Serotonina - Michel Houellebecq

Serotonina Houellebecq.jpg

Autorka recenzji: Maria Akida

 

Szczególny przypadek nieszczęśliwego życia...

 

Byłem po prostu szczególnym przypadkiem nieszczęśliwego życia.

   Ta konstatacja głównego bohatera wywołała we mnie pytanie – dlaczego tak uważał? Dlaczego twierdził – ostatecznie poniosłem porażkę, a moje życie kończy się w smutku i cierpieniu? Dlaczego wręcz umiera z tego smutku? Nie obwiniał za ten stan jego psychiki swoich rodziców. No, może poza niefortunnie śmieszną kombinacją jego imienia – Florent-Claude. Był dobrze sytuowanym finansowo i zawodowo czterdziestosześcioletnim mężczyzną. Miał partnerkę zaspakajającą go seksualnie, a mimo to chciał odciąć się od niej i społeczeństwa.

   Stać się bezdomnym.

   Obwiniał o ten stan rzeczy pożałowania ciąg okoliczności, które stały się przedmiotem jego opowieści. Nie dlatego, że to temat szczególnie interesujący, lecz dlatego, że jest mój – zapewniał. Dlatego bardzo skupionego na swoich doznaniach, przemyśleniach i obserwacjach pełnych nawiązań filozoficznych i literackich, analizujących swoją sytuację i pełne nihilizmu, defetyzmu, malkontenctwa, zgorzkniałości i krytykanctwa postawy wobec: śmierci, szczęścia, polityki, miłości, przyjaźni, Boga, życia, a przede wszystkim seksu.

   To w tym ostatnim upatrywał sens swojej egzystencji.

   To wokół niego kręciły się poruszane tematy. To od niego rozpoczynały i kończyły się pełne porażek rozważania. Świadomość tego, że omawiane okoliczności zabrały mu możliwość jego doświadczania, ukradła mu sens istnienia.

   Przyczyną tego stanu była depresja.

   A może skutkiem? Leczył ją captorixem podnoszącym poziom hormonu szczęścia, czyli serotoniny. Niestety efektem ubocznym były nudności, zanik libido i impotencja. Skutki, które tylko pogłębiały jego problem potęgowany dostrzeganymi dookoła sygnałami seksualnymi wysyłanymi przez dziewczęta i kobiety. Oglądał świat z perspektywy łóżka, a niemożność konsumowania miłości fizycznej (w psychiczną nie wierzył) podsuwaną na każdym kroku przez otoczenie, powoli doprowadzała go do przyjęcia męczeńskiej roli Jezusa umierającego za innych na krzyżu. Wędrówka głównego bohatera po hotelach i znajomych w teraźniejszości, połączona z autorefleksją i analizą przeszłych wydarzeń, kreśliła równocześnie tło polityczne i społeczne francuskiego społeczeństwa pod rządami Emmanuela Macrona.

   Nie mniej depresyjnego niż jego sytuacja osobista.

   Nie zdziwiło mnie totalnie negatywne nastawienie mężczyzny do życia rozszerzonego na społeczeństwo. Już Lynne Segal w swoich esejach Poza czasem wskazywała, że autor należy do tych pisarzy, którzy męskość i młodość łączą ze sprawnością seksualną. Jej brak, niezależnie od wieku, utożsamiany jest z procesem starzenia. Potwierdza to Florent-Claude, mówiąc – nie miałem jakichś szczególnych ambicji w odniesieniu do własnego kutasa, wystarczyłoby mi wiedzieć, że jest kochany.

   Oto  życiowa recepta na szczęście, czyli serotoninę.

   I o ile u kobiet starzenie się połączone jest z urodą i młodością, którą starają się podtrzymać i  przedłużyć, o tyle u mężczyzn prowadzi prosto do depresji. Główny bohater powieści wpadł w pułapkę, z której nie mógł się uwolnić, twierdząc defetystycznie – ani przyjaźń, ani współczucie, ani psychologia, ani inteligencja sytuacyjna nie znajdują tu żadnego zastosowania, ludzie sami wytwarzają mechanizm własnych nieszczęść, nakręcają go do oporu, a potem mechanizm się kręci w sposób nieuchronny – z kilkoma potknięciami czy spowolnieniami w wyniku na przykład choroby, ale kręci się do końca, aż do ostatniej sekundy.

   I ten obciążający mnie psychicznie mechanizm czułam w tej powieści.

   Prowadził niczym w thrillerze psychologicznym do destrukcyjnego i nieodwracalnego końca. Dlatego to opowieść mocno depresyjna. Bez światełka w tunelu. Pełna rezygnacji i deprecjonowanych wartości oraz brutalnych faktów wyłuskiwanych z otoczenia potwierdzających przemyślenia i wnioski bohatera, który sam siebie określił jako dekadenta żyjącego w społeczeństwie bez warunków historycznych do budowania szczęścia, za to ze społeczną maszyną do niszczenia miłości. Jej charakter bardzo dobrze oddała metafora przytoczona przez Florent-Claude’a – Doszedłem więc do stadium starzejącego się skatowanego zwierzęcia, świadomego, że zostało śmiertelnie trafione, a teraz szuka kryjówki, by zakończyć życie.

   Tylko dlatego, że spadł mu poziom libido, czyniąc impotentem.

   To wniosek z  mojego kobiecego punktu widzenia. Trochę ironiczne, ale to moja reakcja na sarkazm i czarny humor, jakimi od czasu do czasu nasączał swoje myśli główny bohater.

 

Serotonina – Michel Houellebecq, przełożyła Beata Geppert, Wydawnictwo W.A.B., 2019, 335 stron, literatura francuska.

 

Na ostrzu książki - Czytam i opisuję, co dusza dyktuje (naostrzuksiazki.pl)