Szczygieł - Donna Tartt
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
Życie na uwięzi. Opowieść o utracie i poszukiwaniu siebie
Dobrzy artyści kopiują, wielcy kradną.
Pablo Picasso
Szczygieł. Ta książka dopadła mnie niczym choroba. Ponad tydzień zajęło mi, bym z niej wyszła. Po tak długim czasie obcowania z bohaterem i narratorem w jednej osobie (Theodore Decker), zżycia się z jego przedziwną historią, osobowością, losem, człowiek zostaje nagle wyrzucony za burtę. Owszem, zaprosiłem cię do mojego świata, karmiłem przygodami, ale dalej już płyniesz sam, przyjacielu…
Theo nie miał łatwego dzieciństwa. Pijany ojciec i awanturnik z czasem awansował do tytułu domowego złodzieja, potajemnie wykradającego dla zaspokojenia swych potrzeb co cenniejsze rzeczy. Pewnego dnia, po kolejnej kłótni i zagrabieniu cennego przedmiotu małżonki, nieoczekiwanie zniknął z ich życia. Porzucił rodzinę, w której czuł się jak intruz – zbędny element zakłócający harmonijną wizję świata dwojga najbliższych sobie ludzi – Theo i jego matki. Jednak po spektakularnym porzuceniu ofiar swojego nałogu, dom wcale nie odetchnął. Matka Theo musiała odtąd dłużej pracować, a syn zaczął mieć problemy w szkole. W pewnym momencie wyrozumiałość nauczycieli względem zbuntowanego nastolatka skończyła się i matka została wezwana na rozmowę. W drodze do szkoły w taksówce mamie Theo zrobiło się niedobrze i postanowili z niej wysiąść. Lunął deszcz i oboje schronili się w pobliskim muzeum.
Matka Theo okazała się znawczynią arcydzieł północnoeuropejskich mistrzów złotego wieku. Zaprowadziła go do jednej z sal, w której pokazała obraz, który jako pierwszy pokochała będąc małą dziewczynką. Niewielkich rozmiarów dziełko stworzone ręką Carela Fabritiusa w 1654 r, a zatem w roku jego śmierci, przedstawiał malutkiego ptaszka siedzącego na górnej części podajnika. Ptaszek był uwięziony, przy jego prawej nodze można było dostrzec cienki łańcuszek.
Uwagę Theo przykuło jednak inne arcydzieło: niezwykłej urody ruda dziewczyna, być może jego rówieśnica, podziwiająca ze starszym siwowłosym mężczyzną tę samą wystawę. Gdy nieznajomi przeszli do sali obok, mama Theo postanowiła cofnąć się, by ostatni raz rzucić okiem na swe ulubione arcydzieła. Zafascynowany nieznajomą rudowłosą, Theo, postanowił ruszyć w ślad za nią. Z mamą mieli spotkać się przy wyjściu.
Ciszę kontemplacji piękna rozerwał niespodziewany wybuch. Terroryści w kilku miejscach muzeum podłożyli ładunki wybuchowe, które rozsadziły wystawowe pomieszczenia. Wszystko nagle utonęło w kurzu, pyle, rozpadzie. Nasz bohater, o dziwo, wyszedł z tego zamachu bez fizycznego uszczerbku. Ogłuszony hukiem, rozglądał się dookoła w poszukiwaniu swojej mamy, ale ujrzał tylko śmiertelnie zranionego starca, opiekuna tajemniczej rudowłosej dziewczyny, który resztkami sił zdjął z palca sygnet i wskazał Theo adres, pod który prosił dostarczyć swoją pamiątkę. Poprosił też chłopca, by zabrał natychmiast obraz, który tak podobał się jego matce, a teraz leżał zrzucony ze ściany niemal pod jego nogami.
Wypełnienie danej konającemu mężczyźnie obietnicy zdeterminowało los Theo. Nie mogę zdradzić nic więcej. Przez tę książkę trzeba samemu przebrnąć. Bez drogi na skróty. Obiecuję wspaniałą intelektualną przygodę, przeradzającą się niekiedy w thriller.
Szczygieł Donny Tartt to wielowymiarowe epickie dzieło o szerokim spectrum gatunkowym, w którym na pierwszy plan wysuwają się elementy powieści kryminalnej i psychologicznej. Tartt zderza ze sobą dwa światy młodych samotnych porzuconych chłopców, światy przenikające się i dopełniające niczym wstrząs i olśnienie. „Nie chodzi o zewnętrzne pozory, tylko wewnętrzny sens. Wspaniałość w świecie, nie świata, wspaniałość, której świat nie rozumie. Ten pierwszy rzut oka na czystą inność, w której obliczu rozkwitasz, rozkwitasz bez końca. «Ja», którego się nie chce. Serce, nad którym nie ma się władzy” (s. 829).
To może tyle.
----------------------------------------------------
Donna Tartt, Szczygieł, przeł. Jerzy Kozłowski, Kraków 2019.