Simona - Anna Kamińska
Autorka recenzji: Agnieszka Antosik
Mądra jak dzikie zwierzę. Recenzja książki „Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak”
Sama o sobie powiedziała: „Walczę jak mądry dziki zwierz”. Pośredniczka między światem zwierząt i ludzi, rozumiała te pierwsze bardziej niż własny gatunek. Jak mogło być inaczej, skoro w dzieciństwie słyszała „Dzieci, do budy!”, gdy wkraczał ojciec, a przed cięgami matki bronił ją jeden z psów?
W tych paru słowach, które chciałabym napisać o książce Anny Kamińskiej, nie będę jednak się skupiać na demonach Simony Kossak. Sama autorka uszanowała prawo do prywatności swej bohaterki i opisując jej niełatwe losy nie starała się za wszelką cenę jej obnażyć. Nie będę również powielać przedstawiania bohaterki książki – jeżeli ktoś z Was nie pamięta, kim jest Simona Kossak – pisaliśmy o niej tu: KLIK!
To, że postać Simony Kossak jest traktowana z szacunkiem i w związku z tym nieodzierana z tajemnic, nie oznacza, że jej losy potraktowane zostały pobieżnie czy nie dość uważnie. Kolejne etapy życia Simony opisywane są wnikliwie i z troską o wiarygodność przekazu. Niewiarygodny wydaje się tylko… fakt śmierci bohaterki.
Autorka niczym nas do niej nie przygotowuje, bo jest konsekwentna: oddaje dokładnie sposób życia Simony Kossak: w ruchu, w pracy, w działaniu, bo przecież była tytanem pracy, jak jej dziadek Wojciech. Ten dynamizm powoduje, że finał szokuje, choć przecież wędrujące na prawą stronę karty książki, nie pozostawiają wątpliwości – to musi być koniec. Prawda na temat przyczyn tego szoku tkwi w rodowodzie Simony: Boli, to widocznie ma boleć – to była zasada wszystkich kobiet z jej rodziny. Żelazne plemię kobiet. Simona swą śmiercią, poprzedzoną ciężką chorobą, zszokowała wszystkich. Nikt nie wiedział, że chorowała.
Czy była żelazna? Wewnętrznie krucha, na zewnątrz jednak bardzo twarda. Jak potwierdza wielu wypowiadających się w książce znajomych, nie była łatwa. Jeden z gości bywających w jej raju na Dziedzince tłumaczy to lękiem: To, że była agresywna, wynikało z lęku. Agresja u wszystkich gatunków wynika z lęku. Te gatunki, które mają groźną broń, czyli ostre zęby i pazury, wiedzą, czym dysponują i używają ich tylko wtedy, gdy trzeba, a dwa delikatne gołąbki tłuką się agresywnie na śmierć.
Czy była delikatnym gołąbkiem? Tak, bardzo, że nigdy nie przestała walczyć. Zawsze było o kogo – najpierw walczyła o własną tożsamość i wolność, a potem o nie – o zwierzęta. Z nimi i przy nich nie musiała walczyć nigdy. Dlatego dom, który stworzyła na Dziedzince, stał się wywalczoną arkadią, której poszukiwała już w dzieciństwie. Bo było to miejsce należące tak samo do Simony i jej towarzysza, jak i zamieszkujących to miejsce zwierząt.
Co lektura tej niezwykłej biografii wniesie w nasze życie poza poznaniem losów Simony Kossak? Na pewno wielką tęsknotę, którą poczuje każdy więdnący w mieście miłośnik przyrody. Ojczyzną Simony była natura, a prawdziwą rodziną zwierzęta. Nic dziwnego – to one stworzyły Simonie ciepłe dzieciństwo, od swej własnej rodziny otrzymała tylko chłód i bolesne przypomnienia o tym, jak wielkim jest rozczarowaniem. To zwierzęta wytyczyły zatem drogę Simony ku zapadłej w białowieskiej głuszy gajówce – z chwilą gdy to z nimi postanowiła związać swe dorosłe życie, Simona odkryła wartość siebie samej.
Nieprzypadkowo uporczywie podkreślam bliskość Simony ze zwierzętami. Jej działalność naukowa skupiona była właśnie na tym, by wykazać ludziom, jak błędne jest uznawanie świata ludzkiego i zwierzęcego za odrębne. Pasją Simony była zoopsychologia. Odkrycie tej dziedziny stało się momentem przełomowym w jej życiu. To możliwość uczestniczenia w zajęciach, a potem seminarium profesora Romana Wojtusiaka, uformowały i potwierdziły to, co Simona sama przeczuwała już od dawna: w zwierzęcych instynktach można odnaleźć prawdę o człowieku, obserwując zwierzęta, można się od nich wiele nauczyć i dzięki temu lepiej zrozumieć i pomóc sobie samemu.
Brnąc przez kolejne strony tej niezwyczajnej biografii, możemy przekonać się, jak wiele słuszności jest w tym, co odkryła Simona na studiach – wywalczając sobie idealne miejsce na ziemi i otaczając się w nim zwierzętami, Simona przechodzi swoistą terapię. Często przytacza się fragment, w którym ze wzruszeniem opisuje, jak hodowane przez nią stado saren ostrzega ją przed niebezpieczeństwem, gdyż uznaje ją za swoją. Poznawszy dzieciństwo i wczesną młodość Simony Kossak można łatwo zrozumieć jej uniesienie tą chwilą – poszukująca całe życie ciepła, troski i bliskości, znajduje je właśnie w stadzie zatroskanych o nią dzikich zwierząt.
Inne, równie przejmujące fragmenty, odnaleźć można tam, gdzie autorka przytacza fragmenty gawęd na temat życia zwierząt, które z czasem Simona zaczęła nagrywać jako audycje radiowe z cyklu „Dlaczego w trawie piszczy?”. Mnie bardzo poruszyły liczne fragmenty odnoszące się do tego, jak bardzo Simonę urzekała zwierzęca miłość macierzyńska i do jakich wniosków dochodziła, gdy widziała zwierzęcy zimny chów.
Obserwując zachowania zwierząt, ja jestem przekonana, że najmniejszy pisk dziecka, jeżeli się obudziło, nawet jak jest nakarmione i przewinięte, to ten pisk to nie jest fanaberia i rozpuszczenie, tylko brakuje mu czegoś równie ważnego jak mleko matki. Kontaktu z matką. Im więcej będzie kontaktów z matką, tym lepszy będzie w dzieciach podkład do zachowań socjalnych.
W innym miejscu Simona mówi: Dzięki badaniom nad skakuszkami, australijskimi gryzoniami, wiemy już, dokąd prowadzi zimny chów (…) Nieustanny kontakt między dorosłymi, a nowo narodzonymi dziećmi u gryzoni (…) bez odrzucania i karcenia (…). decydują o możliwości zawiązania w ogóle przyjacielskich układów z grupą tego samego gatunku. Gdy tego zabraknie we wczesnym dzieciństwie, nie nadrobi się tego już żadnymi staraniami.(…) Przenieśmy to wszystko na ludzi.
Uderzające jest to, co mówi w tych gawędach Simona, jeżeli weźmie się pod uwagę, że wcześniej irytowała swoje posiadające dzieci znajome poglądami na temat tego, jak krótko należy trzymać dzieci i jak surową dyscyplinę im narzucić. To był jednak etap przed arkadią Dziedzinki i Simona była jeszcze tylko odtrąconym w dzieciństwie zwierzęciem, którego nikt nie ogrzał uczuciem. Opisując relacje między zwierzętami, Simona zgodnie z założeniami zoopsychologii diagnozuje i samą siebie. Jej problemy ze światem ludzi są tożsame z niepotrafiącymi związać się z osobnikami tego samego gatunku, a w dzieciństwie odtrąconymi zwierzętami. Gdy Simonę ogrzał inny gatunek – odnalazła spokój i spełnienie.
W pewnym momencie swego życia Simona powiedziała: Mieszkając tak długo w Puszczy Białowieskiej (…) w pewnej chwili zrozumiałam, że przekroczyłam kordon i znalazłam się (…) po stronie drzew i zwierząt. Występuję więc w ich imieniu. Skończyłam studia biologiczne ze specjalizacją psychologii zwierząt, lecz dopiero lata życia w lesie nauczyły mnie rozumieć mowę zwierząt. I znam ją tak dobrze, że należałoby mnie spalić na stosie jako czarownicę…
Czarownica z Puszczy Białowieskiej rzeczywiście poznała mowę i zwierząt, i roślin. W zasadzie powinnam dokładniej opowiedzieć i o tych drugich w życiu Simony, ale z pisaniem recenzji tej książki mam specyficzny problem: nigdy nie będzie jej dość. Dlatego opis bujności ogrodu Dziedzinki pozostawię do kontemplacji wszystkim, którzy po książkę o Simonie sięgną. Pominę też walkę Simony o drzewa i jeszcze tysiąc innych rzeczy, o których chciałabym napisać.
Dowiedziawszy się o istnieniu książki o Simonie Kossak, nie miałam wątpliwości, że muszę ją przeczytać – w swoim czasie pisałam pracę magisterską na temat jej ciotki, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Wydawało mi się, że o rodzinie Kossaków wiem wszystko i poznałam najciekawszą w tej rodzinie kobietę, zwaną poetką natury. Cudownie było odkryć, jak bardzo się myliłam.
Jestem niesamowicie wdzięczna Annie Kamińskiej za tę cudowną podróż do gajówki zwanej Dziedzinką, bo wiem, że to dopiero początek. Na pewno w świat Simony wejdę głębiej i chętnie pooglądam jeszcze jej oczami zwierzęta, by uczyć się o ludziach. Jest ku temu tyle możliwości – ciągle można wysłuchać jej gawęd, obejrzeć film dokumentalny jej poświęcony, zdobyć książkę mieszkającego z nią na Dziedzince Lecha Wilczka, poczytać książki samej Simony.
O tych zasłużonych dla natury nie pisze się na co dzień w gazetach, nie są bohaterami, których łatwo poznać i odkryć. Szkoda. Lektura „Opowieści o niezwyczajnym życiu Simony Kossak” ukazuje, jak dotkliwa to luka.
------
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Anny Kamińskiej „Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak”
za udostępnienie recenzji dziękujemy jej Autorce oraz portalowi: http://ulicaekologiczna.pl