Opowiadaj mnie zawsze od nowa - Aleksandra Rychlicka

opowiadaj mnie okl

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 

Zapomniane sny

 

Przypadkowe zdarzenia są bliznami losu.

                                              Carlos Ruiz Zafón

 

Już w pierwszym zdaniu trzeba to sobie powiedzieć: debiutancka powieść Aleksandry Rychlickiej - scenarzystki, pisarki, copywriterki – napisana jest wyśmienicie. Niewielkiej objętości książka (a szkoda!) wciąga nas od pierwszych stron i nie pozwala o sobie zapomnieć na długo po odłożeniu. Co w niej jest więc takiego, zachodzimy w głowę, że aż tak pociąga, zniewala, uwodzi?

Po pierwsze klimat. Rzecz dzieje się pomiędzy. Pomiędzy Janem a Idą, zimą a wiosną, dniem a nocą, miłością a rozczarowaniem, odnalezieniem a zagubieniem… Klimat powieści co rusz przywodzi na myśl klasyków literatury magicznej: Charlesa Lutwidge'a Dodgsona (pseudonim Lewis Carroll) czyCarlosa Ruiza Zafóna. Jest więc Alicja, tajemniczy rudy kot, uzależniające konfitury, sny i halucynacje – jak w „Alicji w krainie czarów”. Jest również osobliwa księgarnia Pegaz, do której można trafić tylko raz, otrzymawszy w przedziwnych okolicznościach sekretną mapę, jest i zaginiony manuskrypt, który ujawni tajemnicę niezwykłej więzi bohaterów – jak w „Cieniu wiatru”.

Po drugie treść. Główny bohater,Jan, od czterech miesięcy przebywa w obcym sobie miasteczku, by szukać śladów zmarłego kilkanaście lat temu ojca. Ludzie, którym kiedyś zmarły mógł być bliski, reagują teraz na jego syna co najmniej dziwnie – lękliwie, niechętnie, czasem z przerażeniem w oczach. Jan nic z tego nie rozumie. Przybył tu, by dokończyć książkę ojca, którą ten pisał. Niespodziewanie w jego sny wkracza Ida – dziewczyna, przed którą w tychże snach ucieka. Za sprawą tajemniczego kota spotyka ją potem w rzeczywistości w barze i parku. Bohater bierze od niej numer telefonu. W snach Idy też pomieszkuje, dlatego dziewczyna chętnie daje mu swój numer. Oboje są więc sobie bliscy, w jakiś sposób zafascynowani, ale i zmieszani spotkaniem i pełni obaw o dalsze losy tej niemal fantasmagorycznej znajomości. Co zaskakujące, Ida czyni kolejny krok. Przychodzi do Jana niespodziewanie, wiedziona przez tego samego rudego kota. Dochodzi do zbliżenia: bohaterowie kochają się, jednak nie jak bliscy sobie ludzie. Nadal to dwie autonomiczne planety, dwa odległe sobie byty. Gdy Ida spostrzega u kochanka zdjęcie ojca Jana, uświadamia sobie, że w szufladzie swego biurka skrywa podobne. Pomiędzy szpargałami, jest tam też gdzieś wciśnięty pożółkły manuskrypt: zagubione ogniwo, łączące Jana i Idę pewną tragiczną historią…

Po trzecie zakończenie. Książka Aleksandry Rychlickiej nie powinna mieć i dlatego nie ma zamkniętego zakończenia. Skoro bohaterowie tworzeni są nieustannie – „wciąż jeszcze się stają” – w myśl apriorycznej zasady autorki, to i zakończenie musi pozostać otwarte. To wielki atut tejże powieści, lecz pewnie dla niektórych przykre zaskoczenie. Cóż, ta książka jest rodzajem spotkania z czytelnikiem, który powinien wiele rzeczy sobie w niej domyślić, dopowiedzieć, dogonić. No właśnie: „dogonić”, bowiem bohaterowie wiecznie uciekają – przed sobą i nami. Boją się schematów, dookreśleń i dopowiedzeń ich do końca, bo to oznaczałoby ich kres. A przecież oni, jak i cała ta opowieść, są bezkresni.

Gorąco polecam, a Autorce gratuluję debiutu.