Miłosne gry Marka Hłaski - Barbara Stanisławczyk
Autorka recenzji: Ewa Kowru
Życie miłosne „pięknego egoisty”
Wielka miłość zdarza się w życiu tylko raz, wszystko, co następuje potem, jest tylko szukaniem tej utraconej miłości.
Marek Hłasko
„Romans twórczy” Barbary Stanisławczyk - polskiej dziennikarki, reportażystki i pisarki – z kaskaderem literatury, Markiem Hłasko, rozpoczął się już na studiach, kiedy autorce „Matki Hłaski” przyszło bronić pracy magisterskiej na rzeczony temat.
Kolejna książka B. Stanisławczyk, „Miłosne gry Marka Hłaski”, to rzecz rozpatrująca skomplikowaną osobowość tego nietuzinkowego pisarza na płaszczyźnie psychologiczno-socjologicznej. Pisarka próbuje udowodnić czytelnikowi, że zaburzenia emocjonalne autora „Pięknych dwudziestoletnich” mogły być spowodowane zaborczym stosunkiem do swej matki, która odrzuciła go, odsyłając bezwzględnie kilkunastoletniego chłopca do internatu, na rzecz związku z Kazimierzem Gryczkiewiczem. Doświadczenie odrzucenia przez jedyną, ukochaną kobietę spowodowało, że Marek popadał odtąd często w hipochondryczne stany. By zwrócić na siebie uwagę matki, potrafił tak doskonale zagrać różne ataki chorób, że ta czym prędzej przybywała mu na ratunek. Zdarzyło się nawet, że w po świetnie odegranej scenie ataku boleści, na sali operacyjnej wycięto mu zdrowy woreczek żółciowy. „Później chorobą lub samobójstwem straszył kobiety, przyjaciół – wszystkich, na których mu zależało. Jego podświadomość zapełnił lęk o utratę ich miłości, przyjaźni… Więc bał się miłości i uciekał przed nią, a jednocześnie jej pragnął. Przyciągał i odpychał. Prowokował i niszczył. Kochał i nienawidził” (s. 231).Stanisławczyk chronologicznie i bardzo skrupulatnie wysupłuje z życiorysu Marka i zachowanych na jego temat różnych źródeł informacji najcieńsze nici powiązań sercowych z jego wieloma kobietami. Książka została pomyślana w taki sposób, aby każdy rozdział mógł opowiedzieć historię miłosną innej kobiety. Wśród wielu intrygujących sylwetek, jak np. romans i zaręczyny z Agnieszką Osiecką, na plan pierwszy wyłaniają się trzy postacie: Hanna Golde – największa miłość Marka - zamężna kobieta, matka dwóch córek; Esther Steinbach – Żydówka, z którą pragnął związać się po rozwodzie z Sonią, no i Sonia Ziemiann – zamężna aktorka, matka nieuleczalnie chorego chłopca, poznana na wrocławskim planie filmowym do „Ósmego dnia tygodnia” - przyszła i jedyna żona Marka.
Kogo Marek Hłasko najbardziej kochał? Z „Miłosnych gier” dowiemy się, że nasz bohater miał dualistyczną naturę – nie pragnął mężczyzn, choć oni za nim szaleli, nie potrafił być również dłużej z jedną kobietą.
W „Miłosnych grach” zaskakujący i bardzo ciekawy jest przedostatni rozdział: „Męskie zaloty”. Dowiemy się z niego, którzy mężczyźni – literaci, poeci – pałali do Marka namiętnym uczuciem. Dzięki dołączonym namiętnym wyimkom listów od wielbicieli, będzie można zrozumieć siłę tych uczuć i ich żywiołowość.
Niebagatelne znaczenie ma również zarys epoki, w której tworzył „kaskader literatury” – lata PRL, a który - dzięki sugestywnym opisom autorki – wrysowuje się w pamięć czytelnika, nie pozostawiając go obojętnym wobec minionego czasu oraz zaistniałych zdarzeń. Łapówkarstwo, donosy, protekcje, szykany – wszystko to mąciło w głowie młodemu duchowi, który po latach odwdzięczył się Polsce, pisząc „Pięknych dwudziestoletnich”. „Mylą się ci, którzy twierdzą, że Piękni dwudziestoletni są zmyśleniem. To szczera prawda, ukazana w krzywym zwierciadle groteski” (s. 249).
„Miłosne gry” pozostawią nas z pewnością z niedosytem, bowiem już po ich pierwszej publikacji, odezwały się do autorki dwie Wandy, które dopowiedziały do końca swe historie miłosne z Markiem. Być może odezwą się inne głosy w tej sprawie, otworzą zapomniane archiwa pamięci. Jak przyzna na końcu B. Stanisławczyk: „czas był sprzymierzeńcem tej książki” - rozsupłał tajemnice, rozjaśnił mroczne skrytości.