Zielona mila - Stephen King
NINIEJSZA RECENZJA AUTORSTWA MICHAŁA OWCZARCZAKA
ZOSTAŁA WYRÓŻNIONA
W IV KONKURSIE RECENZENCKIM KUŹNI LITERACKIEJ - Offeliada 2013
Jak odróżnić dobro od zła, prawdę od kłamstwa? Jak sprawiedliwie wymierzyć karę i udowodnić niewinność?
Na te oraz inne nurtujące pytania odpowiedzi w mistrzowski sposób próbuje udzielić Stephen King w bestsellerowej książce „Zielona mila”. Autor wielu kultowych thrillerów i horrorów początkowo opublikował tę powieść w odcinkach w 1996 roku i od razu stała się ona wydarzeniem czytelniczym, wzbudzającym tyle samo zachwytu co kontrowersji.
Akcja „Zielonej mili” rozgrywa się w latach 30. ubiegłego stulecia. Opowiada o losach strażnika więzienia Cold Mountain – Paula Edgecombe’a, który jest zarazem narratorem historii, opisywanej po wielu latach, u schyłku życia. Niczym się nie wyróżniający sumienny człowiek, mający kochającą rodzinę, z dnia na dzień staje się świadkiem niezwykłych, wręcz zdumiewających wydarzeń: do więzienia przybywa, niesłusznie skazany za brutalne morderstwo dwóch dziewczynek, olbrzym o łagodnym wyrazie twarzy, z oczami pełnymi łez – John Coffey. Jak się wkrótce okazuje ma on nadprzyrodzoną moc uzdrawiania innych. Jakie znaczenie ma to dla Paula, jego przyjaciół i samego oskarżonego? Jak w oczekiwaniu na wyrok zachowują się inni więźniowie – w czym znajdują pociechę i radość w ostatnich momentach życia? Czy potrafią zaakceptować to, co niewytłumaczalne? Przez chwilę zastanowić się, co naprawdę ważne jest w życiu? Te i inne pytania czekają na każdego , kto chciałby zagłębić się w tej niezwykle wzruszającej powieści. Powieści, na której kartach przeplatają się ludzkie cierpienia i dylematy, tworząc unikalną i wzruszającą historię.
400-stronicowa książka emanuje bogactwem niezwykłych i niejednoznacznych nastrojów, co zresztą w idealny sposób komponuje się z całą historią Edgecombe’a. Muszę przyznać, że ten nastrój udzielił się i mnie – było wiele momentów, w których nie mogłem ukryć wzruszenia, ale były i takie, w których zapadałem w głęboką zadumę. Melancholia, tajemniczość, emocjonalność to zapewne zasługa nie tylko świetnie skonstruowanej fabuły, ale także obrazowego stylu. Książka zachwyciła mnie niezwykłą formą. Stephen King, który zasłynął jako mistrz dzieł grozy, tym razem wydał książkę, która w zwyczajny sposób „gra” na emocjach czytelnika, wyzwalając w nim skrajne emocje. „Zmęczony jestem bólem na świecie, który czuję i słyszę...” – powie w pewnym momencie Coffey. To boleśnie piękne zdanie ( w całej powieści można zresztą znaleźć ich wiele) zmusza do przemyśleń na temat tego, kto staje się nieszczęśliwym bohaterem powieści – oskarżony o łagodnym uosobieniu czy strażnik, który za wszelką cenę będzie pragnął uniewinnienia Coffey’a? Zmusza do zastanowienia, jaką wartość ma dla człowieka życie, co znaczą dla niego sprawiedliwość, prawda… Czym jest śmierć ? Każdy czytelnik zapewne udzieli innej odpowiedzi i chyba to właśnie jest najlepszą rzeczą w tej książce.
Wydawać by się mogło, że ekranizacje nigdy nie oddają prawdziwej natury książki. Jednak to, czego dokonał Frank Darabont w filmie o tym samym tytule jest niebywałą sztuką. Fabuła filmu, jego przekaz i świetnie dobrana obsada aktorska z Tomem Hanksem i Michaelem Clarke Duncanem w rolach głównych przyniosła twórcom aż cztery nominację do Oscara (co ciekawe film nie zdobył żadnej statuetki). Film, którego światowa premiera miała miejsce w grudniu 1999 roku, przez wielu krytyków uważany jest za jedną z najlepszych odsłon światowego kina. Trzeba przyznać, że stanowi on znakomity dodatek do fabuły powieści. Dwie formy dzieła – książka i film – znakomicie się uzupełniają, tworząc wręcz nierozerwalną całość. Na pochwałę zasługuje fakt, że produkcja wiernie odwzorowuje historię przedstawioną w powieści Kinga. Profesjonalne udźwiękowienie, efekty specjalne i świetna scenografia miały niebagatelny wpływ na sukces tego blisko trzygodzinnego, niełatwego w odbiorze, dramatu. Kiedy po raz pierwszy zacząłem oglądać „Zieloną milę”, byłem nastawiony sceptycznie, bo przecież nie może być tak dobra jak powieść. Dziś film ten mógłbym oglądać każdego dnia i wiem, że nigdy mi się nie znudzi.
Znam wielu ludzi, którzy po „Zieloną milę” sięgnęli dopiero po obejrzeniu filmu, co nieczęsto zdarza się we współczesnym świecie. Uważam zatem, że film, który w wielu momentach budzi u odbiorcy skrajne uczucia, znakomicie spełnił swoją rolę – zachęcił do przeczytania książki, która naprawdę jest świetna.