Ucho igielne - Wiesław Myśliwski

Ucho igielne 2019.jpg

Autor recenzji: Konrad Urbański

 

 

Powroty do siebie

 

Ucho igielne – albo raczej Ucho Igielne – istnieje naprawdę. To podobno jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc Sandomierza; „stanowi niezwykle urokliwe miejsce do fotografii. Pamiątkowe zdjęcia robią nowożeńcy, zakochani, znajomi. Jest opowieść, mówiąca o tym, że czasami Ucho Igielne lubi zamknąć się, szczególnie wtedy, gdy przechodzi przez nie osoba mająca wiele na sumieniu”.

W Biblii – wąska brama, przed którą przejdą nieliczni. I to ci, którzy pozbędą się wszystkiego, będą najuboższymi, ostatnimi, pogardzanymi. Ucho igielne przypomina próbę przechodzenia przez tę graniczną bramę; opowiadanie jest formą spowiedzi, a więc odzierania się ze wszystkiego, stopniowego oczyszczania. Ale to nie jest powieść-pożegnanie (mam nadzieję), bo Myśliwski większością swoich powieści próbuje przejść przez ucho igielne.

Sandomierz: prokurator Teodor Szacki, ksiądz Mateusz, miasto grzechu i zbrodni. Wszak Myśliwski też pochodzi z okolic Sandomierza, ale w jego opowieściach jest on zupełnie inny i nawet jeśli ma coś wspólnego z grzechem czy zbrodnią – to raczej niewiele. Sandomierz Myśliwskiego to pamięć: miejsce mieszające plany czasowe, oddające tym samym charakter meandrującej w powieściach autora pamięci, która we wspomnieniach, w roztrząsaniu przeszłości poszukuje sensu spajającego całe życie. Znikanie, iluzoryczność egzystencji i wszelkich osiągnięć, poczucie, że to wszystko jest kruche, ulotne i jakby nieprawdziwe; jednocześnie poczucie, że swojego życia nie opowiadamy my sami, ale opowiada je za nas ktoś inny, wszyscy dookoła; strach przed starością, umieraniem, wymienionym już znikaniem – to cały Myśliwski.

Tylko że za co się człowiek nie weźmie, wszystko jest może, może, może. Jakbyśmy i my byli może. I ten posterunek może. A kto wie, czy i ten cały pieprzony świat nie jest może. Nic nie ma pewnego. Szlag by to jasny trafił! (s. 34)

Naprawdę trudno napisać jest o książce, która nosi w sobie znamiona “totalności” (to brzydkie słowo), pełności, próby opowiedzenia o wszystkim, o całym doświadczeniu ludzkim. Z Ucha igielnego bije niezwykła mądrość – autora/narratora, który żyje jednocześnie teraz i kiedyś, obecnie i dawno. Opowieść biegnie dwutorowo: młody narrator rozmawia ze starym, jeden drugiemu przeszkadza, poprawia go, korygują nawzajem swoje wersje pamięci. Miejscami w ciągu narracji Ucha igielnego pojawiają się sny bohatera, co wprowadza jeszcze większy zamęt, bo cała ta książka przypomina sen, w którym gubi się sam narrator, o czytelniku już nie wspominając.

Nie powinno się jednak odwiedzać dawnych miejsc, bo to nie są już te same miejsca. Miejsca jak wszystko przemijają. (s. 47)

Na jedną opowieść składa się tak naprawdę ciąg opowieści; przytaczanie każdej z nich jest niepotrzebne i trochę nie sposób ich przekazać, bo Myśliwski posiadł niebywałą zdolność kreowania zdań, akapitów, które niosą w sobie duży ładunek intelektualny. Są jednocześnie proste i zagadkowe, ale nie ma w nich nic z mądrości kogoś, kto tak naprawdę jeszcze nic nie przeżył (Myśliwski to nie Coelho, a jego złote myśli są naprawdę złote, nie tombakowe). Ucho igielne to dialog prowadzony z pamięcią, czyli, tak naprawdę, dialog z samym sobą, Myśliwskiego próba rozliczenia się z przeszłością i teraźniejszością (ale odległa od politycznych zawirowań).

Ucho igielne jest przegadane, to jasne. Życzę jednak każdej książce takiego przegadania. To jeden z tych pisarzy, w których twórczości żywa i silna jest wiara w moc słów – jedynego, jak twierdzi Myśliwski, czym tak naprawdę można opisać siebie i świat. Banał? W epoce skrótu i obrazka chyba już trochę mniejszy.

Długo bym opowiadał, rozbierał Ucho igielne na czynniki pierwsze. Ale po co? Czy nie lepiej oddać się tej powieści, rytmowi zdań, który pomimo swojego zawikłania zachwyca; fabule, która swoimi przeskokami czasowymi wpędza w konfuzję i wymaga skupienia, nadając jednocześnie książce “totalnego” charakteru (ale czy nie tak działa pamięć – skokami?); refleksjom, które są proste, ale nigdy nie banalne. Tak, tej powieści trzeba po prostu pozwolić się pochłonąć, a ona resztę zrobi za nas.

 

www.lubimyczytac.pl