Itinerarium, czyli przewodnik z lektur dla podróżnych - Irmina Kosmala

Itinerarium Irmina Kosmala okl 2023.jpg

Autor recenzji: Rafał Jaworski

 

Z pielgrzymiego szlaku, przewodnik po wnętrzu recenzentki

 

„Itinerarium,  czyli przewodnik dla poszukujących prawdy” Irminy Kosmali; przepraszam, podtytuł brzmi inaczej, cytowałem z mej chromej pamięci, Itinerarium czyli przewodnik dla podróżujących, tak brzmi tytuł nadany przez autorkę, choć może moje omówienie także byłoby adekwatne do zawartości omawianej książki. Nie jest to lektura łatwa, lekka i przyjemna, ze względu na wykształcenie filozoficzne gnieźnieńskiej poetki, jej ambicje poznawcze, skojarzenia kulturowe,  które wykorzystuje swobodnie i z wdziękiem.  A może tytuł jednej z recenzji „między odwagą istnienia a gwałtem niepamięci” też byłby do aprobaty. „Prawda jest nieludzka jak kryształ” – pisał Jean Genet w Murzynach. Wróćmy więc do istoty postrzeganego i przeżywanego człowieczeństwa.


Itineraria to dosłownie przewodniki w podróży. Starożytność przekazała nam Itineraria ad loca Sancta. Najstarsze zachowane pochodzi z 333 r. po Chr., nieznanego z nazwiska Akwitańczyka. Ale o „wyprawach” do Ziemi Świętej wiemy już od „natchnionego duchem”  biskupa  Sardes Melitona (II w.). Zastrzeżenie do ekstatycznego religijnego ruchu pielgrzymkowego, dawno temu, wyraził  św. Hieronim, a Augustyn napisał:  „Oczyść tylko mieszkanie twojego serca, a gdziekolwiek będziesz, gdziekolwiek będziesz się modlił”.


Oczywiście teksty, które przywołuję nie mają wiele wspólnego z konkretną konfesją,  wyznawczością religijną. Przewodnik Irminy Kosmali to zbiór recenzji, szkiców, czasami wręcz krótkich, sugestywnych esejów. Pięćdziesiąt tekstów w ciągu dekady lat. To dużo. Tym bardziej, że część rozprawek była pisana nie z odruchu serca, ale na zlecenie  Lecha M. Jakóba, co zawsze nie jest pozbawione nie tylko oporów, ale i koncepcji, którą trzeba wykreować. Recenzje były publikowane na portalach Latarni Morskiej, recogito.eu oraz kuznia.art.pl.

 

Zbiór został opatrzony wstępem z mottem: „Rozumie Pan teraz, dlaczego książki budzą nienawiść i lęk? Pokazują pory na obliczu życia. Ludzie są wygodni, wolą gładkie, księżycowe twarze”. To powiedział Ray Bradbury, autor słynnej książki z dziedziny pozornej fantastyki 451 stopni Fahrenheita. Autorka we wstępie, który nosi tytuł: Zamiast wstępu. O śmierci książek i tragarzach wiedzy, powie: „totalitarny rząd nie ma zamiaru prać mózgu ludzi i przejmować nad nimi całkowitej kontroli. Zamiast tego ludzie stopniowo oddalają się od zajęć intelektualnych…”  „Urawniłowka”, którą można określić obecnie mianem „ciepłej wody w kranie” nie jest obecnie nie tylko zauważalna, ale wręcz dominująca. Poza tym pragnieniem reszta doznań, dla ludzkiej biomasy, jest kulturową niszą. Skutki globalizacji, czy konsumenckich pragnień? W tym pytaniu nie ma wobec ludzi indywidualnej pretensji, zarzutu miałkości.

 

Rzadko spotyka się recenzje tak licznie opatrzone mottami z dzieł filozofów i   poetów, a tu spotykamy mocno znaczące nazwiska: Homer,  Blaise Pascal, Rainer Maria Rilke, Emil Cioran, Fryderyk Nietzsche, William Faulkner (geniusz wizji w Przypowieści), ks. Jan Twardowski (obok Nietzschego), Jean Paul Sartre, Rabindranath Tagore (zapomniany), Milan Kundera,  Oskar Wilde, Oskar Miłosz (reaktywowany), Anna Kamieńska, Jan Rybowicz, Teresa Tomsia, Kazimierz Brakoniecki… Żeby odważnego  czytelnika pobudzić do lektury przytoczę motto do patetycznego tytułu recenzji „Nad urwiskami słów i uroczyskami bytów…” To takie dwie, znamienne hiperbole. I tu jest też Cioran: „Tylko umierając możemy żyć. Śmierć zaczyna się wraz z początkiem życia”. Stwierdzenie w zasadzie banalne, jednak obrazuje „Ceremoniał” Andrzeja Turczyńskiego, o  którym recenzentka pisze: „u Turczyńskiego śmierć nie jest doświadczeniem radykalnej granicy, a pomostem łączącym «uroczysko bytów» z ulotną i lepką niczym babie lato materią snów…”. Co oczywiste, w każde życie wpisana jest śmierć i ona jest konstruktywna, a nie destruktywna  - o ile osoba ma siłę przeżywać jej świadomość i konsekwencje.

 

Spotykamy czyżby synkretyzm literacki? Zauważmy, że recenzentka pisze w różnych tonacjach, o odmiennych zjawiskach: proza, poezja, reportaż, które nad-pozytywnie stygmatyzuje własną osobowością, pełną, zapewne, twardego charakteru.  Nie zdarzyło się mojej osobie pisać recenzji z tak wielu recenzji. To ciekawe doświadczenie. Muszę zaznaczyć, że jeśli pisałem, to tylko teksty, które mnie pozytywnie nastrajały do refleksji i uznania sztuki poetyckiej, a zaczynałem już „za komuny” (Robert Gawłowski, Jerzy Duniec, Waldemar Żelazny”). I tak jest obecnie w odniesieniu do Irminy Kosmali.

 

Tę książkę trudno omówić  jednorodnie wobec faktu, że komentuje wydania bardzo różnych autorów o odległych domenach zainteresowań i ekspresji, ale nie jest to „dla każdego coś miłego”. To jednak istotne, bo wskazujące na kolejne przystanki umysłu wędrującej intelektualistki. Może to i trening poznawczy, pośrednie wyrażanie własnych poglądów? Starożytne Itineraria zawierały tylko praktyczne wskazówki dla wiernych zdążających do Jerozolimy, ewentualnie zachętę do kontemplacji miejsc uświęconych wiarą. A u autorki „Złudy” znalazł się nawet tekst omawiający książkę satyryczną: Jerzy Bralczyk, Michał Ogórek A bodaj ci nóżka spuchła, co nas śmieszyło i śmieszy.

 

Czasami wydaje się, jest się wręcz pewnym, że autorka abstrahuje od wizji autorów, których omawia. Ustanawia nad nimi kryteria własnej wyobraźni i rozumu. Wyraźnie widać to w recenzji „Na  brzegu przepaści albo brzemię nieskończoności”  odnośnie książki Jerzego Franczaka Święto odległości. Irmina Kosmala proponuje interpretację Nietzscheańską: „Czas wielbłąda, czas lwa, czas dziecka” z „Also sprach Zaratustra” zamiast psychoanalitycznego szablonu Zygmunta Freuda, wiedeńskiego oszusta naginającego wywody i praktykę do swych z góry założonych tez.

 

Trudno omówić pięćdziesiąt tak różnych recenzji, bardzo odmiennych  książek w krótkim tekście. Z pewnością nie jest to lektura na jeden wieczór, a nawet na kilka dla osób uważnych, mających odpowiednie przegotowanie. Trzeba ją dawkować jak środki uspokajające, lub wręcz odwrotne – silnie pobudzające,  z umiarem i dyskretnie.

 

Tolle, lege. Tu każdy znajdzie coś, co go zniechęci, ale zarazem każdy odnajdzie tu również coś, co go dogłębnie poruszy. Tolle, lege! (bierz i czytaj )- propozycja otwarta…

 

Oby tych, co nie będą tą przebytą drogą po cudzych światach  głęboko poruszeni, można było zliczyć na palcach lewej ręki.

 

------------------------------------------------------------

Irmina Kosmala, Itinerarium, czyli przewodnik dla podróżnych, Wydawnictwo Zeszyty Poetyckie, Gniezno 2023.