Eseje o Bogu i śmierci - Krzysztof Michalski
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
Co może kryć się za grzbietem nieba?
Filozofować to uczyć się umierania.
Montaigne
Rok temu (2013) umarł znany i uznany polski filozof, Krzysztof Michalski, uczeń Leszka Kołakowskiego, przyjaciel Józefa Tischnera. Ale czy umarł? Chyba lepszym słowem będzie „odszedł”. Fizycznie już go z nami nie ma, już nie odbędzie wykładu ani nie napisze kolejnej książki. Jednak jego słowa, myśli – nieuchwytne atomy intelektualnego porozumienia - krążą wokół nas. W nas.
Przed śmiercią pracował nad książką, traktującą o rzeczach ważkich, pisanych i myślanych nierzadko wielkimi literami: Bogu i Śmierci. Swych esejów nie dokończył, poprzestając na trzynastym. ”Eseje” to mini-traktaty filozoficzne, teologiczne, egzystencjalne. Odnajdziemy w nich refleksje o zmartwychwstaniu, a zatem pokonaniu (upokorzeniu) śmierci, przyjrzymy się ciekawej metaforyce „Anioła”, dowodzącego pękniętej ludzkiej tożsamości, zapoznamy się również z dwiema interesującymi recenzjami książek przyjaciela Michalskiego – Józefa Tischnera – „Filozofią dramatu” oraz „Polskim kształtem dialogu”, przeczytamy też mowę okolicznościową, wygłoszoną na osiemdziesiąte urodziny swego mistrza – Leszka Kołakowskiego.
Zatem „Eseje o Bogu i śmierci” złożone będą z przeróżnych tekstów (nie tylko eseistycznych), o naturze filozoficznej. Ostatni z nich: „Cud dobra”, pozostawi nas z otwartym i nabrzmiałym wątpliwościami pytaniem - nie o to, co jest po drugiej stronie lustra, a o to, skąd się bierze zło, skąd dobro.
I tak z nostalgią można by było odłożyć tę książkę po przeczytaniu na półkę. Z nostalgią i smutkiem, że na pewne egzystencjalne pytania nigdy nie uzyskamy wyczerpujących odpowiedzi i że każda dusza, która wcześniej pokochała sposób myślenia Fryderyka Nietzschego, polubi również filozofię Michalskiego…, gdy nagle pewna myśl wytrąci nas z nastroju chwili. „Już gdzieś to przecież czytałam! Nie, niemożliwe…, na pewno czytałam!”. W pobliżu „Esejów” na półce odłożony był dawno temu strawiony „Płomień wieczności” K. Michalskiego. Przewertowawszy spiesznie kilka kartek, natknęłam się na ten sam esej tegoż autora: W „Płomieniu wieczności” otwierającym esejem jest „Nihilizm” – dokonujący ciekawej analitycznej „rozbiórki” Nietzscheańskiego pojęcia. I uwaga: ten sam tekst (nieco krótszy) pod rozszerzonym tytułem: „Nihilizm: miejsce dla Boga” odnajdziemy w najnowszych „Esejach”. Bez zająknięcia się w słowie wstępnym na ten temat prof. Marcina Króla.
Autoplagiat czy redakcyjna sztuczka, by niedokończone dzieło autora jakoś „dociążyć”?
To pytanie, podobnie jak powyższe, również pozostanie otwarte, uwierające i smutne.