Lockator - Dagmara Kacperowska

Lockator Dagmara Ka.jpg

Autorka recenzji: Irmina Kosmala 

 

W Purgatorium własnego umysłu

 

Dramat Dagmary Kacperowskiej  Lockator to wnikliwe studium winy i pamięci, które zamyka zarówno swojego bohatera, jak i widza w pętli bolesnej konfrontacji z samym sobą. To teatr gęsty od znaczeń, w którym surowa scenografia psychologiczna staje się ważniejsza od jakiejkolwiek fizycznej przestrzeni.

Bohaterem dramatu jest Pan Ka, mężczyzna w średnim wieku, którego imię natychmiast przywołuje skojarzenia z Józefem K. z Procesu Franza Kafki. I nie jest to skojarzenie przypadkowe. Podobnie jak jego literacki poprzednik, Pan Ka budzi się w obcej, opresyjnej rzeczywistości, której reguł nie rozumie. Znajduje się w anonimowym, sterylnym pokoju, który staje się jego celą, salą przesłuchań i gabinetem terapeutycznym w jednym. Męskie i kobiece głosy wydobywające się z głośnika informują go, że jego amnezja jest stanem cyklicznym – swoistym czyśćcem, w którym w nieskończoność przeżywa ten sam dzień, tę samą utratę pamięci. To kolejny „dzień pierwszy” w terapii, której cel i przebieg są dla niego zagadką. Ta Kafkowska bezradność wobec niewidzialnej, wszechwiedzącej instancji stanowi ramę dla właściwego dramatu, który rozgrywa się w psychice bohatera.

Jednakże, podczas gdy Józef K. do końca nie poznaje swojej winy, wina Pana Ka jest aż nazbyt realna i powoli wypływa na powierzchnię jego świadomości. Dowiadujemy się, że przybył tu na „uleczenie”. Jego pierwszą, instynktowną czynnością po przebudzeniu jest sięgnięcie po alkohol – natychmiastowy, chemiczny plaster na ranę, której istnienia jeszcze nie pamięta. To mistrzowskie pociągnięcie autorki, w jednym geście charakteryzuje głębię uzależnienia, jak i desperacką próbę ucieczki od bólu.

W tę mroczną opowieść o winie i pamięci autorka wplata liryczny kontrapunkt – poezję Rainera Marii Rilkego. Akt czytania wierszy przez bohatera w sterylnym, odhumanizowanym otoczeniu jest niezwykle wymowny. Z jednej strony, może to być ostatnia próba ocalenia resztek człowieczeństwa, poszukiwania piękna i sensu w świecie sprowadzonym do psychologicznego eksperymentu. Z drugiej, poezja Rilkego, pełna egzystencjalnego niepokoju i refleksji nad samotnością, która zderzając się z drapieżnością świata, może być po prostu kolejnym narzędziem terapeutycznym, mającym pomóc Ka w artykulacji jego bólu. Nie dziwi nas ów artystyczny zabieg Dagmary Kacperowskiej – autorka Lockatora jest wszakże poetką, autorką omawianych na Kuźni Literackiej Blizn. W krwiobieg dramatu wsącza poetycki zapis momentu egzystencjalnego napięcia, w którym duch człowieka wyczuwa nadchodzącą zmianę – zanim cokolwiek się wydarzy. Cytowane utwory sytuują się w szczególnym temporalnym napięciu – czasu „pomiędzy”: między ciszą a hałasem, spokojem a katastrofą, byciem a rozpadem. W tej przejściowości rodzi się samotność, ale także wyjątkowa świadomość i wewnętrzna prawda. Niezależnie od interpretacji, obecność Rilkego podkreśla, że w obliczu niewyrażalnej traumy to właśnie sztuka staje się językiem, którym można próbować opisać otchłań.

Ów język Lockatora Dagmary Kacperowskiej, pomimo że niesie dramatyczne, a momentami wręcz opresyjne treści, osadzając bohatera w sytuacji naznaczonej Kafkowską absurdalnością i egzystencjalnym uwięzieniem, pozostaje zaskakująco żywy i dowcipny. Autorka operuje słowem z lekkością, która kontrastuje z ciężarem sytuacji, w jakiej znalazł się protagonista. To właśnie ironia, inteligentna gra językowa i zaskakujące skojarzenia sprawiają, że lektura nie przytłacza, lecz fascynuje – ukazując dramat nie przez pryzmat patosu, lecz błyskotliwego dystansu. Dzięki temu język Lockatora staje się nie tylko narzędziem opisu, ale też aktem oporu wobec absurdalnej rzeczywistości, w której słowo może być jedyną formą wolności.

Imię bohatera „Ka” stanowi grę z widzem. Z jednej strony jest to oczywisty ukłon w stronę Kafki, z drugiej zaś pierwsze litery znamionują inicjały samej autorki, Dagmary Kacperowskiej. Ten zabieg można interpretować jako sugestię, że proces twórczy jest formą autoterapii, zmaganiem się z własnymi lękami i „zamkniętymi pokojami” we własnej psychice. Artystka, podobnie jak Pan Ka, musi w samotności skonfrontować się z demonami, by móc je nazwać i opisać.

Rdzeniem intelektualnym dramatu jest wpleciony w dialogi spór filozoficzny. Jeden z głosów wirtualnej asystentki Joanny, niczym strażnik tego miejsca, przywołuje myśl Johna Locke'a, twierdząc, że umysł ludzki to tabula rasa – niezapisana karta. „Człowiek rodzi się i dostaje czystą kartkę, którą w trakcie życia zapisuje. Jedni mają ładny charakter pisma, staranny. Inni bazgrolą niezrozumiale, kreślą…”. – powie. Sugeruje to, że tożsamość Ka jest plastyczna, a traumatyczne doświadczenia mogą zostać nadpisane nową treścią. To obietnica nowego początku, czystej karty.

Jednak sama sztuka, a nawet sam głos, podważają ten optymizm gorzkim stwierdzeniem: Na pewne rzeczy jednak nie mamy wpływu: „Chciałam powiedzieć, że nie wszystko jest takie, jak to widzimy. Na moją starannie zapisaną kartkę ktoś wylał błoto Rozumie pan? Starałam się, ładnie pisałam, chciałam, żeby moja kartka była moją chlubą. I wystarczył moment, żeby ktoś zniszczył moją wieloletnią pracę. I może dlatego teraz jestem jaka jestem. A co się stało z pana kartką, Panie Ka?”.  Ta uwaga wprowadza napięcie między empirystyczną wiarą w możliwość kształtowania siebie a tragicznym determinizmem. Lockator staje się więc błyskotliwą grą słów – nawiązuje do Locke'a, ale także do „lokatora”, więźnia zamkniętego w przestrzeni własnego umysłu. Dramat stawia kluczowe pytanie: czy tablicę, na której wyryto krwią i winą obrazy z pola bitwy, da się w ogóle wymazać?

Odpowiedź wydaje się negatywna. Gdy pamięć wraca, uderza z całą mocą. Dowiadujemy się, że Pan Ka brał udział w fatalnej w skutkach misji wojskowej, podczas której  w ogniu walki podjął tragiczną w skutkach decyzję: wydał rozkaz do odwrotu, pozostawiając za sobą rannych towarzyszy broni. Jednak przed nami nie rysuje się opowieść o tchórzostwie, ale o niemożliwym wyborze, o ciężarze odpowiedzialności, który zmiażdżył konkretnego człowieka. Lockator staje się zatem metaforą istnienia w rozszczepieniu. Bohater cierpiący na zespół stresu pourazowego (PTSD), zapija rzeczywistość, aby nie pamiętać o przebytej traumie. Jesteśmy zatem świadkami sytuacji, w której pole bitwy przenosi się do wnętrza człowieka. Powtarzająca się sytuacja w pokoju to nic innego jak sceniczna wizualizacja flashbacków – natrętnych, powracających wspomnień, od których nie ma ucieczki. To nie jest jednak abstrakcyjna, kafkowska wina. To konkretny, moralnie druzgocący akt, który staje się źródłem konkretnego cierpienia. Cykliczne wymazywanie i przywracanie pamięci nie jest więc leczeniem, lecz wyrafinowaną torturą – Ka jest skazany na wieczne przeżywanie momentu, w którym uświadamia sobie swoją zdradę.

Lockator  to dramat wymagający, gęsty i niepokojący. Dagmara Kacperowska unika łatwych odpowiedzi i prostych diagnoz. Zamiast tego, tworzy przejmujący portret człowieka uwięzionego w labiryncie własnej pamięci, gdzie jedyną drogą do wyjścia jest bolesna konfrontacja z prawdą o sobie. To sztuka, która zostaje z widzem na długo po opadnięciu kurtyny, zmuszając do refleksji nad naturą winy, odkupienia i siłą sztuki, która jako jedyna potrafi oświetlić najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy. Utwór, osadzony w klaustrofobicznej, niemal laboratoryjnej przestrzeni, zmusza widza do konfrontacji z fundamentalnymi pytaniami o naturę pamięci, tożsamości i możliwości wymazania przeszłości.

 

-----------------------------------------------------------

Dagmara Kacperowska, Lockator, Wydawnictwo Zeszyty Poetyckie, Poznań 2025.