Artyści - Katarzyna Wesołowska-Waszkowska
Podczas rozmów o sztuce, ona sama często jest przedmiotem. Kusi oglądanie przysłowiowego szczytu góry lodowej, teoretyzowanie zjawiska „czubka” dokonywane z bezpiecznej odległości, utworzonej w relacji między dziełem i podmiotem. Artyści natomiast pozostawieni w chwilowym spokoju, eksplorują głębiny rzeczywistości wchłaniającej także oglądaczy, czy tego chcą, czy nie.
Ogromnie atrakcyjną inspiracją wydaje się rzeczywistość nieuformowana, czyli, wielość zdarzeń, wielość otaczających przedmiotów, wielość przedrefleksyjnych przeżyć, a także różnorodność dążeń, zamierzeń, pragnień. Tyle się dzieje, że człowiek mimo, iż czuje się nieco zagubiony w świecie, może szperać i przebierać, w zbiorze pozornie nieuporządkowanych elementów. Niekiedy pojawia się odczucie znikomości wysiłków i miałkości dążeń. Lecz na tle takich doznań rodzi się tendencja do porządkowania świata, do zapanowania nad nim własną myślą i wyobrażeniem, do odnajdywania, czy też uświadamiania sobie pewnych regularności, czynników powtarzających się, stałych struktur. Niekiedy utrwalają się i zaczynają władać człowiekiem tak, że nie potrafi spojrzeć na rzeczywistość bez ich pośrednictwa. Wystarczy przemieścić się z jakiegoś powodu, żeby zostać przez moment częścią miejskiego, wielowymiarowego absurdu. Dlaczego absurdu? Dlatego, że wielość kroków pokonywanych w pośpiechu i bez pośpiechu zawsze jest ogromnie niewspółmierna wobec nieosiągalnych celów.
Pokonywanie niechęci do porannych rytuałów jak rytuałów niechęci w ogóle, jest konieczne; chociaż próba nadania sensu własnemu życiu przez standaryzację wydaje się chybiona, to na pewno jest bardzo wygodna. Chwile, rzeczy, wspomnienia, czyli jest coś z pamięci, coś np. z poprzedniego roku, z jakiegoś czasu; w nim, jak zatopione, znajdują się skarby i wiele śmieci. Wokół wyzierają dziuple, jedna przy drugiej i czysta przestrzeń łagodzi lęk między oknami, nie zakłócona spojrzeniami sąsiadów, krzykami dzieci - cisza, porządek, obcość regularnych elementów wykończenia budynku. Ale wiatr potrafi, podobnie jak myśl artysty, unosić spory papier, który raz opada blisko ziemi, a raz delikatnie, jakby tańczył, wznosi się wysoko; w ogóle nie tam, gdzie by się spodziewał śledzący ludzki wzrok odnaleźć ten nietrwały materiał, odporny na prawa, normy, przewidywania… Obraz i szmer. Postrzeżenie i niepewność. Co nastąpi? Wiedza na temat następnego dźwięku nie jest potrzebna w sensie znajomości jego wartości. Ważne jest, by wiedzieć, że w ogóle coś nastąpi. Wielość maleńkich składników rezonuje i to, co słyszalne jest zarazem wykonalne. Kształt i linia, powierzchownie i pięknie informują o zawartości. Stał się obrazem i utworem jednocześnie pochyły dach, teraz, no i ciepło wewnątrz, w barwach flanelowej piżamy. Gdzie kot? Znów szmer na ulicy; ulica szara, nabłyszczona drobnym deszczem. Cisza? Nie, bije coś wewnątrz, niezbędna gama ćwiczona uparcie. I tak dalej. Jest obraz wielu obrazów. Jest droga i ekstaza - czas wielu czasów; jakby jednoczesność w wielu różnych wymiarach wyznaczonych postawami, zabiegami, sprawami – w czymś „pustym”, zbyt szerokim, oraz w czymś przeładowanym, zbyt wąskim. Jak w utworze muzycznym, który składa się z mnóstwa dźwięków i ich części – alikwot, które nie rozpoznane w ujęciu jednostkowym są, i tworzą wieloskładnikowe zjawisko. Nie słychać w nim oddechów, może tylko uczucie własnego tętna, życia toczącego się teraz i tu, nie wybiegając w przyszłość, nie powracając do przeszłości. Miejsce na widowni, jak prawnie przypisane lokum, za cenę biletu lub zaproszenie, formuje ciało do kształtu siedziska: w nim jest jakieś „ja” z wszystkimi kulturowymi paprochami otulającymi myślenie, pragnienie. Na fotelu, gdzie siedzą uszy, bo przecież przyszły, by słuchać, jest przestrzeń realna, fizyczna, w znaczeniu dosłownym, bezpośrednio widziana i doświadczana. Najadamy się w swojej codziennej „jednoczesności” wyobrażeniami, sugerowanymi zresztą w dużej mierze przez sztukę i tak odżywiani, wciąż głodni chodzimy.
W naszych maleńkich światach materialnych, w których odbywa się to, co niewidzialne, niematerialne, niefiguratywne, świadomość czasu jest przecież czasem świadomości, jest zatem czasem naszego życia, istnienia. Skoro powszechnie uważa się, że „czas to pieniądz”, to znaczy, że brak czasu, czyli brak świadomości czasu, prowadzi rychło do głodu. Mówiąc o muzyce jako o interpretacji, myślimy przede wszystkim o tym, że przenosi wartości jakości przeżyciowych w inny byt, w świat dźwięków. Muzyka jest wtedy interpretacyjnym stwarzaniem na nowo, powoływaniem nowego autonomicznego bytu. Mówiąc o artystach w ogóle, myślimy o własnym odbiorze ich sztuki; jest miejsce na widowni niekiedy także dla nich, czyli dla tych, którzy coś odrzucają ze zrutynizowanego życia, zdając się na żywioł i nieznośnie nieprzewidywalne natchnienia; tutaj zapisują w pamięci chaotycznie odbierane informacje. Później porządkują je i karmią nadal głodnych grających.