Jarosław Kapłon
Jarosław Kapłon – urodził się w 1972r we Wrocławiu. Poeta, muzyk. Debiutował tomem wierszy Sprawy przyziemne (2012). Ponadto opublikował: Grawitacja (2013), Projekcja (2013), Oswajanie chmur (2016). Stop-klatka (2021).Współautor tomiku wydanego wraz z Marzeną Bruś "W miłości chodzi o wszystko" (2015). Jego wiersze ukazały się w almanachach pokonkursowych jak i w antologii „Poeci Polscy” – pisarze.pl (2016), (2017). Laureat Ogólnopolskich Konkursów Literackich m.in. XVI Ogólnopolskiego i Polonijnego Konkursu Literackiego im. Leopolda Staffa. Jego teksty publikowane były w czasopismach takich jak; „Akcencie”, „Migotaniach”, "Akancie", „Szafie”, „Nestorze”, „Ricie Baum”, „Interze”, „Wakacie”, „Zamojskim Kwartalniku Kulturalnym”, „Wyspie”, „Salonie Literackim”, „e-Tygodniku Pisarze”, Internetowym Magazynie Kulturalno-Literackim Szuflada.net, „Kurierze Zamojskim”, „Śląskiej Strefie Gender”, „Magazynie Literackim”, „Obszarach Przepisanych”, "Nowych Myślach”, „Helikopterze”, „Bezkresach”, „Drobiazgach” jaki i w „Poetyckiej Poczcie Radia Koszalin”. Obecnie mieszka i pracuje w Zamościu.
dworzec
stałem tak czekając na jesień
przyszłaś w szarej plisowanej spódnicy i beżowym płaszczu
a potem przejechał pociąg jak zlękły zwierz
wypchany marzeniami obok była kafejka
wolny stolik a na nim świeciła się lampka
usiedliśmy a z nami bezpańskie psy i koty oraz ćmy
nie wiedząc co nas czeka
październik (pandemia)
tysiące kasztanów pod nogami i ani jednej matki
z dzieckiem czy jest coś równie smutnego
albo jesienne drzewa bez liści które nie umierają
godzą się na kolejną zimę
staram się zapamiętać ten widok
tak samo jak słońce które przebiło się na chwilę przez chmury
rozświetla wzgórze i nas których później będę szukał
w pamięci czy jest coś równie pięknego jak widok
październikowej ciebie w płaszczu i ze zmokniętymi
lekko pokręconymi włosami
fontanna
mógłbym powiedzieć że będę z tobą zawsze
przechodząc obok fontanny lecz nie mam monety
która wślizguje się w wodę i sprawia że stajemy
się nierozłączni potem wszystko przeszkadza
dręczą mnie wiersze które słyszę dlaczego znów
wracam do tego miejsca wpatrując się w dno
jak złodziej widzisz siebie twarz połyskuje
w październikowym słońcu wśród miedzianych monet
brak fal i ludzi czy zasłużyłem na przepowiednię
a może świadomie odcinam się od niej
kiedy podciągając rękaw wyciągam okrągłe groszaki
oddech przyśpiesza twarz połyskuje w toni
równowaga
być może kilkuminutowy sen na warcie to znak że zbliża się jesień
w całej swojej ekstazie kolorów pozycji na spocznij
kiedy zapuszczam się w okopy przemyśleń
rozkazy jako sierżant rozczulający się nad każdą zieloną rośliną
nad dowolnie pozostawionym samemu sobie owadem
przed tym jak świat pokryje się rdzą wrześniowej wojny
zajdzie pleśnią czekam na babie lato obserwuję dzień
przez szkiełka lornetki drogę na wprost
pomiędzy porami roku gdzie ty już w jesienne ubierasz się humory
a ja nasłuchuję języka zwierząt próbuję podpisać rozejm z pogodą
dzisiaj jest zbyt zimno żeby leżeć w zielonej pościeli trawy
niewidzialni jak dwoje snajperów wypatrując w oddali
pomiędzy drzewami promieni słońca ruchu spadających liści
lecących w kluczu na południe ptaków