanie w połowie kwietnia. Porozmawiamy wówczas o "Uchu igielnym" Wiesława Myśliwskiego.