Sylwia Kanicka - wiersze (5)

Sylwia Kanicka – 1980, zamieszkała w Rudnikach, na skraju województwa opolskiego. Absolwentka kilku uczelni wyższych na kierunkach humanistycznych. Autorka dwóch książek poetyckich: „Bez twarzy” (2016) oraz „Tańczące morały” (2019). Publikowała wiersze w: „Antologii Poetów Polskich 2017” i kilku antologiach wydawanych przez serwisy internetowe oraz w czasopismach: m.in. „Rzeczpospolita Kulturalna” (2008), „Projektor - kielecki magazyn kulturalny”, „BezKres” „Wytrych”, „Ypsilon”, „AKANT”, „Wyspa”, „LiryDram”. Od II.2020 do X.2021 redaktorka Współczesnej Polskiej Poezji (FB). Od XII.2021 redaktor w Kwartalniku Literackim „LiryDram” oraz prowadząca dział recenzji serwisu PoeciPolscy.pl, współpracuje również z serwisem Pisarze.pl. Jej recenzje znalazły się też w czasopismach: „LiryDram”, „Wyspa”, „Akant”, „Helikopter”. Współpracowała przy redakcji książki poetyckiej Sławomira Majewskiego „Nie pojedziemy na Capri, Miła” (2020) oraz Antologii „Od wschodu do Zachodu” Roberta Tondery (2021). W wolnej chwili fotograf.

 

*** (Nie ma wierszy.)

 

Nie ma wierszy. Jest kilka niedbałych wersów.

Rzucone w nieładzie słowa budzą dzień. Jest

kawa. Właściwie schematycznie, bez zaskoczeń.

Ktoś zapisuje, ktoś czyta. Nawet się zachwyca.

 

Napisałam w życiu już wiele. Każdy. Samodzielnie.

Robiąc poranne śniadanie. Smarując chleb świeżym

masłem. Takie smakuje najlepiej. Babcia w chuście

na głowie. Obraz dzieciństwa w kubku mleka z cebulą.

 

Codzienność. Co do minuty znana. Ułożona w całość.

Nie ma poezji w wytyczonej ścieżce. Rzeczywistość

nasza. Po rynku spacerują gołębie. Nade mną chmury.

Dziś czarne, niespełnione jeszcze. Jutro już jesień.

 

 

 

come tomorrow

 

czasami bywa

koronkowo odbitym śladem

gdy

zbyt starej dotykasz zmarszczki

nierówno ukrytej pod palcami

 

obnaża myśli

emocje są wyczuwalne

bez kroku dalej

oczekują schowane za okularami

 

I will be dancing in a flowing dress

sczyta w obcym języku

z języka

w języku już zrozumiałym

 

zapach nie ginie na wietrze

więc czystą pija tylko wódkę

kiedy

nie z zimna czerwienią się policzki

by być kobietą

 

 

 

 

 

 

Szach mat

 

zatraciła zmysł wzroku

kolory białe czarne

niczym myśli w przydrożnym barze

gdy nie starcza na kolejne piwo

 

założyła znoszone pończochy

makijaż od tygodnia niewyraźny

szary rozmazany

tylko czerwień ust niczym wino

rozprasza na pokuszenie

 

usiadła w zacienionym kącie

czekając na ostatnie zagranie

 

szach mat

czarne boa na jej białej szyi

 

królowa z królem

na stracenie

 

 

 

Pustka

 

Stop

i dwa kroki za późno

 

nie

 

nie zauważył

brak wdechu o poranku

i wydechu każdego wieczoru

 

rozwiązane niepotrzebne pęki

kokardy z niewysłanych myśli

 

 

***

 

szaleni nie boją się ryzyka

błądzą

dłońmi po plecach

szukając adrenaliny

by jak tonący oddychać nią

łapczywie

 

przyszedł nagle

nie zrobiła makijażu

choć w nim wygląda lepiej

więc wymalował na jej twarzy

uniesienie

wyuzdanie

rzucając na podłogę

 

zapachy się zmieszały

z wyjątkowym dźwiękiem

jeszcze szukał

jej wzroku

jeszcze z ust spijał

podniecenie

a ona tańczyła