Bez dziadka - Jolanta Jonaszko
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
HISTORIA PEWNEJ MIŁOŚCI
Każda śmierć jest skandalem, każda śmierć jest pierwszą śmiercią.
Levinas
Każde odejście członka naszej rodziny stanowi niedającą się niczym zasklepić ranę. Natomiast odejście kogoś, kogo kochamy całym sercem, staje się dla nas prawdziwym dramatem. Śmierć wymyka się bowiem wszelkim definicjom, oznaczając ostateczną rozłąkę, pustkę, brak. Jednak - co ciekawe - owo nieistnienie, absurdalnie, nadaje nam – porzuconym, czy też pozostawionym samym sobie – tym większe istnienie. Z kolei świadomość śmiertelności uruchamia w nas twórcze pokłady dążenia do nieśmiertelności, a zatem do tego, by ów „skandal” móc w jakiś sposób zanegować, upokorzyć, odbierając mu możliwość ostatniego słowa.
Jolanta Jonaszko – młoda, wysoce wykształcona polska artystka, (mieszkająca obecnie w Niemczech) – zabiera nas w swym debiutanckim wanitatywnym minitraktacie w jedno z najbardziej intymnych miejsc – do rodzinnego domu.
Już od pierwszych stron snutej przez nią opowieści czujemy, że wtargnęliśmy tu bez pytania, że przez moment wczytywania się w kierowane nie do nas przecież słowa, będziemy czuli się jak intruz czy podglądacz, który, schroniwszy się bezpiecznie za „zasłoną milczenia”, obserwuje cudze życie w całej jego rozciągłości – pięknie i doskonałości, ale również i przemijalności. Dostrzega wpisaną weń nieuchronność: zmaganie ze stopniową utratą wzroku, niechodzenie, starość, czy w końcu spotkanie ze swym najokrutniejszym i najpewniejszym przeznaczeniem - Tanatosem.
Trzeba nam bowiem wiedzieć, że adresatem opowieści Jolanty Jonaszko, pisanej w drugiej osobie, jest tytułowy dziewięćdziesięcioletni dziadek Czesław – niegdysiejszy podporucznik Wojska Polskiego, Weteran Walk o Niepodległość i Suwerenność Ojczyzny. To do niego zwraca się narratorka opowieści – Jola. To dla niego przywołuje i jemu dedykuje zapamiętane szczegóły wspólnego bytowania. Gdy jeszcze widział, chodził, czuł. Gdy był cierpliwy, ale i uparty, gdy kochał, pragnął, pożądał i marzył. Gdy...
Cała recenzja na stronie LATARNI MORSKIEJ