Czardasz z mangalicą - Krzysztof Varga
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
Smaki Vargi
Tej książki nie można było zatytułować inaczej: Czardasz z mangalicą, a zatem – jak można się domyślić – taniec ze śmiercią. Czardasz to popularny rodzaj węgierskiego ludowego tańca (Csárdás), który swą nazwę zapożyczył od pradawnego węgierskiego terminu na określenie tawerny. Mangalica z kolei to porośnięta kudłatym futrem świnia o wielgaśnych uszach, której mięso – jak zapewniają sprzedawcy – jest zdrowsze od zwykłej, różowej świni.
Dlaczego taniec ze śmiercią. Otóż w drodze po to mięso i tę słoninę narrator i bohater niniejszej opowieści zasnął za kierownicą i wjechał w tył ciężarówki. Niniejszą książkę, kontynuację Gulaszu z turula, odczytuję jako nie tylko fizycznie odbytą przez autora podróż po kraju swojego ojca, ale również, w pewnym sensie, powieść rozrachunkową z mitami przeszłości kraju, który ukochał, świata, który dzielił z najbliższymi. Rozrachunek, czyli śmierć mitom. Varga bez owijania w bawełnę mówi, jak jest. I to mi się w nim podoba. Że zna swoje wady, opowiada o skłonnościach do hazardu swego ojca, a po latach próbuje odnaleźć ślady pokrewieństwa z innymi ludźmi choćby poprzez samo nazwisko. Wzrusza to i sprawia, że autor w swej opowieści jest wiarygodny.
To, co jest stałe i niezmienne w opisywaniu Węgier przez K. Vargę, to pejzaże wiosek i miast najpierw obserwowane nieśpiesznym okiem z ubocza, z dzielnic peryferyjnych eksplorowanych przez niego części. Przybliżanie nam tych zapoznanych przestrzeni „na chłodno”, bez zbędnej pomady i retuszu. Ukazanie Węgier jako specyficznego „stanu umysłu”: depresyjnego kraju samobójców, ale - co nowe - jako słynnych zabójców, a uściślając: zabójczyń, z których najsłynniejszą jest rzecz jasna Elżbieta Batory.
Kolejnym stałym, a bardzo sugestywnie przedstawionym motywem reportaży Vargi o Węgrzech jest smakowanie potraw w klimatycznych czardach czy na placach targowych. Te ciężkostrawne madziarskie delicje ukrywające się pod obcobrzmiącymi nazwami, jak: rákott krumpli, langosze, pörkölty, korhelyleves i bableves, zostają przez autora niniejszej opowieści nie tylko rozszyfrowane poprzez wyśmienitą i niezapomnianą degustację, ale i opowiedziane w taki sposób, że chciałoby się już dziś zaplanować sobie przyszły urlop właśnie do tego kraju.
Krzysztof Varga zaprasza nas i tym razem do odbycia z nim podróży historycznej. Naszym oczom ukaże się kraj Madziarów z jego azjatyckim początkiem, półtorawieczną niewolą osmańską, zjednoczeniem Węgier, a następnie ponownie z jego upadkiem (za największą narodową klęskę uznaje się Traktat w Trianon, którego ustanowienia spowodowały okrojenie „Wielkich Węgier” o niemal siedemdziesiąt procent!). Autor bez ceregieli obnaży kondycję współczesnego Węgra, który jest jeszcze bardziej zapatrzony w złą przeszłość niż Polak. Ukaże nam Węgra rozżalonego, przepełnionego pretensją i frustracją. Przywoła znamienne słowa: „nem, nem, soha” (nie, nie, nigdy) oznaczające powszechny brak akceptacji dla poniesionych strat.
Z kolei to, co jest nowe w niniejszych reportażach, a czego nie znajdziemy w Gulaszu z turula, to z pewnością interpretacja ciekawej lektury, jak na przykład książka Danilo Kiša – Ogród, popiół czy mnogość porażających pytań o starość i śmierć. W chwili wydania Czardasza autor miał czterdzieści sześć lat, czyli tyle, co ja dzisiaj. Da się odczuć jednak wyraźnie, że świadomość przemijania jest w nim zakorzeniona już od dawna.
Książka wciągająca, intrygująca i mocna.
Polecam wszystkim ową symboliczną, a zarazem na wskroś dosłowną lekturę tańca ze śmiercią. Vardze udało się przed nim cudem wymknąć; mangalicy, jak to w życiu świni bywa, nie.
---------------------------------------------------------------------------------
Krzysztof Varga, Czardasz z mangalicą, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.