Pierwszy milion nocy - Małgorzata Południak

Margo Pierwszy milion nocy.jpg

Autorka recenzji: Irmina Kosmala 

 

Sploty i rozploty

 

(…) W świecie fikcji / wszystko jest możliwe i uleczalne. (…)
 Wystarczy wejść pomiędzy wiersz i świat.
Wydobyć z niego zachwyt,
bezmiar światła”.

         (Wątek miłosny, Małgorzata Południak)

 

Zaczynam przygodę z najnowszym dziełem Małgorzaty Południak od pytania: tytułowy milion nocy, ile to w zasadzie lat? Blisko trzy tysiące. Cóż można zmieścić w pierwszym milionie nocy? I czy jest on wychylony w przód, czy w tył? Jaka czeka mnie w tym tomiku „filozofia przygody?”.

W świecie Małgorzaty Południak czasy przeplatają się ze sobą i rozplatają. Wszystko zależy od snów, pejzaży, nostalgii i zdarzeń. Chłonę obrazy poetki, wchodzę w jej świat, w którym muzyka i miejski irlandzki zgiełk dyktują tempo dnia, w którym wraz z bohaterką odsłaniam ciężkie kotary, by przez zamgloną szybę zobaczyć obcy świat. Świat, w którym, uczy się Irlandkę słów:

 

 

„ (…) nie dotykaj mnie. Powtarzamy
jakby od tego zależało nasze życie,
każde słowo, echo w pustym pokoju.

W alejach ciągną się murki, rośnie więcej krzaków niż drzew.
Trzeba umieć uciekać przed sobą, przed innymi.
Nie czuję się dobrze, otoczona tym wszystkim.

Czasu nie można cofnąć. Rzeki, rakiet,
wycieków do oceanu, który jak wrzód napęczniał.
Od wnętrza świata też nie można się uwolnić.
To nie jest prawdziwy sens, to tylko próba zapisu
ślady na papierze, które niczego nie zmienią”.

                                  (Rozszczepienie)

 

 

Wymuszone spotkania nie dodają światła. Przeciwnie. Zaciemniają obraz. Pokój nagle staje się pusty. Nie zobaczymy w nim żadnych mebli, bibelotów, okien i ludzi. Wszystko znika jak po przebudzeniu. Wyrywamy się wcześniejszym myślom. Zbyt pośpieszny splot dokonuje dekonwolucji. W rozszczepieniu słów nie znajdziemy porozumienia. Pozostanie jedynie „echo w pustym pokoju”.

 Zatrzymuje mnie ten wiersz, niepokoi. Jak uciec przed sobą, przed innymi? Dokąd? I co to tak naprawdę znaczy „uciekać przed sobą?”. Nie chodzi, rzecz jasna, o ucieczkę z miejsca przeznaczenia. Zmiana pejzażu będzie tylko kolejną i daremną próbą zmiany dekoracji, gdy przyczyna cierpienia leży wewnątrz nas, a nie na zewnątrz. Być może Rozszczepienie stanowi niezgodę na to, kim się dotąd było. To moment otrzeźwienia: nie tędy droga, muszę z niej zawrócić, bo… zginę, przepadnę, roztrzaskam się jak jak echo o kamienne mury wielkiego miasta wznoszącego się nade mną każdego dnia.

Podczas jednego ze spotkań autorskich Dawid Jung zauważył, że w poetykę Margo wpisany jest bardzo silnie motyw urbanistyczny opisywanej przestrzeni. Wydarzenia na ogół dzieją się w wielkich miastach, które rozrastają się niczym trawy na irlandzkich wzgórzach. Bohaterka zauważa także ich upadek: powolne osypywanie się tynku z wież, usypiska, cząstki, odłamki. Jedynie rzeka nie zmienia swojego koryta. Płynie aż do zdławienia, osuszenia.

 

Pytanie, które natrętnie niczym giez powraca, kąsa: cóż można zmieścić w pierwszym milionie nocy? To aż 2 739 lat… Liczby i cytowane słowa pokazują, że cały świat – z historią narodzin filozofii, poezji, wojnami światowymi i lokalnymi, z zatrutymi akwenami, wyrzutami sumienia. Bohaterka powyższego utworu świetnie zdaje sobie sprawę, że jej zapisane myśli to tylko „ślady na papierze”, „próba zapisu”. Nie mają mocy Chrystusowego uzdrawiania. Nie zbawią nikogo. Nie ma w nich wskrzeszenia świata, odkupienia win. Stanowią jedynie opis zdarzeń, w których się uczestniczy, doświadcza, postrzega.

Ten sam strach wnika w następne utwory. W Lęku przeczytamy: „(…) Strach, że sztuka nic nie zmienia – ani myśli ludzi, / ani działań polityków”. Pozostaje „bezradność  - uczucie tak rzeczywiste / i bolesne jak okres, który trwa i zawstydza”. A jednak pejzaże słów rozłupuje poetka z twardych myśli i nakreśla nam nowe horyzonty spotkań, przeżyć, zachwytów i goryczy. Bo w Pierwszym milionie nocy odnajdziemy wszystkie uczucia, które są nam bliskie. Strach, który jest tymczasowy rozrasta się w lęk – o miłość, zrozumienie, dom, o planetę. Koją go w następnych utworach ciągi słów, wypowiadane niemal na jednym wydechu: „(…) spokój, wspieranie, relaksacja, wyciszenie, schronienie, ostoja, / pociecha, konsolacja, otucha, azyl, uspokojenie (…)”. To jednak tylko pozorna chwila wyciszenia. Kontemplacyjną wyliczankę zastąpią za chwilę odmienne ciągi wyrazowe: „ (…) wyjątek, podział, zdrada, nadinterpretacja, oddzielenie się, / osobliwość, rozdzielenie, zaparcie się, wada, rozłam (…)”.
Antynomiczne światy myśli rozsadzają przestrzeń. Trudno się w niej już odnaleźć, zadomowić, kontemplować. Czas i przestrzeń w świecie Margo dyszy własnymi prawami, w którym nie tylko my czujemy się intruzami: „Mamy w sobie wiele ścian” – usłyszymy w wierszu Wejdź i zostań. Zakryj usta.

Ale to nie wszystko.

 

Nic nie dodaję, nie zmieniam,
wciąż mam nadzieję, bo przechodzę
przez twoje uczucia, pragnienia. Przez park.
Wyróżniasz się na tle myślowego zamętu,
a mógłbyś nie skracać drogi, nie zakopywać skórek
bananów pod oknem, w ziemi stworzeń,
nie opuszczać mnie, gdy żyję w tobie pełną piersią.
zrozumieniem, smugą czarnych perfum, kwiatów,
które ścinałeś w każdą pełnię. Gwałtownie,
kręciło nam się w głowach, aż niewielki skrzep
oderwał się i utknął w najczulszym miejscu,
wsiąkł na przedramieniu, w kreski liścia ginkgo,
w siateczkę czerwonych żyłek, w czerwień cięć,
w inną osobę, w jej lęk.

                                   (Do utraty tchu)

 

W tym obrazie zawiera się prawdziwy dramat dążeń i niespełnień, owego bolesnego nienasycenia, które jest schopenhauerowskim refleksem przeznaczenia człowieka nie do szczęścia, ale do cierpienia. Przy takiej optyce, świat jawi się poetce jako wrogie uniwersum, od którego uwolnić się można jedynie przeciwstawiając mu – pielęgnując nadzieję. Nadzieję, która wysnuwa się z przeszłości – ponawianej, przekraczanej – a rzutuje w przyszłość i wkracza w nią, podejmując pytania nowego wieku: o możliwość Całości i „kres człowieka”, zatem o granicę „antropologiczną”, jak i „otwarcie”.

 

Wiele z tekstów Margo poraża pokusą ciemności, względności, nieprzystawalności, lecz także oczyszcza i umacnia duchowe przestrzenie. Przed nami zatem zbiór utworów polifonicznych, żaden monolit, lecz splątana, bogata formacja.

 

------------------------------------------------------------------------

Małgorzata Południak, Pierwszy milion nocy, Wydawnictwo Font, Poznań 2024.