Wywiad z Tullio Avoledo - autorem "Korzeni niebios"
Tullio Avoledo – pisarz, jasnowidz, bankier. W odpowiedziach na pytania użytkowników portalu Metro 2033 zapowiada kontynuację Korzeni niebios. Tym razem bohaterowie zejdą do podziemi, do tuneli mediolańskiego metra.
Opowiada także o tym, co wie o Polsce, jakiej muzyki słuchał pisząc Korzenie niebios oraz jakie są jego ulubione potrawy.
Odpowiedzi Tullia, zwłaszcza dotyczące jego zdolności paranormalnych, rzucają nowe światło na Korzenie niebios, a szczególnie na jej kontrowersyjne zakończenie.
1. Czytelników zastanawia epilog powieści. Chciałbym się dowiedzieć co było inspiracją takiego zakończenia? Czy mógłby Pan również wyjaśnić co dzieje się w Wenecji pod koniec książki?
(DeadEagle)
Witam. Powieść kończy się w taki właśnie sposób, ponieważ już w trakcie pisania uświadomiłem sobie, że jedna książka nie wystarczy, by pomieścić wszystkie pomysły, które przychodziły mi do głowy. Praca nad nią była chyba najlepszą metodą zgłębiania świata Metra 2033 i odkrywania nowych dróg, nowych możliwości poszerzania jego granic. Dmitrij ustalił niewiele reguł, a ja starałem się ich nie łamać (choć czasami pokusa była silna…). Ale nie mogłem być całkowicie obojętny wobec niektórych sygnałów nadprzyrodzonych działań, które pojawiają się w jego książkach, jak na przykład parapsychologiczne zdolności czarnych czy metro widmo.
W mojej pierwszej powieści z serii Uniwersum Metra 2033 pozwoliłem sobie również na narrację w pierwszej osobie, aby czytelnik mógł patrzeć na rzeczy i fakty oczami księdza Johna Danielsa, który nie jest narratorem wszechwiedzącym. On widzi na swój własny sposób, bywa, że niewłaściwy. Odkąd część zdarzeń ignoruje a dla wielu innych nie znajduje wytłumaczenia, często jego osąd jest niedokładny lub po prostu błędny. Kolejna powieść ma być napisana w trzeciej osobie, dzięki czemu treść będzie bardziej przystępna dla czytelników. Natomiast jeśli chodzi o finał Korzeni niebios, należy spojrzeć na Wenecję jak na zburzone mrowisko pozbawione królowej (Patriarcha). Część mieszkańców decyduje się podjąć ryzyko kolejnej próby nuklearnej zagłady i pozostaje w mieście czekając na to, co ma nastąpić ze strony Rzymu. Inni wyjeżdżają, wybierają nieznane. Ojciec John nie wie, co zamierzają weneccy czarni, więc i czytelnik pozostaje w nieświadomości. Do trzeciej części, kiedy wszystko stanie się jasne.
2. Jaki rodzaj muzyki poleca Pan na czas lektury?
(Flavio)
Ha! Dobre pytanie. Według mnie muzyka, która towarzyszyła mi w trakcie pisania, stanowi 25 procent sukcesu tej książki. To ona dodaje kolorytu i głębi stronom. Podczas pracy nad Korzeniami niebios słuchałem głównie starej muzyki sakralnej, czyli Lamentacji Luisa Tomasa De Victoria, albumu Officium Jana Garbarka i The Hilliard Ensamble, muzyki Ockeghema i Brucela, cudownych utworów chóru z Eton w wykonaniu The Sixteen, ale też i wielu współczesnych kompozytorów ze wschodu, np. Arvo Part, Veljo Tormisa, Peterisa Vasksa. Narracja jest zatem przyprawiona muzyką, która nadaje jej posmak mroczności i tajemniczości. Natomiast kiedy pisałem kontynuację Korzeni niebios, „Dziecięcą krucjatę”, słuchałem raczej starej muzyki, głównie Hymnów Pochwalnych różnych kompozytorów, oraz wielkich legend jazzu, tj. Billie Holiday, Carmen McRae, Charliego Parkera i Theloniusa Monka. Pod koniec pojawił się nawet metal, ale niestety nie umiem podać konkretnych twórców, bo na tym etapie pisania ścieżkę dźwiękową podsuwał mi mój siedemnastoletni syn, a ja nie jestem fanem tego rodzaju muzyki. Więc przykro mi: żadnych nazwisk, żadnych tytułów. Taki sam rodzaj muzyki polecam moim czytelnikom. Metal też…
3. Jak wyobraża Pan sobie kontynuację książki? Co jeszcze może się wydarzyć?
(Mateusz Gęmbarski)
Na to mogę łatwo odpowiedzieć, bo już skończyłem pisać ciąg dalszy… Ojciec John pojedzie do Mediolanu, aby zebrać jak najwięcej ocalałych gotowych walczyć z zagrożeniem ze strony szajki Synów Gniewu okupujących stację Milano Centrale. Będzie musiał tak zrobić, bo bandyci ukradną broń atomową i zaczną zagrażać miastu. Akcja drugiej powieści rozgrywa się głównie na stacjach i w tunelach mediolańskiego metra, będzie więc lepiej przyjęta nawet przez najbardziej ortodoksyjnych czytelników cyklu Uniwersum Metra 2013.
4. Co Pana zainspirowało do wykreowania bóstwa nazwanego Legionem? Kim w rzeczywistości jest ten bohater: demonem, mutantem?
(Mateusz Gęmbarski)
Zdecydowanie mutantem. Wyrazem „zbiorowego sumienia”. Królową ula czarnych. W mojej nowej powieści „Dziecięca krucjata” zobaczycie Mnicha i stworzenia zamieszkujące Katedrę w Mediolanie, którzy też będą przykładami owego zbiorowego umysłu.
Jestem całkowicie przekonany, że przecenia się znaczenie indywidualizmu jednostki; to czysty akt wiary. Tak naprawdę jednak, według teorii Alberta-László Barabásiego, jesteśmy całkiem przewidywalni w naszych zachowaniach i, kto wie, może na skraju ewolucji ujrzymy człowieka w wersji 2.0, czy post-człowieka, który będzie cząstką zbiorowej woli. Kiepska wiadomość jest taka, że ta wola może być narzucona siłą perswazji rynku albo inną formą dyktatury…
Nie wiem kim bądź czym jest Legion. Nazwa pochodzi z Nowego Testamentu, więc może jest po prostu uosobieniem tego zdania. Albo wyrazem moich największych koszmarów…
W rzeczywistości mój trzytomowy udział w cyklu Uniwersum Metra 2033 porusza kwestię chrześcijańskiej idei „ciała uwielbionego”, co może być kluczowe dla zrozumienia Zmartwychwstania Chrystusa i innych niesłychanych faktów, które miały miejsce po Jego śmierci. Namiętnie czytam książki na temat pierwszych kościołów chrześcijańskich i ich duchowości. Ślady tego pojawiają się na stronicach książek. Patriarcha udziela ojcu Danielsowi daru w postaci ciała uwielbionego, czego dowiedzą się Państwo z drugiej powieści.
5. Co sprawia, że duchy w Wenecji są niewidoczne?
(Mateusz Gęmbarski)
To, że są duchami? Przepraszam, to żart.
Cóż, żeby Ci na to odpowiedzieć, muszę trochę o sobie opowiedzieć. Od strony matki, wywodzę się z linii jasnowidzów. Moja babcia i mama widziały zmarłych ludzi, rozmawiały z nimi i przewidywały przyszłość. Kiedy byłem młody, miałem niezłą zabawę, gdy mogłem oświadczyć kolegom, że jakaś nauczycielka nie pojawi się na zajęciach, bo była chora, albo zgadywałem liczby i tak dalej. Nie było mi jednak do śmiechu, kiedy w wieku 21 lat w Trieście, przechadzając się korytarzem starej biblioteki, w której przygotowywałem się do egzaminu na studiach, rzuciłem okiem w prawo i zobaczyłem długi pokój wypełniony pustymi metalowymi łóżkami. Na jednym z nich ujrzałem młodego blondyna w białym medycznym fartuchu i w niemieckiej czapce wojskowej z insygniami SS. Nasze spojrzenia skrzyżowały się i po chwili już go tam nie było. Znów była to sala biblioteczna, a po duchu nie został żaden ślad. Muszę dodać, aby uprzedzić wszelkie pytania, że byłem całkowicie trzeźwy i nie byłem pod wpływem żadnych prochów. Dlatego nie mam żadnych wątpliwości, co do prawdziwości tamtej wizji. To się działo naprawdę i duch tam był. Dorastając, próbowałem znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie tamtego wydarzenia. Doszedłem do wniosku, że to mogło wynikać z natury samego czasu. Wiesz, jeśli czas nie jest linią (dość proste stwierdzenie), ale kontinuum otaczającym nas jak woda pływaka, być może istnieje realna możliwość kontaktowania się z przeszłością czy przyszłością. Nie wspominam nawet o równoległych wszechświatach, które zgrabnie tłumaczyłyby to, co jestem pewien, że widziałem.
Trochę mi to zajęło, ale już odpowiadam na Twoje pytanie: duchy są niewidoczne, ponieważ mimo że są wszędzie wokół nas, bardzo rzadko stajemy przed szansą zobaczenia ich. To, że są niewidzialni, nie jest spowodowane jakąś cechą ich egzystencji, ale ułomnością naszego postrzegania.
6. Intryguje mnie to, że nakreśla Pan podobieństwo między Maksimem a Danielem Olbrychskim. Dlaczego?
(Grzegorz Sadziak)
Bo go bardzo lubię. Co więcej, dorastałem na filmach Andrzeja Wajdy i zawsze widziałem w Danielu filmową wersję mojej osoby. Nie wiem dlaczego. To się po prostu stało. Mit mojej młodości.
7. Czy mógłby Pan wyjaśnić, skąd pomysł braku warstwy ozonowej? W pozostałych książkach serii Uniwersum Metra 2033 nie ma tego problemu.
(Grzegorz Sadziak)
Może nie ma problemu braku warstwy ozonowej. A może inni pisarze go nie zauważyli, choć sam problem ozonu istnieje… Wiesz, jedną z niewielu reguł ustanowionych przez Dmitrija dla kontynuatorów była kwestia umiejscowienia opisywanych doświadczeń i tak zwana mgła wojny. Chodzi o to, że w świecie, w którym komunikacja na szeroką skalę zupełnie nie istnieje, to co w jednym mieście znane jest jako „czarny”, w innym mieście czy kraju może zostać nazwane „potworem”, „nocnym diabłem” czy „stalkerem”. Podobnie jest z kwestią końca świata. W jednym miejscu jego przyczyny należy szukać w wojnie, gdzie indziej zaś wywoła go zwykły incydent, itp. To, że ojciec Daniels (a z nim i narrator) mówi o zaniku warstwy ozonowej, nie oznacza wcale, że to się naprawdę wydarzyło. Z drugiej jednak strony, to mógłby być realny i prawdziwy powód końca świata. Kto wie? Nikt w 2033 roku nie może dysponować technologią, która pozwoliłaby dowieść trafności takich założeń lub jej braku … A przynajmniej nikt kogo pisarze (i czytelnicy) obecnie znają. Może jakaś powieść w przyszłości zmieni ten stan rzeczy…
8. Czy istnieje jakaś prawdziwa osoba, która była inspiracją dla kreacji ojca Danielsa?
(Mateusz H.)
Nie. To postać całkowicie fikcyjna. Choć muszę przyznać, że czasami kiedy o nim myślę, widzę twarz i karnację amerykańskiego pilota Sił Powietrznych, który był moim sąsiadem przez trzy lata, jakiś czas temu. Dobry żołnierz, a przy tym świetny człowiek: intelektualista, który przeczytał całe mnóstwo biografii i podręczników do historii, co nie przeszkadza mu podejmować się misji wojennych. Dla pisarza to bardzo intrygująca osobowość.
9. Zastanawiam się do jakiego stopnia wzorował się Pan na prawdziwych wydarzeniach i ludziach, których Pan spotkał na swej drodze: osobiście, w życiu publicznym, wśród żołnierzy?
(Maciej Wodzyński)
Mój wujek był saperem we włoskiej armii. Już jako młody chłopak służył w wielu niebezpiecznych miejscach. Po drugiej wojnie światowej we Włoszech pojawiło się trochę ruchów separatystycznych, a z nimi terroryzm. Wujek stacjonował w dwóch newralgicznych obszarach, na Sardynii i Górnej Adydze, i tam zajmował się rozbrajaniem bomb. Brał też udział w nalotach. Kiedy byłem dzieckiem dużo opowiadał mi o detonowaniu bomb i min. Umiał też zrobić działający pistolet z dwóch kawałków drewna, gwoździa i opaski elastycznej. Uwielbiałem to. Wspaniałe lekcje.
Zmarł w latach pięćdziesiątych na skutek przewlekłych obrażeń, jakie odniósł podczas próby rozbrojenia bomby. To od wujka nauczyłem się strzelać z karabinu na dużą odległość. Jakaś część jego samego pozostanie na zawsze w szwajcarskich gwardzistach z mojej powieści.
10. Dlaczego zdecydował się Pan opublikować swoją książkę jako część cyklu Uniwersum Metra 2033, a nie jako niezależną powieść?
(Maciej Wodzyński)
Ponieważ zostałem o to poproszony przez samego Dmitrija Glukhovsky’ego i chciałem doświadczyć czegoś nowego. Mam tu na myśli tworzenie w obrębie narracyjnej przestrzeni innego pisarza. To trudne zadanie, bardzo trudne, ale też wspaniałe. Kiedy rozpoczynałem prace nad Korzeniami niebios miałem za sobą niedawne wydanie powieści science fiction, którą napisałem razem z moim przyjacielem, Davidem „Boosta” Dileem, członkiem wiodącej grupy rockowej Subsonica. Davide jest geniuszem. Świetnie gra na klawiszach, poślubił brazylijską modelkę, a niedawno został wydawcą powieści politycznych i pamfletów. Naprawdę go lubię, tak jak i Dmitrija. Światu potrzeba wyobraźni i umiejętności snucia właściwych marzeń. Chciałem zaprzyjaźnić się z Dmitrijem i napisanie książki dla serii Metro 2033 dało mi taką możliwość, tak jak wcześniej „Dobre miejsce do umierania” było sposobem na wzmocnienie mojej przyjaźni z Davidem.
11. Postapokaliptyczny świat trochę kojarzy się z serią gier Fallout. Podczas lektury wyobrażałem sobie, że Gottschalk to taki Frank Horrigan z Fallout 2. Obydwaj potężni, silni fizycznie, w nietypowych zbrojach. Czy i Pan kierował się podobnym skojarzeniem? Czy wspomniana seria Fallout była dla Pana inspiracją?
(Paweł Kukliński)
Pewnie. Tak bardzo podobała mi się Fallout 2, że zakończenie powieści A Year with Twelve Winters osadziłem w futurystycznej przeróbce londyńskiej dzielnicy portowej, która wygląda jak teren tej gry. Są tam więc nieprawdziwe mutanty i prawdziwa rekonstrukcja architektury postapokaliptycznego Waszyngtonu. Nawet struktura książki była inspirowana grą: ogromne wrażenie wywarł na mnie sposób, w jaki pierwsze rozszerzenie DLC, Operacja Anchorage, ukazała zupełnie nowe możliwości w przestrzeni, która wcześniej wydawała się już całkowicie zbadana i zagospodarowana. Zastosowałem podobny chwyt w strukturze narracji. Mam nadzieję, że prędzej czy później książka trafi do rąk polskich czytelników. Według mnie jest to najlepsza rzecz, jaką do tej pory napisałem. David Gottschalk na pewno wzoruje się na Horriganie, ale imieniem składa hołd jednemu z moich ulubionych pisarzy science fiction, nieżyjącemu już Johnowi Brunnerowi. W The Jagged Orbit Gottschalk podżega do wojny, handlując bronią z wszelkimi frakcjami przyszłego świata.
12. Proszę powiedzieć, iloma językami Pan się posługuje?
(Stalkero88)
Mówię po włosku, angielsku, hiszpańsku i francusku, no i trochę po niemiecku. Znam też, oczywiście, friulski – język regionu, z którego pochodzę, czyli północno-wschodnich Włoch. To właściwie mój język ojczysty. Jest bardzo trudny i, wbrew temu co niektórzy mówią, nie jest dialektem! Włoski opanowałem dopiero w wieku 15 lat, był to więc mój drugi język.
13. Co lubi Pan jeść?
(Stalkero88)
Lubię przyrządzać i jeść ryby. Każdy rodzaj. Pod tym względem Włochy są idealne. Ale jestem otwarty na każdy styl gotowania, których wiele poznaję podczas moich podróży. Jestem ciekawski i wszystkożerny. Najbardziej przypadła mi do gustu kuchnia chińska i gruzińska, którą odkryłem podczas ostatniej wizyty w Moskwie.
14. Czy był Pan kiedykolwiek w Polsce?
(Maciek Szczyka Szczeklik)
Niestety nie, ale chciałbym to nadrobić jak najszybciej.
15. Co sądzi Pan na temat naszej narodowej (prawie postapokaliptycznej) historii? Jak wyglądałaby Polska po inwazji nuklearnej?
(Maciek Szczyka Szczeklik)
Hm, nigdy nie byłem w Polsce. Wy lepiej możecie sobie wyobrazić, jak by wyglądał Wasz kraj w 2033 roku… Jeśli chodzi zaś o historię, to parę lat temu pojechałem do Wiednia i zwiedzałem miejsca, w których Jan III Sobieski dowodząc trzytysięczną husarią zmienił bieg historii i złożył świadectwo niewiarygodnej odwagi. Poświęciłem temu wydarzeniu rozdział powieści science fiction „Dobre miejsce do umierania”. W oczywisty sposób porusza mnie też trudny dla was czas XIX i XX wieku i męstwo, jakie wykazujecie w sytuacjach zagrożenia. Wasi piloci odegrali kluczową rolę w zwycięskiej bitwie o Anglię, a polskim żołnierzom mój kraj zawdzięcza uwolnienie od nazizmu i faszyzmu w latach 1944–1945. I choć nie umiem przewidzieć jak wyglądałaby Polska po katastrofie nuklearnej, śmiało mogę powiedzieć, że na pewno okazalibyście odwagę i szaleństwo. Tak działają bohaterowie i wielcy poeci.
16. Czy to już koniec Pana wkładu w Uniwersum Metra 2033? Jakie są Pańskie plany wobec poszczególnych protagonistów?
(Krzysztof Kapuściński)
Właśnie skończyłem drugą powieść dla Uniwersum, zatytułowaną „Dziecięca krucjata”. Głównym bohaterem jest nadal John Daniels, ale pojawiają się też nowe postaci. Mam nadzieję, że książka ukaże się drukiem we Włoszech i Rosji jeszcze przed końcem tego roku. Miejsce akcji to Mediolan. W ostatniej części mojej trylogii ojciec John Daniels wróci do Rzymu przez Florencję zdominowaną przez siły Złego. Pisanie do Uniwersum Metra 2033 to czysta przyjemność. Wielką frajdą jest się też przekonać, że ma ona takich wnikliwych i inteligentnych Czytelników. Dziękuję.